O tym, jak to jest być kobietą organizatorką, sportsmenką i prezeską, Marta Michnowska rozmawia z Joanną Staliś – obecnie jedyną przedstawicielką płci pięknej w prezydium Stowarzyszenia „Cross”.
Marta Michnowska: – Kiedy zaczęła się Pani przygoda z „Crossem”?
Joanna Staliś: – W 2005 r. trafiłam do nyskiego klubu „Atut”. Od razu dostałam propozycję, a nawet polecenie wyjazdu na zawody kręglarskie do Tomaszowa Mazowieckiego. Byłam przerażona. Martwiłam się, jak sobie poradzę, przecież nigdy nawet nie próbowałam w to grać. W kręgielni tomaszowskiej przeszłam szybkie szkolenie z zasad gry i rzucania i, o dziwo, zajęłam drugie miejsce! Tak zaczęła się moja przygoda z kręglami. Na drugi rok byłam już w kadrze Polski. Miałam wiele osiągnięć. W 2008 r. za namową świętej pamięci Włodzimierza Sajdycha zorganizowałam pierwsze zawody. Były to półfinały w kręglarstwie klasycznym w Gostyniu. Potem doszły półfinały w bowlingu w Opolu. Początkowo bardzo się bałam tych przedsięwzięć. Czy podołam? Włodzimierz mnie wspierał i chętnie służył radą. Pamiętam, jak zawsze podziwiałam Włodka za to, że miał wszystko w głowie. Wiedział, kto gdzie jest zakwaterowany i o której startuje. Dla mnie wtedy było to niepojęte, że tak można. Dziś uśmiecham się na to wspomnienie. Też mam to wszystko w głowie, nie muszę drukować zgłoszeń, taka mała rutyna. Moje notatki to nieduża karteczka. W 2012 r. zostałam wybrana do Rady Krajowej Stowarzyszenia „Cross”. Po kolejnych czterech latach byłam już w prezydium naszej organizacji. I tak jestem tam do dziś.
– Czy startuje Pani jeszcze w turniejach kręglarskich?
– Z czasem zaprzestałam grania, ponieważ przy organizacji zawodów jest ogrom pracy. Nie da rady pogodzić grania i koordynowania zawodów, bo jedno i drugie pochłania dużo czasu i wymaga wiele poświęcenia.
– Jak to jest być jedyną kobietą w prezydium Stowarzyszenia? Czy to ułatwia współpracę z resztą działaczy, czy może wręcz przeciwnie – utrudnia?
– Szczerze? Nie zastanawiałam się nad tym. Jestem odważną kobietą, mam swoje zdanie. Koledzy dają mi pierwszeństwo wypowiedzi. Często mówię prosto z mostu, od razu, co mi się nie podoba... I chyba to nie jest za dobrze. Sama sobie mówię wtedy: „Aśka, spokojnie, nie nakręcaj się”. Zawsze walczę o kręgle. Współpraca z kolegami jest dobra i poprawna.
– Jak długo jest Pani prezeską „Atutu” Nysa? Członkowie klubu chcieli mieć kobietę za sterem?
– Klubem zarządzam od 2008 r. Prezesurę przejęłam po Julii Zagórowskiej. Też był strach, czy dam radę, czy potrafię. Mogłam liczyć na pomoc zarządu, a przede wszystkim Julki. Do dziś współpracujemy.
– Poza prowadzeniem klubu pełni Pani funkcję koordynatorki ds. kręgli i bowlingu w Stowarzyszeniu. Jak udaje się łączyć tak wiele odpowiedzialnych funkcji? Czy lubi Pani swoją pracę?
– Kręgle to w jakiś sposób też moje życie. Nie jest łatwo pogodzić to wszystko. Klub „Atut” Nysa, koordynowanie zawodów oraz zgrupowań przy Polskim Związku Kręglarskim to moja praca. Na początku roku układam szczegółowy plan działania. Jest co robić. Sama nie dałabym rady. Wciąż rozrasta się papierologia, tworzę coraz więcej różnych sprawozdań. W klubie niezawodna jest pierwsza prezeska, Julia, a we współpracy z PZKręgl. – zarząd. W sprawach organizacyjnych bardzo pomocni są Wojciech Puchacz i Adrian Hibner. Lubię swoją pracę, szczególnie jeżeli przynosi radość innym osobom.
– Czy przy tych wszystkich zajęciach ma Pani jeszcze czas na przyjemności – czas dla rodziny, na hobby albo aktywność sportową?
– Staram się znaleźć chwilę dla siebie. Odpoczywam w domu, to moja oaza. Znajomi i rodzina dostosowują się do mnie. Jak chcą mnie odwiedzić czy zaplanować coś wspólnie, to najpierw pytają, kiedy mam wyjazd. Spotkania z przyjaciółmi, rodziną dodają mi skrzydeł. Poza tym biegam, maszeruję, w zimie morsuję. Dorosły syn, Bartosz, nie nadąża czasami za mamą. Muszę mu robić grafik, gdzie i kiedy wyjeżdżam. Nieraz się dziwi, kiedy dłużej jestem w domu.
– Od paru lat jest Pani przewodniczącą Sekcji Niewidomych i Słabowidzących PZKręgl. Od tego czasu współpraca obu organizacji wreszcie układa się dobrze, a nawet wzorowo. Jak udało się doprowadzić do kompromisowej sytuacji?
– Zawsze było dla mnie bardzo ważne, by dbać o rozwój kręglarstwa. W końcu, gdy udało się nawiązać współpracę między dwoma prężnie działającymi organizacjami, można było odetchnąć. Śmiało powiem, że do tego sukcesu przyczyniła się kobieta, ówczesna prezes Stowarzyszenia „Cross” Józefa Spychała. Razem podpisałyśmy porozumienie z urzędującym wówczas prezesem PZKręgl. Bronisławem Brońskim. Jeśli tylko chce się rozmawiać, to w końcu musi przyjść kompromis i sukces. To lepsze niż zwady, pomówienia, pochopne ocenianie.
– Jakie najbliższe sportowe wyzwania stoją przed kadrowiczami bowlingu i kręglarstwa? Czy kalendarz imprez międzynarodowych wraca na zwykłe tory po względnym opanowaniu pandemii COVID-19?
– Na dzisiaj mamy informacje o planowanych ME w kręglarstwie klasycznym, które mają się odbyć pod koniec maja w Serbii, w miejscowości Apatin. Niebawem półfinały i mistrzostwa Polski, potem wyłonienie reprezentacji, zgrupowania. Mam nadzieję, że na koniec pozostanie tylko wyjazd do Serbii po medale. W bowlingu nic jeszcze nie wiadomo co do rozgrywek zagranicznych. Na razie planujemy zawody krajowe oraz konsultacje.
– Czego by Pani życzyła członkiniom Stowarzyszenia, sportsmenkom, dziewczynom z dysfunkcją wzroku z okazji Dnia Kobiet?
– Kobietom życzę zdrowia, zadowolenia z siebie i wiary we własne siły. Musimy wszystkie uwierzyć, że jesteśmy wyjątkowe, wyjątkowe dla siebie. Naszym wspaniałym sportsmenkom – dużo siły i wytrwałości do podążania ku wyznaczonym celom. My, kobiety, jesteśmy zdolne znieść wiele, wiele, wiele… A sport to często mnóstwo wyrzeczeń. Tak że głowa do góry – i do przodu!
Choć polskiej reprezentacji nie udało się wywalczyć medalu podczas zimowych paraigrzysk Pekin 2022, nie oznacza to, że ich występ nie miał jasnych stron. Zawodnicy z dysfunkcją wzroku zajmowali miejsca w pierwszej dziesiątce, a ci młodsi zaliczyli swoje paraolimpijskie debiuty. W rozmowach z Andrzejem Szymańskim biathlonista i narciarz Piotr Garbowski oraz Michał Lańda, przewodnik Pawła Gila, opowiadają o przygotowaniach do startu i przeżyciach z Pekinu.
Niemożliwe stało się rzeczywistością
Andrzej Szymański: – Siódme miejsce w sprincie to Twój i Jakuba Twardowskiego sukces na tych paraigrzyskach.
Piotr Garbowski: – Krótko przed wyjazdem wydawało się, że jestem w życiowej formie. Niestety, w Chinach organizm nie wytrzymał zderzenia z wysokością, na jakiej były rozgrywane zawody. Paradoksalnie lepiej szło mi na krótszych dystansach, czyli tych, za którymi zwykle nie przepadałem. Cieszy mnie 7. miejsce w sprincie, cieszy również fakt, że byłem w stanie nawiązać walkę z czołówką. Nasz półfinał był mocno obsadzony. Jednym z zawodników był Kanadyjczyk Brian McKeever – multimedalista paraigrzysk. Miło było stanąć z nim na linii startu, jak równy z równym. Nie doczekałbym się takiej chwili bez mojego przewodnika Jakuba Twardowskiego. Dzięki niemu wiele rzeczy, o których myślałem „niemożliwe”, stało się rzeczywistością.
– Jak długo trenowaliście do tego najważniejszego dla sportowca wydarzenia?
– Przygotowania do Pekinu rozpoczęliśmy tuż po zakończonych paraigrzyskach w Pjongczangu. Sporo w moim życiu zmieniło się podczas tych trzech lat. Zrezygnowałem z pracy zawodowej, zmieniłem sposób odżywania, co przyczyniło się do spadku masy ciała (mniej o 10 kg), a to pozwoliło mi na lepsze wykonywanie planu treningowego.
– Któremu trenerowi zawdzięczacie ten wynik?
– Plan wolontariacko rozpisywał trener Wiesław Cempa, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Przez ten okres przygotowawczy zwiedziliśmy wiele urokliwych miejsc w kraju, jak również za granicą, w których zostawiliśmy litry wylanego potu i krwi na treningach.
– Formę na igrzyska szykowaliście również w Ukrainie, w Jaworowie. Jakie wywiozłeś stamtąd wrażenia?
– Trenowaliśmy w tamtejszym ośrodku przygotowań paraolimpijskich. Poznaliśmy bliżej naszych ukraińskich rywali. Zarówno zawodnicy, jak i ich trenerzy są bardzo serdecznymi i przyjaznymi ludźmi. Wielu z nich to moi bardzo dobrzy znajomi. Jest mi niezmiernie przykro, że muszą mierzyć się teraz w tej nierównej walce z najeźdźcą. W Pekinie pokazali, jakimi są dzielnymi i walecznymi zawodnikami. Podziwiam ich za to, że potrafili startować i zdobywać medale pomimo lęku o bliskich, obaw, niepokoju i innych złych emocji, które się w nich kumulowały.
– A jakie wrażenie zrobiła na was wioska olimpijska?
– Dało się odczuć przygnębienie wynikające z sytuacji w Ukrainie. Nie było tak radosnego i wesołego klimatu jak w Pjong-czangu. W dodatku we znaki dawały się wszechobecne obostrzenia covidowe, wszędzie płyn do dezynfekcji rąk, maseczki i codzienne testy, a po nich czekanie w niepewności na wynik. Oby włoskie paraigrzyska mogły toczyć się już w miłej atmosferze i w spokoju, wśród uśmiechniętych twarzy, bez covidu i wojny w tle. Wyżywienie w Pekinie też było troszeczkę gorsze niż cztery lata wcześniej. Nie mogliśmy się przestawić na tamtejsze smaki i potrawy. Choć były też dania europejskie, to nie smakowały tak jak nasze, polskie.
– Czy warunki do startu były takie, jakich się spodziewaliście?
– Serwisem nart zawodników zajmowali się nasi przewodnicy, moich konkretnie Jakub. W Chinach był bardzo dziwny śnieg. Sztuczny, o małej wilgotności i do tego brudny. Bardzo prawdopodobne, że ten brud to piasek, który przywędrował z deszczem i wiatrem.
– Mam nadzieję, że zapał do narciarstwa nadal w was jest i nie przerywacie wspólnych treningów.
– Jeśli będzie nam dane, to mam nadzieję, że mój przewodnik, który właśnie został szczęśliwym tatą, zdąży troszkę odchować małego Kajetana i będzie miał zielone światło od żony na nasze starty w zawodach, a być może i wyjazd na kolejne wspólne igrzyska paraolimpijskie. I właśnie tego nam życzcie!
Wraz z Kubą jesteśmy wdzięczni i dziękujemy wszystkim tym, którzy w mniejszym czy większym stopniu przyczynili się do udanego przebiegu naszych przygotowań, pomagali nam i kibicowali.
Piotr Garbowski i Jakub Twardowski na zimowych IP Pekin 2022
Biathlon
Sprint na 6 km – 11. miejsce
Narciarstwo biegowe
Bieg na 20 km stylem klasycznym – 6. miejsce Sprint – 7. miejsce Bieg średni – 11. miejsce
Z dziką kartą
Andrzej Szymański: – Kiedy w Pana życiu pojawiły się narty?
Michał Lańda: – Biegałem na nartach odkąd nauczyłem się chodzić. Tata był bardzo dobrym biegaczem narciarskim, członkiem kadry narodowej, kilkunastokrotnym medalistą mistrzostw Polski. Trzy z czterech moich sióstr również trenowały biegi narciarskie, więc tradycje rodzinne połączone z zamiłowaniem do aktywności fizycznej poprowadziły mnie do tego, że zacząłem uprawiać ten sport zawodowo. Ukończyłem szkołę mistrzostwa sportowego w Zakopanem. Jestem medalistą mistrzostw Polski w biegach narciarskich. Karierę zawodniczą skończyłem cztery lata temu, mam teraz 27 lat. Biegi to jednak nie tylko zajęcie czy praca, ale przede wszystkim moja pasja. Więc zostałem przewodnikiem Pawła.
– Gdzie mieszkacie i kiedy dogadaliście się z Pawłem Gilem co do biegów?
– Bardzo dobrze znam się z Kubą Twardowskim, trenowaliśmy zawodowo w jednym klubie. Gdy został przewodnikiem Piotrka Garbowskiego, skontaktował się ze mną, bo poszukiwali przewodnika dla jeszcze jednego narciarza. Ja się zgodziłem i tak zaczęła się nasza wspólna przygoda. Jestem z Podhala, z okolic Zakopanego, a dokładnie z Białego Dunajca. Paweł natomiast z Przemyśla, a więc dystans, który nas dzieli, jest znaczny, aczkolwiek nie stanowi problemu. Wspólnie trenujemy czwarty sezon. Paweł ma aniridię i światłowstręt, jest młodym zawodnikiem, ma 24 lata.
– Jak przebiegały przygotowania do niespodziewanego, bo z dziką kartą, startu w Pekinie?
– Przygotowania do igrzysk paraolimpijskich były intensywne, ale do samego końca nie byliśmy pewni występu. Wierzyliśmy, że się uda, i na każdy trening wychodziliśmy z nastawieniem, że szykujemy się do startu na tej właśnie imprezie. Jasne było, że z racji braku kwalifikacji nie możemy liczyć na zagraniczne zgrupowanie bezpośrednio przed wylotem, wykorzystaliśmy za to najlepiej jak umiemy czas i świetne warunki w Zakopanem. Gdy dostaliśmy dziką kartę, cieszyliśmy się bardzo. Poczuliśmy ulgę, że mamy to, na co liczyliśmy.
– Co was zaskoczyło w wiosce olimpijskiej i w czasie zawodów: ograniczenia covidowe, zakwaterowanie, posiłki?
– Dla nas ta ranga zawodów to kompletna nowość. Od starszych kolegów co nieco słyszeliśmy, czego można się spodziewać, natomiast doświadczyć tego na własnej skórze było czymś nieziemskim. Oczywiście, przez ograniczenia covidowe nie do końca czuć było tę atmosferę i wspólnotę, nie było swobody, jaka prawdopodobnie jest normalnie, ale i tak było to świetne przeżycie. Zakwaterowanie bardzo dobre, jedzenie może nie w moim guście, ale też bez dramatu. Megasympatyczni wolontariusze, no i coś, co zrobiło na mnie największe wrażenie – obiekty sportowe i organizacja logistyczna praktycznie każdego aspektu wydarzenia. Wszystko grało jak w szwajcarskim zegarku. Tylko śnieg do poprawy.
– Co było nie tak z tym śniegiem?
– Był bardzo specyficzny, przede wszystkim tępy i brudny. Musieliśmy się z Kubą nagłowić, żeby przygotować narty chłopakom tak, by jechały przyzwoicie. I to się udało! Nasze narty w porównaniu z nartami konkurencji były bardzo dobre. Mieliśmy satysfakcję, że daliśmy radę zrobić wszystko tak, by Piotrek i Paweł mieli jak najlżej.
– Jak przebiegała rywalizacja na wysokości prawie 1700 m n.p.m.?
– Nasze najlepsze miejsce to 7. w biathlonie. Głównym celem było zbieranie doświadczenia, które zaprocentuje w następnych latach. Wystartowaliśmy w sześciu z siedmiu biegów, więc na pewno się nie oszczędzaliśmy. Co do miejsc, to wiedzieliśmy, że będziemy się starali walczyć o środek stawki. Plan wykonany, więc jesteśmy zadowoleni, chociaż niedosyt jakiś jest. Kilka karnych rund mniej w biathlonie i byłoby świetnie, ale i tak występ na duży plus. Warunki atmosferyczne to kolejny czynnik, który wpływał na poziom trudności zawodów. Wysokość może nie jakaś bardzo duża, natomiast specyficzny klimat i wilgotność powietrza (bardzo niska) były sporą przeszkodą do pokonania, zwłaszcza w pierwszych dniach i startach. Podsumowując, poziom trudności tras niezbyt wysoki, wręcz łatwy, jednak połączenie wysokości, klimatu, sztucznego śniegu oraz temperatury złożyło się na ciężkie zawody.
– Kto ze startujących w paraigrzyskach najbardziej wam imponował?
– Oprócz Piotrka Garbowskiego przede wszystkim Brian McKeever, kanadyjski biegacz, który zdobył już tyle złotych medali na IP, że mógłby obdzielić nimi całą reprezentację Polski (śmiech). Nie mogę też nie wspomnieć o naszych sąsiadach z Ukrainy, których sam udział w czasie trwającej w ich ojczyźnie wojny zasługuje na słowa uznania, a zajęcie drugiego miejsca w klasyfikacji medalowej jest czymś niesamowitym.
– Co dalej? Myślicie o starcie za cztery lata w Mediolanie?
– Moja rodzina niedługo się powiększy i dojdą nowe obowiązki, ale zamierzamy z Pawłem kontynuować karierę. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to za cztery lata widzimy się we Włoszech na zimowych paraigrzyskach – już z dużo większymi aspiracjami i na pewno z większym bagażem doświadczeń.
Paweł Gil i Michał Lańda na zimowych IP Pekin 2022
Biathlon
Sprint na 6 km – 12. miejsce Bieg na 10 km – 10. miejsce Bieg długi – 7. miejsce
Narciarstwo biegowe
Sprint – 15. miejsce Bieg śrdni – 14. miejsce Sztafeta open – 11. miejsce
Aneta Górska i Paweł Nowicki – młodzi niewidomi biathloniści i narciarze biegowi – zadebiutowali na zimowych paraigrzyskach. O kulisach ich startu i wrażeniach z Pekinu opowiada Jan Kobryń, trener i przewodnik Pawła.
Andrzej Szymański: – Z Pawłem i Anetą rozmawiałem w Laskach prawie trzy lata temu, kiedy zbierałem materiał do tekstu o młodych niewidomych narciarzach. Nie było wtedy nawet marzeń o starcie paraolimpijskim!
Jan Kobryń: – Powoli zaczynaliśmy jednak myśleć o tym występie, trzy lata ostro trenowaliśmy, aby być w najlepszej formie, jeśli uda się pojechać.
– Kto przez ten czas finansowo wspierał wasze przygotowania?
– Przede wszystkim gmina Izabelin, z panią wójt Dorotą Zmarzlak na czele, a na zawody wysyłało nas Stowarzyszenie „Cross”. Część 10-20-dniowych zgrupowań odbywała się w Laskach, wyjeżdżaliśmy też do Zakopanego, do Kościeliska. W 2021 r. nie było żadnego wyjazdu zagranicznego ze względu na COVID-19. Przed paraigrzyskami byliśmy na innym poziomie wytrenowania niż Piotr Garbowski z Jakubem Twardowskim.
– To kiedy dotarła do was wiadomość, że lecicie do Azji?
– Formalnie decyzja zapadła na tydzień przed wylotem, a oficjalnie oznaczała dziką kartę przyznaną przez IPC (Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski). Do ostatniego momentu, czyli do 25 lutego, duże wsparcie mieliśmy od Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego, w którego gestii była cała papierologia, dokumenty, testy…
– Pan pojechał jako przewodnik Pawła. A kogo wybrała Aneta?
– Aneta zawsze miała problemy z przewodnikami, ale od ponad roku biega z doskonałą biathlonistką z Kościeliska Catherine Spierenburg.
– Jak minęła podróż?
– Wylecieliśmy 25 lutego: jedenaścioro zawodników, czworo przewodników, lekarze, fizjoterapeuci, szefostwo. Do Paryża lecieliśmy dwie godziny, a potem 11 godzin do Pekinu. Ostatni etap, z lotniska do wioski paraolimpijskiej, to kolejne cztery godziny autokarem.
– A jakie wrażenie zrobiła na was wioska?
– Została pomniejszona, bo mniej było startujących w paraolimpiadzie niż wcześniej zakładali organizatorzy. Obostrzenia covidowe wprowadzono bardzo restrykcyjne. Testy, maseczki, dezynfekcja rąk, obiekt był zamknięty, przemieszczaliśmy się tylko na starty. Z naszego punktu widzenia to były drastyczne ograniczenia, a dla Chińczykow – normalne środki bezpieczeństwa.
– Startowaliście na sztucznym śniegu. Jak się po nim biega?
– Od kilku lat w Europie korzysta się na zawodach właśnie ze sztucznego śniegu, choćby na Pucharze Świata. Tyle tylko, że jak przychodzi odwilż, to wychodzi brudny piasek. Ale ogólnie dobrze się startowało. Nie było specjalnego smarowania nart, jedynie standardowe. Łyżwą nawet biegało się łatwiej.
– Jakie wyniki osiągnęły Laski na wysokościach, na których odbywały się zawody, czyli 1650 m n.p.m.?
– Anetę zgłoszono do czterech biegów. Startowała w dwóch, bo z pierwszego ją wycofaliśmy, a kolejny to kontuzja. Dobiegła do mety w biathlonie na 6 km i w sprincie łyżwą na 1,5 km. W obu startach miała najlepsze wyniki w sezonie. Natomiast Paweł zrobił życiówkę w sprincie biathlonowym (najmniejsza strata do zwycięzcy). Nie ukończył sprintu łyżwą, bo na podbiegu pękło mu wiązanie. Łyżwą na 12,5 km pobiegł na swoim poziomie. W biathlonie triumfowali niewidomi i słabowidzący Ukraińcy, ale wszystkich zakasowali Kanadyjczyk Brian McKeever (w karierze zdobył 16 medali olimpijskich) i Szwed Zebastian Modin. W kategoriach rozgrywanych na siedząco triumfowali Chińczycy. Nie ma się co dziwić, włożyli olbrzymie pieniądze w przygotowania.
– A jak Pan widzi ich przyszłe starty? – Chcę wierzyć, że za cztery lata wrócimy z Włoch z dorobkiem medalowym.
***
Zamieniłem też kilka słów z młodymi sportowcami z Lasek. 22-letni Paweł Nowicki, masażysta z zawodu, jest zadowolony ze swojego debiutu. Powiedział, że to były paraigrzyska „na przetarcie” i za cztery lata w Mediolanie pokaże klasę. Natomiast Aneta Górska, studentka AWF, była trochę zasmucona kontuzją barku i ciągłym zmienianiem przewodniczek w ostatnich latach. Nie ma kto opłacać ich pracy, a dobry przewodnik to połowa sukcesu!
Jak co roku niewidomi i słabowidzący miłośnicy narciarstwa biegowego spotkali się w środku białego sezonu w Kościelisku. Tam szlifowali swoje umiejętności, by po zgrupowaniu rywalizować w Zakopanem o medale mistrzostw Polski 2022.
Jeżdżą tam od czterech lat
Uczestnicy zgrupowania (7-17 lutego), jak i przeprowadzonych po nim mistrzostw mieszkali w willi „U Gąsieniców” w Kościelisku. W recepcji pensjonatu zameldowały się 32 osoby z dysfunkcją wzroku gotowe na wyczerpujące treningi. Ich pasją albo zupełnie nowym sportowym wyzwaniem jest narciarstwo biegowe.
– Na obozie, który miał przygotować do startu w mistrzostwach Polski, wielu uczestników było po raz pierwszy – mówi Józef Plichta, koordynator narciarstwa biegowego w Stowarzyszeniu „Cross”. – Zjechali zawodnicy z całej Polski, aż z piętnastu klubów. Zajęcia poranne i popołudniowe prowadziło czterech instruktorów. Założyliśmy sobie, aby tych, którzy dopiero zaczynają, nauczyć podstaw biegania na nartach, w przypadku pozostałych – poprawić kondycję, koordynację ruchową, umiejętności, bo po roku można wiele zapomnieć.
Większość uczestników miała pierwszy kontakt ze śniegiem tej zimy.
– Ich zaangażowanie było duże albo bardzo duże. Niektórzy wykazywali nawet nadgorliwość (śmiech). Przed wyjściem na trening już wydeptywali śnieg, że dlaczego tak późno, że już powinniśmy iść.
Trenowali na polanie Chotarz i w ośrodku biathlonowym w Kirach.
– Jeździmy tu od czterech lat. Ośrodek, w którym byliśmy zakwaterowani, ma swoją duszę. Jego właściciele to biegacze narciarscy, teraz już troszkę wiekowi, ale startują regularnie. Stanisław Gąsienica na ostatnim Biegu Piastów na pięćdziesiąt kilometrów był czterdziesty w kategorii open. W wieku sześćdziesięciu lat! W młodości biegał w kadrze narodowej, więc wiadomo, że czuje narciarstwo. Wie, co takim ludziom dać do jedzenia, dobrze gotuje. Okazuje się, że kiedyś był szefem kuchni w hotelu „Kasprowy”. Mogę tylko powiedzieć, że trafiliśmy w dobre ręce i z przyjemnością jeździmy tam co roku – mówi zadowolony koordynator.
Mistrzostwa na trasie FIS-owskiej
W mistrzostwach Polski w Zakopanem wystartowało 49 niewidomych i słabowidzących biegaczy narciarskich.
– Siedem razy, gdy robiłem rywalizację dla „wzrokowców”, podpinaliśmy się pod organizatorów mistrzostw Polski narciarzy pełnosprawnych, na przykład w Wiśle. Teraz sami byliśmy organizatorami swoich mistrzostw, więc wszystko było na naszej głowie – opowiada Józef Plichta. – To było dla nas duże wyzwanie, mnie kosztowało sporo stresu i zdrowia. Zawody na bieżąco obsługiwało pięć osób, a ponieważ przyjechało wielu zawodników niewidomych, musieliśmy także znaleźć dla nich przewodników. Obsługa spikerska, dostępna na trasie pomoc medyczna, na mecie gorąca herbata, ciasto – wszystkiego musieliśmy przypilnować sami. Normalnie na takich dystansach, z których najdłuższy to 10 km, wszystko odbywa się w ciągu godziny. W naszym przypadku, gdy uczestnikami są zawodnicy z dysfunkcją wzroku, trwa to dłużej, tym razem zajęło nam to cztery godziny. We własnym środowisku, na własnym terenie wiadomo, do kogo się udać, z kim co załatwić. Na wyjeździe wszystko się przeciąga, a kłopoty organizacyjne narastają. Ale za każdym razem człowiek się uczy. Gdybym nie miał doświadczenia, to byłoby jeszcze gorzej.
Rywalizowano w sześciu kategoriach na świetnie przyszykowanej FIS-owskiej trasie bazy przygotowań olimpijskich przy Centralnym Ośrodku Sportu w Zakopanem. Do rywalizacji stanęło 49 zawodników i zawodniczek, niewidomych sportowców wspierało na trasie 14 przewodników.
W sobotę (19.02.2022) odbył się bieg długi w stylu dowolnym. Seniorki, seniorzy i juniorzy grupy B, czyli początkujący, pobiegli łatwiejszą trasą na dystansie 5 km, młodzicy i młodziczki – na 3 km. Seniorzy i juniorzy biegli 10 km (cztery razy 2,5 km) – na trasie trudniejszej. Zawodnicy startowali pojedynczo, w interwale czasowym. Niewidomi mieli handicap 12 procent. W niedzielę ścigano się w biegu krótkim w stylu klasycznym. Uczestnicy startowali w kolejności wyników uzyskanych w biegu długim. Najdłuższy dystans tego dnia to 5 km, najkrótszy – 2 km, dystanse były przydzielane według podobnego klucza jak w poprzednim dniu. Juniorzy, którzy startowali w biegu długim w grupie B, w drugim dniu wystartowali w grupie A.
– W bieganiu na nartach chodzi nam o to, żeby aktywizować tych ludzi. Start w takich zawodach czyni wiele dobrego nie tylko fizycznie, ale także w sferze psychiki. Rehabilitacja następuje choćby poprzez kontakt z innymi osobami. Po rywalizacji pogadają ze sobą, wymienią opinie, poznają się bliżej. Jest paru zawodników, którzy biegają w Pucharze Świata, łapią się na ministerialne stypendia. Niektórzy z nich polecieli nawet na paraolimpiadę do Pekinu, ale dla większości osób z dysfunkcjami wzroku narty to przede wszystkim rekreacja – dodaje koordynator i organizator narciarstwa biegowego w strukturach Stowarzyszenia „Cross”.
Weteranka o technice biegu
Georgina Myler, na co dzień wiceprezes klubu „Łuczniczka” Bydgoszcz, już tyle lat jeździ na zgrupowania narciarskie i mistrzostwa Polski niewidomych i słabowidzących, że czuje się weteranką w tej dyscyplinie sportu. Wszystko wydaje jej się tu znajome, nic nie zaskakuje.
– I tym razem było podobnie, aura typowo zimowa, bardzo dużo śniegu. Ośrodek w Kościelisku doskonale przygotowany do zajęć z nartami, zarówno na miejscu, gdzie jest narciarnia i koziołek do smarowania nart, jak i pod względem przyległego terenu. Po wyjściu z ośrodka widać polanę z czekającymi na początkujących torami do jazdy stylem klasycznym. Idąc w las, mija się stadion biathlonowy, który w tym roku został oświetlony. A trasa stamtąd prowadzi już na Chotarz, gdzie od lat trenujemy. To jest pętla o długości około trzech kilometrów.
Jest pierwszą seniorką, która zaczęła jeździć na nartach biegowych. Swój debiutancki start w mistrzostwach Polski organizowanych przez „Cross” zaliczyła w 2014 roku. Wtedy odbywały się one podczas Biegu Piastów, czyli trasy były dosyć trudne. Nie pamięta ani osiąganych czasów, ani miejsc na mecie, bo dla niej liczy się samo przypięcie nart i możliwość ruchu na śniegu. Podobnie myśli też wiele osób, które pojawiły się w tym roku na zgrupowaniu w Kościelisku.
– W tym roku było duże zainteresowanie wyjazdem. Zazwyczaj jest to stała grupa, która lubi jeździć na nartach. Nie każdy ma do tego predyspozycje. Ale tym razem było też kilka nowych twarzy, przede wszystkim seniorek. Biegacze z Bydgoszczy jeżdżą trenować na śniegu tak naprawdę raz w roku, właśnie podczas obozu narciarskiego. U nas przede wszystkim brakuje tras. Jeśli ktoś dobrze czuje się na nartach, to na upartego może wybrać się do Myślęcinka. Pod warunkiem, że spadnie śnieg, a z tym bywa różnie – wyjaśnia Georgina Myler, która w obu biegach w Zakopanem zajęła czwarte miejsce.
O pierwszych próbach
Georgina Myler uważa, że w bieganiu na nartach najważniejsza jest technika.
– Po pewnym czasie pojawia się, można tak to nazwać, świadomość narty. Mimo że wyjeżdżasz na trasę raz w roku, to wskakujesz w wiązania i wiesz, co masz robić. To jest taki automatyzm.
O potrzebie wypracowania techniki wie coś Łukasz Skąpski, prezes bydgoskiego klubu. Ma bardzo krótki staż jako niewidomy narciarz, dla niego to ciągle świeży temat.
– Na nartach debiutowałem rok temu. Bardzo mi się to spodobało, dlatego teraz wybrałem się też do Kościeliska – mówi. – Traktuję to jako wyjazd mocno rekreacyjny, rozrywkę, odskocznię od codzienności. Rok temu i teraz towarzyszyła mi córka Natalia, która ma siedem lat. Razem ze mną dzielnie biegała na nartach, oczywiście była w tym dużo lepsza ode mnie. Poprzednio, jako nowicjusz, chyba lepiej sobie radziłem.
– Łukasz musi się skupić, żeby utrzymać się w torze, żeby nie jechać na siłę, tylko w swoim tempie – ocenia jego poczynania Georgina Myler. Ostatecznie wystartował w mistrzostwach Polski w kategorii senior B, na krótszej i łatwiejszej trasie. Jako przewodnik towarzyszył mu Adam Fijałkowski z Jeleniej Góry.
– Naszym zadaniem było przejechać trasę i… przeżyć (śmiech), co na szczęście udało się nam zrobić – żartuje Łukasz Skąpski. – Nigdy nie miałem i nie będę miał parcia na wyniki na nartach – dodaje.
Organizatorem obu imprez sportowych było Stowarzyszenie „Cross”, a współfinansowało je Ministerstwo Sportu i Turystyki.
Grand Prix Polski niewidomych i słabowidzących w kręglach klasycznych 2-5.12.2021 r., Gostyń
W dniach 24-27 marca 2022 roku w Gostyniu odbyły się eliminacje do indywidualnych mistrzostw Polski niewidomych i słabowidzących w kręglach klasycznych. Były to pierwsze w tym roku zawody kręglarskie osób z dysfunkcją wzroku.
Rozgrywki kolejny rok z rzędu były współorganizowane przez Sekcję Niepełnosprawnych, Niewidomych i Słabowidzących PZKręgl. Stowarzyszenie „Cross” miało niewiele czasu na zaplanowanie i przeprowadzenie imprezy, ponieważ w tym roku sportowy kalendarz kręglarski jest ściśle skorelowany z mistrzostwami Europy, które zaplanowane są na koniec maja w Serbii.
Kiedy trwały prace nad organizacją turnieju, pandemia jeszcze nie odpuszczała, dodatkowo pojawiły się kłopoty z zakwaterowaniem, które wiązały się z relokacją uchodźców z Ukrainy. Mimo to koordynator Joanna Staliś po raz kolejny podołała zadaniu. Udało jej się sprawnie zorganizować i nadzorować zawody, w których w tym roku wystartowało prawie 100 zawodników i zawodniczek z 18 klubów zrzeszonych w Stowarzyszeniu.
Podczas eliminacji, podobnie jak w poprzednich latach, zawodnicy oddawali po 120 rzutów, po 30 na każdym z czterech kolejnych torów. Do finałów IMP kwalifikowało się 50 procent startujących plus jeden zawodnik każdej z sześciu kategorii. Jak zawsze presja była duża i umiejętności startujących starły się z emocjami towarzyszącymi walce o jak najlepsze miejsce.
Niestety, w tym roku zawiodły panie, które poza nielicznymi wyjątkami zagrały znacznie poniżej swojego poziomu. Jedynie w kategorii B3 kobiet Irena Curyło z klubu „Pogórze” Tarnów osiągnęła dobry wynik 679 p. Ze swojego występu nie mogła być natomiast zadowolona Zofia Sarnacka, bo nie uzyskała kwalifikacji. Na uwagę zasługuje gra Eweliny Śmigeckiej. Reprezentantka „Pionka” Włocławek zbiła 611 kręgli i zajęła wysokie 5 miejsce. Był to jej życiowy rekord. W tym miejscu należy wspomnieć o istotnej zmianie regulaminowej, jaka obowiązuje od tego roku w przepisach IBSA. Zawodnicy i zawodniczki startujący w kategorii B3 grają bez pomocy asystenta. Ma to szczególne znaczenie właśnie dla kręglarek z kategorii B3. Część z nich gra z dwóch rąk, przez co teraz nie mogą oddawać rzutów tak płynnie jak wcześniej, bo po każdym muszą odejść z miejsca, aby wziąć kolejną kulę z podajnika.
W kategorii B2 dwa pierwsze miejsca przypadły paniom z Włocławka. Tym razem Jolanta Lewandowska pokonała dwoma punktami swoją klubową koleżankę Jadwigę Rogacką. W kategorii B1 zwyciężyła Regina Szczypiorska z Iławy.
Wśród mężczyzn w kategorii B1 wygrał Jan Zięba, reprezentujący od tego roku klub „Debiut” Stąporków. Jego wynik to 619 p. Na drugim miejscu uplasował się Zdzisław Koziej z „Hetmana” Lublin z wynikiem 586 kręgli. Sporą niespodzianką w kategorii B1 był bardzo dobry start dawno niewidzianego na podium Artura Woszuka z klubu „Victoria” Białystok, który strącił 495 kręgli i tym samym odebrał trzecie miejsce Szczepanowi Polkowskiemu z „Moreny” Iława.
Jeszcze większe zaskoczenie wzbudził ostateczny układ tabeli wyników w kategorii B2 mężczyzn. Rewelacyjny wynik uzyskał Teodor Radzimierski z „Karolinki” Chorzów. Jego 716 p., z jedną grą zakończoną wynikiem 196 kręgli, dało mu bezapelacyjnie pierwsze miejsce. Drugą lokatę zdobył Wojciech Puchacz, uzyskując wynik 679 p. Co istotne, zawodnik „Atutu” Nysa pokonał dwóch reprezentantów „Warmii i Mazur” Olsztyn. Była to spora niespodzianka, ponieważ Stanisław Stopierzyński i Mieczysław Kontrymowicz rzadko opuszczają najwyższe miejsca na podium. Ciekawe, czy to początek zmian czy tylko chwilowa zniżka formy liderów z Olsztyna.
W ostatniej z kategorii mężczyzn, B3, zwyciężył Tomasz Ćwikła, zawodnik klubu „Morena” Iława, uzyskując wynik 730 p. Powyżej 700 p., a dokładniej 705, zdobył również Daniel Jarząb z „Tęczy” Poznań. Na ostatnim miejscu podium znalazł się zdobywca ubiegłorocznej korony – Grzegorz Kanikuła z klubu „Hetman” Lublin, któremu do 700 kręgli zabrakło trzech. Miernikiem dobrej gry w tej kategorii jest to, że aż 12 startujących skończyło gry eliminacyjne na poziomie przynajmniej 600 p.
Zadanie było dofinansowane przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych w ramach projektu „Wspólny start 2022”.
Już za dwa tygodnie prawie 50 zawodników i zawodniczek, którzy uzyskali kwalifikacje do indywidualnych mistrzostw Polski, ponownie spotka się w Gostyniu, by powalczyć o tytuły mistrzyń i mistrzów. Wtedy dosłownie każdy rzut będzie miał znaczenie.
Wyniki I etapu mistrzostw Polski niewidomych i słabowidzących w kręglach klasycznych 24-27.03.2022 r., Gostyń
Tabela wyników - kobiety
Kobiety
Kategoria B1
1.
Regina Szczypiorska „Morena” Iława
424 p.
2.
Karolina Rzepa „Łuczniczka” Bydgoszcz
414 p.
3.
Barbara Szypuła „KoMar” Piekary Śląskie
404 p.
Kategoria B2
1.
Jolanta Lewandowska- „Pionek” Włocławek
623 p.
2.
Jadwiga Rogacka - „Pionek” Włocławek
621 p.
3.
Janina Matusiewicz „Jutrzenka” Częstochowa
604 p.
Kategoria B3
1.
Irena Curyło - „Pogórze” Tarnów
679 p.
2.
Anna Barwińska- „Omega” Łódź
633 p.
3.
Elżbieta Ćwikła „Warmia i Mazury” Olsztyn
630 p.
Tabela wyników - mężczyźni
Mężczyźni
Kategoria B1
1.
Jan Zięba „Debiut” Stąporków
619 p.
2.
Zdzisław Koziej „Hetman” Lublin-
586 p.
3.
Artur Woszuk - „Victoria” Białystok
495 p.
Kategoria B2
1.
Teodor Radzimierski - „Karolinka” Chorzów
716 p.
2.
Wojciech Puchacz „Atut” Nysa
679 p.
3.
Stanisław Stopierzyński - „Warmia i Mazury” Olsztyn
Co będzie się działo w Stowarzyszeniu „Cross” w nadchodzącym miesiącu? Wydarzenia sportowe dla osób z dysfunkcją wzroku, które rozpoczną się w kwietniu:
1-9.04.2022 è Półfinał mistrzostw Polski w warcabach stupolowych
Blisko 40 zawodników będzie walczyło w Krynicy-Zdroju. Turniej zostanie rozegrany systemem szwajcarskim na dystansie 9 rund. Tempo gry: 80 minut plus 1 minuta za ruch na zawodnika. W turnieju mogą również uczestniczyć zawodniczki, które w ubiegłorocznych mistrzostwach Polski kobiet niewidomych i słabowidzących zajęły miejsca od pierwszego do trzeciego.
Opiekun imprezy: Jerzy Hanus.
7-10.04.2022 è Mistrzostwa Polski w kręglarstwie klasycznym
Wydarzenie organizowane we współpracy z Sekcją Niepełnosprawnych, Niewidomych i Słabowidzących PZKręgl. Zawodnicy awansujący z eliminacji znów przyjadą do Gostynia. Uczestnicy ścisłego finału oddadzą w sumie po 240 rzutów! Zawody koordynuje Joanna Staliś.
21-25.04.2022 è Drużynowe mistrzostwa Polski w showdownie
Turniej odbędzie się w Ustce. Zostanie rozegrany zgodnie z wytycznymi IBSA. Każdy klub biorący udział w rozgrywkach może wystawić jedną mieszaną drużynę liczącą od trzech do sześciu zawodników. Rozgrywki przygotowuje Mirosław Mirynowski.
26.04-4.05.2022 è Mistrzostwa Stowarzyszenia „Cross” kobiet w szachach
Ponad 20 zawodniczek zasiądzie przy szachownicach w Sarbinowie. Panie zagrają systemem szwajcarskim na dystansie 9 rund, tempo gry 1,5 godziny plus 30 sekund za każde wykonane posunięcie. Osoba odpowiedzialna za organizację mistrzostw: Monika Kochowicz.
29.04-1.05.2022 è Mistrzostwa Polski w biegu na 5 km
Mistrzostwa wracają do Łap! Zawodnicy z klubów Stowarzyszenia „Cross” będą ścigać się ulicami miasta oraz w obrębie stadionu im. Waldemara Kikolskiego, wybitnego biegacza i paraolimpijczyka. Koordynatorem mistrzostw jest Wiesław Miech.
Organizacja wydarzeń sportowych będzie możliwa dzięki wsparciu finansowemu Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych oraz/lub Ministerstwa Sportu i Turystyki
Dla osób z dysfunkcją wzroku ruch to szansa na rozwój psychofizyczny. Nie trzeba tego nikomu tłumaczyć. Jednak wiedzieć, jak ten ruch dawkować, jak korzystać z potencjału swojego ciała i umysłu, aby wysiłek fizyczny wyszedł na zdrowie i miał jak najlepsze przełożenie na wyniki sportowe – to inna rzecz. Każda aktywność rekreacyjna, każdy sport ma też swoją specyfikę, z którą trzeba się liczyć. Aby ustrzec czytelników „Crossa” przed pewnymi błędami, rozpoczynamy cykl porad trenerskich dla osób uprawiających różne dyscypliny sportowe.
Zachęcamy wszystkich do podpowiadania tematów na kolejne odcinki oraz o zadawanie pytań. Postaramy się zawsze znaleźć najbardziej kompetentną w danej dziedzinie osobę oraz odpowiedź na każde pytanie związane z uprawianiem sportu. Pisać można na nasz redakcyjny e-mail podany w stopce.
Ten odcinek kierujemy do początkujących biegaczy, niemniej także ci bardziej zaprawieni w bieganiu znajdą tu dużo cennych informacji i wskazówek. Swoją wiedzą dzieli się z czytelnikami Tomasz Chmurzyński*, czterokrotny paraolimpijczyk w maratonie, obecnie m.in. trener kadry biegaczy z dysfunkcją wzroku w biegach długich w Stowarzyszeniu „Cross”. Wstajemy z fotela i – ruszamy! Z trenerem rozmawia nasz bydgoski korespondent.
– Od czego ma zacząć ktoś, kto chciałby biegać, a do tej pory mało się ruszał?
– Po pierwsze, musi spojrzeć na siebie z boku i określić swoje możliwości. Bo jeżeli ktoś siedzi na kanapie i nic nie robi, to dobrym punktem wyjścia będzie aktywność na poziomie chodzenia, spacerowania. To i tak więcej niż do tej pory. Trzeba wiedzieć, że każde ćwiczenie jest bodźcem dla organizmu, a bodziec jest jakimś stresem. Jeżeli unikałem aktywności fizycznej i nagle w krótkim czasie, na zasadzie pospolitego ruszenia, wykonam dwieście procent dotychczasowego wysiłku, to sobie zaszkodzę. Ale jak zrobię plus trzydzieści procent tego, co robiłem do tej pory, to mam szansę zaaklimatyzować organizm. Potem mogę dołożyć czterdzieści, pięćdziesiąt procent, a po dłuższym czasie może to być nawet sto procent wysiłku więcej.
– Czyli zaczynamy z umiarem, z głową, obserwując, co nam mówi organizm?
– Tak. Wysiłek, aktywność ruchową trzeba dawkować odpowiednio do możliwości organizmu, nie można się zarżnąć. Taki tryb jest na krótką metę i można się szybko zniechęcić. Jeżeli do tej pory nic nie robiłem, a teraz wyjdę trzy razy w tygodniu na spacer po pół godziny, to jest to dużym postępem. W kolejnym tygodniu mogę zrobić to samo i zobaczyć, jak organizm reaguje na ten bodziec. Jeżeli będzie on za mocny, to zamiast lepiej, będę czuć się gorzej. Ale mamy na przykład człowieka, który chodzi na spacery, jest aktywny i chciałby to przełożyć na np. uprawianie najprostszej dyscypliny wysiłkowej, jaką jest bieganie. I on już zaczyna z innego pułapu, jego organizm potrzebuje innego bodźca. Może już dwa albo trzy razy w tygodniu pójść na taki trening marszobiegowy: dwieście metrów spaceru, dwieście truchtania.
– Dużo mówimy o bodźcach. Czy to one stymulują naszą aktywność?
– Mówiliśmy o dwóch osobach, o dwóch różnych bodźcach i wrażliwości na nie. Zasada numer jeden: bodziec musi być dostosowany do aktualnych możliwości organizmu. To jest podstawa. A kto ma to ocenić? Każdy musi to zrobić sam, ale nie bezrefleksyjnie, tylko z pewną dozą rozwagi. Najczęściej ktoś myśli: „Ach, zacznę się ruszać!” i, nie daj Boże, jednocześnie zastosuje jakąś dietę odchudzającą, więc w bilansie energetycznym będzie mniej kalorii niż dotychczas. Bodziec jest właściwy wtedy, kiedy jego natężenie nie przełamuje bariery aklimatyzacji. Nie może być za duży i nie może być ich zbyt wiele naraz.
– Czy można powiedzieć, że są plusy i minusy uprawiania sportu?
– Sport amatorski to same plusy, ale nawet do jego uprawiania musimy się przygotować. Bo co to jest sport? To każda aktywność ruchowa, w której przerwa pomiędzy jednym a drugim działaniem, treningiem, kolejnymi zajęciami jest na tyle krótka, żeby jeden trening nadal oddziaływał na drugi. Jeśli podejmujesz aktywność tylko raz w tygodniu, to zdążysz całkowicie odpocząć, a twój układ ruchowy zapomni, co robił tydzień temu. Dwa, trzy razy to minimum. Wtedy pomiędzy jednym treningiem a drugim będzie faza zmęczenia, ale też taka faza wypoczynku, w której jeszcze pamiętasz bodziec.
– Od jakiego momentu powinniśmy ruszać się intensywniej?
– Wszystko zależy, od jakiego poziomu startujemy, większa intensywność przyjdzie z czasem. W każdej aktywności ruchowej najpierw sterujemy samą częstotliwością, a nie jej jakością, przez co rozumiem i czas, i moc wysiłku. Dla nas takim makrocyklem jest tydzień. Pewne rzeczy się zazębiają, jest powtarzalność, bo albo ludzie pracują, albo jest weekend, który wyznacza jakiś punkt zero, od którego znowu liczymy. Dla mnie jako zawodnika ważne jest, kiedy dokładam te cegiełki aktywności, żeby co czwarty, piąty tydzień był lekko luźniejszy, żeby dać odpocząć organizmowi. Ale potem, w zależności od możliwości organizacyjnych, mogę tę częstotliwość i wysiłek zwiększyć. Wszystko zależy od tego, ile mam wolnego czasu poza tym, który poświęcam rodzinie i pracy zawodowej. Dobrze jest opracować sobie takie czasowe ramy i się ich trzymać.
– Czyli naturalna aklimatyzacja?
– Właśnie tak. Dasz bodziec, to układ ruchowy, wydolnościowy zaczyna się aklimatyzować. A bodziec ma być pozytywny, nie może przeszkadzać. I to nie ma znaczenia, czy będziesz biegać, wiosłować na ergometrze czy rozpoczniesz inną aktywność ruchową, taką umiarkowaną. Dajesz czas organizmowi, żeby się do niej przyzwyczaił. Więzadła, układ mięśniowy, układ wydolnościowy, cały organizm zaczyna być bodźcowany i coraz mocniejszy.
– Czy na tym pierwszym etapie nie jest nam jednak potrzebny trener, instruktor?
– Trzeba sobie powiedzieć, gdzie jestem i gdzie chcę tak naprawdę dojść. Zanim zaczniemy myśleć o sporcie, mówimy o samej aktywności, więc tu nie trzeba trenera ani wielkich szkoleń. Wystarczy zadać sobie pytanie: co dziś zrobiłem, jaka była moja aktywność w jakimś dłuższym czasie? Najważniejsze jest to, żeby nie przedobrzyć z jednorazowym bodźcowaniem. Często jest tak, że ludzie nic nie robią, a potem w nagłym zapale zrobią za dużo i mają zakwasy. Organizm mówi wtedy: „Nie, nie jestem przygotowany na taką dawkę! Owszem, na świeżości to zrobię, ale już nie powtórzę, bo coś mnie boli”.
– Czy przygotowaniom do biegania powinny towarzyszyć ćwiczeniaogólnorozwojowe?
– Często mylimy dwie grupy ćwiczeń. Na razie nie mamy co rozwijać, na razie spróbujmy ćwiczeń aktywizujących. Upraszczając, na początku trzeba rozruszać organizm. To możemy zrobić sami, ale już ćwiczenia bardziej złożone powinny być prowadzone pod okiem trenera. Niestety, większość z nas z wiedzy zdobytej na wuefie w szkole podstawowej czy średniej nic nie wyciągnie. Albo jest przestarzała, albo nieadekwatna do tego, co chcemy uzyskać, wydaje nam się, że coś wiemy, umiemy, ale to nieprawda.
– Stawianie sobie celów jest ważne?
– Samo to, że chcę ćwiczyć pod okiem trenera, znaczy, że stawiam sobie jakiś cel. Najpierw jednak muszę przywrócić sprawność z okresu młodości, albo najlepszych swoich lat. Ale ktoś inny za cel będzie miał zaliczenie maratonu albo jakiegoś superbiegu. Cel wyznacza to, jakie dobierzesz sobie metody do jego osiągnięcia. Ogólnym celem jest poprawa zdrowia poprzez ruch. Ale możesz założyć, że chcesz pobiec w swoim mieście rodzinnym na 5 kilometrów w święto 11 listopada. I nie chodzi o wynik, tylko o ukończenie biegu w dobrym zdrowiu.
– Kiedy więc do gry powinien wejść trener?
– Kiedy zaczynasz biegać amatorsko, wypadałoby, żeby ktoś przyjrzał się, czy swoją techniką biegu nie robisz sobie krzywdy. Bo, upraszczając, jak krzywo chodzisz, to pal licho. Inaczej przemieszczasz układ ruchowy grawitacyjnie podczas chodzenia, a inaczej w czasie biegu. W tym drugim przypadku trzeba oderwać środek ciężkości od podłoża, a nie tylko przesunąć. I dlatego wypadałoby z kimś się skonsultować, żeby obejrzał cię w ruchu, ocenił koordynację. Żebyś tym niewinnym biegiem, który wykonujesz wokół domu, w lesie, w parku nie zrobił sobie krzywdy.
– Czyli po kilku dobrych tygodniach będziemy potrzebować czyjegoś spojrzenia z boku?
– Tak, bo niby biegać każdy potrafi, nawet babcia podbiegnie do autobusu, ale ona na taki wyczyn zdobędzie się raz na jakiś czas, od święta. A ty postanowiłeś, że za rok czy nawet pół chcesz przebiec ciągiem 5 kilometrów. Dla amatora to jest wysiłek pomiędzy trzydzieści a czterdzieści minut. Więc kiedy w układzie ruchowym są jakieś dysfunkcje, to nieumiejętny bieg tylko je pogłębi. Dlatego to moment, kiedy trzeba się obejrzeć za kimś, kto poradzi, skoryguje, kto ma profesjonalną wiedzę na temat biegania.
– Dziękuję za porcję cennych porad dla początkujących. Czekamy na kolejną.
***
Tomasz Chmurzyński, słabowidzący trener i instruktor lekkiej atletyki. Czterokrotny paraolimpijczyk (Atlanta 1996 – srebro w maratonie, Sydney 2000 – 4. miejsce w maratonie, Ateny 2004 – 10. miejsce na 10 km, Pekin 2008 – 10. miejsce w maratonie), medalista mistrzostw świata (2 brązowe medale) oraz zwycięzca Pucharu Świata. Po starcie w stolicy Chin zakończył w wieku 39 lat karierę w reprezentacji Polski niewidomych i słabowidzących. Na co dzień zajmuje się szkoleniem zawodników sekcji biegowej klubu „Łuczniczka” Bydgoszcz. Jest też trenerem kadry biegaczy w Stowarzyszeniu „Cross”. Szefuje stowarzyszeniu „Oculus” Bydgoszcz.
Ma 53 lata, a za sobą ponad 34 lata uprawiania biegów długich. Teraz, jeśli biega, to nie dla wyniku, a dla przyjemności.
Mieszkamy w napędzanej dieslem, ogrzewanej węglem Polsce. Zdarza się, że budzi nas nieprzyjemny zapach, szczególnie gdy śpimy przy otwartym oknie. Czasami nawet odsłonięcie firanek nie sprawia, że widzimy, co dzieje się za oknem. Co przesłania nam widok i nie pozwala głęboko odetchnąć? Jak to zbadać? O zwykłej mgle poinformuje nas nawet aplikacja pogodowa w smartfonie, ale kiedy podejrzewamy smog, to jedynie specjalistyczne narzędzie pozwoli sprawdzić jego skład i to, jak może być dla nas groźny.
Kiedy powietrze truje
Zanim zagłębimy się w temat aplikacji smogowych, powinniśmy poznać terminologię związaną z jakością i składem powietrza, wtedy będziemy mieć pełny wgląd i odpowiednią perspektywę. Istnieje kilka rodzajów zanieczyszczenia powietrza. Najogólniej składają się na nie pyły oraz substancje chemiczne różnego pochodzenia. Najbardziej zanieczyszczające i najpowszechniejsze są: dwutlenek węgla, dwutlenek siarki, tlenki azotu oraz pyły zawieszone. Dwutlenek węgla jest produktem spalania paliw w pojazdach spalinowych oraz elektrowni zasilanych paliwem nieodnawialnym, np. jakimś rodzajem węgla. Dwutlenek siarki w powietrzu to uboczny efekt produkcji czy przetwórstwa różnego rodzaju zakładów chemicznych. Jest groźny dla człowieka, bo to właśnie ten związek chemiczny wchodzi w reakcję z innymi związkami w powietrzu i odpowiada za kwaśne deszcze oraz powstawanie pyłów zawieszonych (PM). Pyły możemy podzielić na dwa rodzaje ze względu na wielkość cząsteczki. Dla PM 2,5 jest to 2,5 μm (mikrometra) średnicy, a dla PM 10 analogicznie – 10 μm. Oczywiście, pyły nie są jednakowego, ustalonego przez naukowców rozmiaru, po prostu są bliskie podanej granicy. Pyły drobne są najgroźniejszym z powszechnych zanieczyszczeń powietrza. PM 2,5 to jedna z przyczyn chorób, takich jak: miażdżyca, zaburzenia rytmu serca, zapalenie naczyń krwionośnych, nowotwory dróg oddechowych, w tym płuc. Występowanie tych pyłów przyczynia się do nasilenia astmy u osób z tą przypadłością. W skład PM 10 wchodzą rakotwórcze metale ciężkie, które znacząco negatywnie wpływają na nasz układ oddechowy.
Wiemy co, nie wiemy ile
Wszystkie składniki zanieczyszczające powietrze mają jedną wspólną jednostkę wagową. Są nią gramy (lub mniejsze: mikrogramy) na metr sześcienny – g/m3. Ze względu na rzeczywisty rozmiar najczęściej spotkamy się z mikrogramami na metr sześcienny – μg/m3.
AQI (ang. Air Quality Index) to jednostka wskazująca aktualny poziom jakości powietrza. Jest oficjalnym, ustandaryzowanym i międzynarodowym wskaźnikiem. Poziom jakości powietrza mierzy się w skali od 0 do 500, a do oceny tej jakości wykorzystuje się zaawansowane metody matematyczne.
Czym dzisiaj oddychamy?
Smartfon potrafi odpowiedzieć na to pytanie, ale najpierw trzeba go doposażyć. Podstawowa aplikacja pogodowa poinformuje nas na pewno o tym, że jest mgła. Niektóre większe miasta dostarczają aplikacjom pogodowym również aktualne AQI. Nie dowiemy się jednak, z czego składa się smog. W celu uzyskania odpowiedzi na nasze dociekliwe pytania potrzebujemy aplikacji smogowej. Oto najciekawsze z nich.
Kanarek
Żółty, często hodowany w domach ptak jest symbolem tej smartfonowej apki, która od kilku lat służy obrazowaniu oraz pokazywaniu stanu jakości powietrza. Aplikacja posiada dostęp do bezpośrednich danych z odczytów stacji badających jakość powietrza na terenie całej Polski. Są to stacje badawcze GIOŚ (Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska) oraz kilku prywatnych firm. Gromadzone dane dotyczą głównie poziomu smogu, a więc wartości PM 2,5 oraz PM 10. Każdy z nas może mieć dostęp do tych danych. Wystarczy pobrać aplikację, która jest dostępna zarówno na smartfony z systemem iOS, jak i Android.
Interfejs jest prosty w obsłudze dla każdego użytkownika, niezależnie od tego, czy korzysta z udźwiękowienia systemu czy nie. Kiedy świeżo zainstalowany Kanarek uruchomi się na naszym smartfonie, zostaniemy wprowadzeni w jego funkcjonalność oraz zachęceni do wyboru ustawień. Nie są to ustawienia nieodwracalne, do wszystkich mamy dostęp wewnątrz aplikacji. Kanarek poprosi nas również o możliwość korzystania z lokalizacji smartfona, by przekazywać dane dotyczące miejsca, w którym się znajdujemy. Oczywiście, nie musimy się na to zgadzać, ponieważ mając dostęp do całej bazy danych o zanieczyszczeniach w Polsce, możemy w dowolnym momencie sprawdzić za pomocą wbudowanej mapy, jakie jest powietrze w Krakowie, chociaż na przykład jesteśmy w Warszawie. Na mapie widać kropki w kolorze zielonym, żółtym, pomarańczowym oraz czerwonym. Umieszczone są w miejscach, w których znajdują się stacje pomiarowe, a ich kolory odzwierciedlają ogólną jakość powietrza wokół nich. Zielony oznacza dobrą jakość powietrza, czerwony zaś – tragiczną.
Gdy korzystanie z mapy okazuje się niewygodne, mamy inny wybór. Aplikacja prezentuje również ranking najbardziej zanieczyszczonych miast, umieszczonych jedno pod drugim. Jest to z pewnością wygodniejsze dla osób korzystających z udźwiękowienia smartfona. Dodatkową zaletą tej opcji jest procentowy wskaźnik zanieczyszczenia pyłami PM 2,5 oraz PM 10. Procenty są wyliczane na podstawie norm zanieczyszczeń tymi pyłami, wyznaczonych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO).
Kanarek jest aplikacją zdecydowanie prostą, zarówno w obsłudze, jak i działaniu, ale doskonale spełnia zadanie informowania użytkowników o jakości powietrza w Polsce.
Airly
W nazwie tej aplikacji znajduje się angielskie słowo „air”, czyli „powietrze”, więc już na starcie można się domyślić, do czego ona służy. Mimo angielskiej nazwy jest to produkt polski, tak samo jak Kanarek, lokuje się jednak po drugiej stronie kryterium prostoty aplikacji. Ma kilka dodatkowych funkcji, których nie znajdziemy w Kanarku. Ponadto oferuje nam sprzedaż prywatnej ministacji pomiarowej do każdego domu czy mieszkania. Airly jest aplikacją dostępną na systemach iOS i Android. Można ją pobrać też w AppGallery na smartfony Huawei.
Podstawowe funkcje informowania o jakości powietrza w Polsce Airly spełnia, jednak robi to inaczej niż Kanarek. Jej działanie przypomina bardziej aplikację prognozy pogody, tyle że dla smogu (chociaż parametry temperatury, wilgotności, wiatru i ciśnienia też znajdziemy). Tak, aplikacja przewiduje poziom zanieczyszczenia powietrza w ciągu najbliższej doby na podstawie danych ze stacji badawczych GIOŚ oraz sensorów sponsorowanych przez inwestorów marki. Może to być funkcjonalność szczególnie ważna dla astmatyków oraz osób z innymi problemami dróg oddechowych.
Interfejs jest nieco bardziej zaawansowany niż w przypadku Kanarka, jednak nic nie trzeba w nim ustawiać. Na ekranie głównym wyświetlają się dane z najbliższej nam stacji pomiarowej wraz z obecną temperaturą, opisem jakości powietrza oraz cyfrowym wskaźnikiem AQI. Dodatkowo widoczne są informacje dotyczące stężenia pyłów PM 10, PM 2,5 oraz PM 1, a pod nimi wykres słupkowy z prognozą zanieczyszczenia na najbliższe 24 godziny. Jeszcze niżej znajdziemy dane pogodowe z miejsca stacji pomiarowej, a na samym dole odnośnik kierujący do strony sprzedażowej domowej stacji pomiarów jakości powietrza.
Jakość powietrza na uwadze
Mając do dyspozycji narzędzia, które zostały opisane w tym artykule, jesteśmy w stanie wiedzieć więcej o powietrzu, którym oddychamy. W przypadku niektórych osób wiedza ta może mieć ogromne znaczenie dla jakości życia, a dla innych będzie jedynie ciekawostką czy tematem do rozmowy. Opisane aplikacje prezentują różne podejścia do prezentowania danych o smogu. Ja zachęcam do sprawdzenia obu.
Zgodnie z zapowiedzią przechodzę do „recept” Karpowa w wariantach Najdorfa i Scheveningen. Były to w tamtym czasie bardzo często stosowane warianty również w miejscowej praktyce, tzn. w środowisku łódzkim. W wariancie Najdorfa próbowałem grać po 1.e4 c5 2.Sf3 d6 3.d4 cd4 4. Sd4 Sf6 5.Sc3 a6 6.Gg5. Długie, forsowne przekształcenia i dobra pamięć to zwykle w świecie szachów cechy młodości. Dość szybko jednak zorientowałem się, że to nie jest właściwa droga, przynajmniej w moim przypadku. Wtedy sięgnąłem do twórczości Karpowa.
Anatolij Karpow – Dawid Bronstein Moskwa 1971
1.e4 c5 2.Sf3 d6 3.d4 cd4 4.Sd4 Sf6 5.Sc3 a6 6.Ge2 e5 Inną możliwością jest 6... e6 z przejściem do wariantu Scheveningen, jednak niektórzy gracze wybierają wersję bez a6 i grają 5...e6.
Czarne starają się aktywnie grać na skrzydle hetmańskim. Inne sposoby gry okazały się nieskuteczne, zwłaszcza w świetle praktyki am Gellera, który odniósł tu szereg efektownych zwycięstw, w tym nad Fischerem.
15.Kh1 Wfc8 16.Gb6 Hb6 17.Gc4 Wc4 18.He2 Wb4 Swego czarnopolowego gońca białe wymieniły, aby uzyskać dostęp do pola d5. Powstała złożona pozycja ze wzajemnymi słabościami, ale jak słusznie ocenił Karpow, czarne mają więcej słabości na skrzydle hetmańskim. W granej później partii Anatolij Karpow – Valentin Stoica (Graz 1972) czarne również nie zdołały utrzymać równowagi, choć ich pozycja była niezła przez dłuższy czas. 18...Wac8 19.Wa2 Gd8 20.Wfa1 Hb7 21.Wa4 Wa4 22.Wa4 Wc6 (22...a5) 23.Hd3 g6 24.h3 Sh5 25.Wa1 Sf4 26.Hf3 Wc4 27.Wd1 Hc6 28.fg6 hg6 29.Hf1 Wb4 30.g3 Sh5 31.Hd3 Wc4 32.Kh2 Gc7 33.Wf1 a5 34.Wf2 a4 35.Sd2 Wd4 36.Hf3 Hd7 37.Sd5 a3 38.Ha3 Gd8 39.Hf3 1-0
19.Wa2 h6 20.Wfa1 Gf8 21.Wa4 Wc8 22.Wb4 Hb4 23.Ha6 Wc3?! Am Bronstein tą ofiarą próbował zmienić charakter gry, ale okazało się to niewystarczające.
1.e4 c5 2.Sf3 d6 3.d4 cd4 4.Sd4 Sf6 5.Sc3 a6 6.Ge2 e5 7.Sb3 Ge6 8.f4 Hc7 9.a4 Sc6?! Tym razem młody, utalentowany Brazylijczyk próbuje nietypowego ustawienia, licząc na grę po czarnych polach.
10.f5 Gb3 11.cb3 Hb6 12.Gg5 Ge7 13.Gf6 Gf6 14.Sd5 A białe budują swą grę w oparciu o białe pola. Słabsze byłoby 14.Hd6? Wd8 15.Sd5 Ha5+ 16.b4 Wd6 17.ba5 Sa5.
14...Ha5+ 15.Hd2 Hd2+ 16.Kd2 Gg5+ Jeśli 16...0–0, to 17.Gc4 z dalszym a5.
17.Kd3 0-0 18.h4 Gd8 18...Gh6 19.g4
19.Wac1 a5 Inne kontynuacje również nie dają wyrównania.19...Se7 20.Se7+ Ge7 21.Wc7; 19...Sd4 20.b4; 19...Ga5 20.Wc4 Wfb8 21.b4 Gd8 22.Gd1 Wc8 23.g4
20.Kd2 Wb8 21.g4 Sb4 22.Gc4 Sd5 23.Gd5
Zwykle obecność różnopolowych gońców nasila tendencje remisowe, ale nie w pozycjach z inicjatywą u jednej ze stron. W rzeczywistości białe dysponują dużą przewagą. Czarne, mimo wymiany hetmanów, nie zapobiegły nawet kłopotom z pozycją króla i nie mają żadnych widoków na kontrgrę.
I czarne poddały się wobec nieuchronnego mata. Końcowa pozycja zasługuje na diagram.
W poniższych partiach Karpow spotkał się z wybitnym znawcą wariantu Najdorfa i obrony sycylijskiej w ogóle. Analizy zarówno Poługajewskiego, jak i Botwinnika pokazały, że pozycje uzyskiwane przez czarne nie są złe, ale rzecz w tym, że trzeba je było grać, a miały ulubiony przez Karpowa manewrowy charakter.
W późniejszej praktyce udało się Poługajewskiemu obronić reputację wariantu, ale już z innymi, słabszymi partnerami.
W partii czwartej tego meczu Karpow grał 14.Sd4 i po Wad8!= okazało się to niegroźne dla czarnych. Posunięcie a5 znalezione przez Gellera umożliwia wprowadzenie wieży do gry poprzez Wa4.
14...Sfd7?! W kolejnej partii granej czarnymi Poługajewski wykonał ruch 14...Wfe8!
15.Wf1 Gf6 16.Sd5! Gd5 17.Hd5!±
17...Hc2 Ofiarę pionka trzeba przyjąć, gdyż po 17...Sc6!? Wfe8 18.c3 Wfe8 19.Wad1 białe stoją lepiej. Jeśli czarne nie zagrają aktywnie, białe będą miały stabilną przewagę.
21...Sc5?! Lepsze było 21...Wad8! 22.Hb7 (22.Sd6 Sb8! 23.Hc5 Hc5 24.Gc5 Wd7! z nieco lepszą grą czarnych) 22...Sc5 23.Gc5 dc5 z niewielką przewagą czarnych; natomiast przejście do końcówki byłoby dla czarnych niekorzystne. 21...Hc6 22.Sd6 Hd5 23.ed5
Tym razem Poługajewski zagrał najdokładniejszą kolejność posunięć.
16.Wa4!? Wac8 Do wyrównanej gry prowadziło zarówno 16...h6, jak i 16...Gd8 oraz 16...Sc6 17.Sd5 Gd5 18.ed5 Se5 19.Wab4 Gd8 20.c4 Gb6 21.ab6 a5 22.Wb5 a4 23.Sd4 Hd8.
17.Wd4
17...Hc6?
Ciekawa była typowa sycylijska ofiara 17...Wc3! 18.bc3 Hc6! 19.He1 z niewielką tylko przewagą białych.
A teraz ulubiona broń Karpowa przeciwko wariantowi Scheveningen.
Anatolij Karpow – Josif Dorfman Moskwa 1976
1.e4 c5 2.Sf3 d6 3.d4 cd4 4.Sd4 Sf6 5.Sc3 e6 6.g4 Atak Keresa, który wziął swą nazwę od nazwiska wybitnego estońskiego arcymistrza. W prezentowanej partii Karpow spotkał się z jednym z liderów turnieju i był nastawiony bojowo. Stąd wybór wariantu.
28.Hf3! Hg5! 28...Gg5 29.e6!+–; 28...Gd8 29.d7+ Ke7 30.Hf6+ Kd7 31.Wd3+ Kc7 32.Hf7+ Kb8 33.a3 Hg5 Zarówno poprzednio, jak i w tym wariancie otwarcie pozycji przy ciężkich figurach jest dla czarnych zabójcze.
Ważne zwycięstwo, odniesione w trudnej, skomplikowanej walce. Karpow musiał posiadać i takie umiejętności, gdyż inaczej nie mógłby zostać mistrzem świata.
W lutowym numerze miesięcznika „Cross” pisałem, że Jerzy Dzióbek został najwyżej sklasyfikowanym niepełnosprawnym zawodnikiem podczas turnieju Polish Open 2021, zaliczanego do cyklu Pucharu Świata. Przyjrzeliśmy się wówczas potyczce, w której górą był jego przeciwnik. Jerzy, w miarę jak zawody zbliżały się do końca, rozkręcał się i notował coraz lepsze wyniki. Pozostańmy w zgodzie z tą tendencją i tym razem przeanalizujmy jego zremisowaną partię, i to z nie byle kim, bo z aktualną mistrzynią Polski. A były szanse na więcej niż remis! Druga partia prezentowana w tym numerze to najlepszy dowód, że w sporcie każdy może wygrać z każdym. Bo jaki inny wniosek wysnuć można z porażki turniejowej jedynki – holenderskiego arcymistrza Jana Groenendijka – a do tego w pierwszej rundzie zawodów?
Tempo gry wynosiło 90 minut na 45 posunięć i 30 minut plus 30 sekund za wykonane posunięcie na dokończenie partii.
Jerzy Dzióbek – Katarzyna Stańczuk Polish Open 2021, Julinek
1.32-28 18-22 2.37-32 12-18 3.41-37 7-12 4.46-41 1-7 5.31-27? Pasywne posunięcie spychające białe w kierunku narożnika 26. Najpopularniejszą kontynuacją tego debiutu, nazywanego partią holenderską, jest 5.34-29. 5...22x31 6.37x26 19-23 7.28x19 14x23 8.34-29 23x34 9.39x30 13-19
10.41-37 Czarne zastawiły pułapkę na atak białych: 10.30-25?? 18-22 11.25x23 22-28 12.33x22 17x46. 10...9-13 11.44-39 4-9 12.50-44 18-23 13.30-25 Czarne tylko na to czekały, chcąc wyprowadzić kamienie 10 i 5, ale białym może sprzyjać taka osłabiająca długie skrzydło przeciwnika kontynuacja. 13...19-24 14.25x14 10x19 15.33-29 Wydaje się, że lepszym planem rozbijania i ataku długiego skrzydła czarnych było: 40-34, 44-40, 34-29. 15...24x33 16.38x18 12x23 17.39-33 5-10 18.44-39 10-14 19.37-31 19-24 Czarne rozsądnie zajmują pole 24 i przerzucają siły w stronę osłabionej flanki. 20.42-38 13-19 21.47-42 8-13 22.49-44 2-8
Fakt zajmowania przez białe narożnika 26 sprawia, że błędem byłaby gra na pole 28. Współpraca tych dwóch pionów jest niekorzystna z uwagi na to, że łatwo połączyć je w motywach kombinacyjnych 17-21. Zamiast tego Jerzy przygotował bardzo dobrą wymianę: 23.33-29! 23x34 24.40x20 15x24, dzięki czemu kontynuował rozbijanie długiego skrzydła czarnych. 25.44-40? Gdy partia zbliża się do końcówki, znaczenie olimpika, czyli kamieni 45 i 40, spada. Zanim staną się pionami odstającymi, które nie biorą udziału w istotnej rozgrywce w centrum planszy, warto zawczasu włączyć je do gry. Lepsze było: 38-33, 42-38, 45-40, 40-34. 25...7-12 26.39-33 12-18 27.43-39 18-23 28.42-37? Białe podwiesiły swojego piona na 37, a ten kamień mógł być w grze po drugiej stronie warcabnicy. 28...8-12 29.48-43 3-8 30.40-34 12-18 31.34-29 23x34 32.39x30 18-23 33.32-27 8-12 34.37-32 12-18?
Czarne, za wszelką cenę trzymając bandowego piona białych 26, doprowadziły do pozycji bliskiej klasyce, gdzie oddały przeciwnikowi oba narożniki. To z kolei oznacza problem z przestrzenią do gry i czarne zaczynają się dusić w centrum. Należało szukać przestrzeni wymianą 23-28. 35.27-21? Jerzy pomaga Kasi, otwierając pozycję. Zamiast rozwiązywać problemy przeciwniczki, można było utrudnić jej grę: 35.43-39 17-22 (35...17-21? 36.26x17 11x22 37.31-26! 22x31 38.36x27 6-11 39.39-34 11-17 40.33-28 24-29 41.30-25 29x40 42.45x34 z wygraną) 36.26-21 23-29 37.21-17 29-34 38.17x28 34x25 39.27-21 16x27 40.32x21 ze zdecydowanie lepszą końcówką dla białych. 35...16x27 36.32x12 18x7 37.38-32 7-12 38.32-27 12-17 39.43-38 13-18 40.27-21 9-13 41.21x12 18x7 42.38-32 7-12
46.27-21? Jerzy w dobroci serca rewanżuje się Kasi i nie zagrywa zwycięskiego wariantu. 46.26-21! 23-28 (46...11-16 47.21-17 22x11 48.27-21 16x27 49.31x13 19x8 50.30x10; 46...14-20 47.21-16 11-17 48.30-25 17-21 49.25x14 21x32 50.34-30 19x10 51.30x37) 47.34-29 28x39 48.29x9 39-44 49.9-3 44-50 50.21-16 22-28 51.16x7 6-11 52.7x16 bez nadziei dla czarnych. 46...11-17 47.21x12 18x7 48.31-27 22x31 49.36x27 7-11 50.27-21 11-16 51.21-17 23-29 52.34x23 19x39 53.30x10 i zawodnicy zgodzili się na remis wobec nieuniknionej wymiany piona: 53...39-44 54.10-4 44-50 55.17-12 16-21 56.26x17 50x11. Biorąc pod uwagę szanse, jakie miały obie strony, remis wydaje się sprawiedliwym wynikiem.
Jako ciekawostkę prezentuję poniżej komputerową analizę graficzną przytoczonej rozgrywki. Wartości dodatnie na osi pionowej oznaczają przewagę białych, ujemne zaś – czarnych. Jeden punkt to odpowiednik jednego piona. Na osi poziomej oznaczone są z kolei numery posunięć partii. Na wykresie widać, że między 41. a 47. ruchem oboje zawodników miało swoje momenty.
Jan Groenendijk (Holandia) – Agata Parahina (Rosja) Polish Open 2021, Julinek
Transmisję, podczas której komentowałem na żywo między innymi tę właśnie partię, można obejrzeć na kanale „Warcaby” na YouTubie. Wystarczy zeskanować kod QR.
Jakiś czas temu pewien arcymistrz z Holandii przyznał mi się, że topowym zawodnikom zdarza się blefować, gdy grają z teoretycznie słabszymi przeciwnikami. Co to w praktyce oznacza? Gdy korzystają z przewagi psychologicznej, jaką daje im pozycja faworyta (posiadany tytuł, bardzo wysoki ranking, dorobek turniejowy), bywa, że zagrywają ruchy przesadnie ryzykowne, licząc na to, że rywal odpuści bardzo ostrą grę. Oczywiście, robią to, okazując całkowitą pewność siebie. Jeśli blef zadziała – zyskują przewagę. Co jednak, kiedy przeciwnik nie odpuści i przyjmie ryzyko? Wówczas gra toczy się na trzy wyniki. Świetnym przykładem, który powinien zachęcać do odważnej postawy przeciwko najlepszym, jest partia z pierwszej rundy turnieju Polish Open 2021, w czasie której mająca ponad 300 punktów rankingowych mniej Agata Parahina zdetronizowała arcymistrza Jana Groenendijka, wicemistrza świata z 2016 roku.
Po wymianie 32-28 (wzdłuż głównej linii) należy rozwijać pozycję od strony krótkiego skrzydła właśnie ruchem 16-21. Taki plan pozwala czarnym zachować przestrzeń do gry, ale prowadzi do agresywnej pozycji klinowej. Scenariusz ten wydaje się na rękę faworytowi, który w napiętych pozycjach upatruje szans na zwycięstwo. 11.44-39 6-11 12.41-37 13-19 13.31-26! (natychmiast zaostrza) 21-27 14.37-31 1-6 15.46-41
Zgodnie z oczekiwaniami powstała pozycja klinowa, a w tych Holendrzy czują się najlepiej. Grająca czarnymi młoda Rosjanka bardzo mądrze ustawiła kolumnę 10, 14, 19, która czeka na swój moment. Plan czarnych to wywieranie presji na punkt 28. Białe z kolei chcą możliwie dużo pionów przerzucić do gry na prawo (w kierunku długiego skrzydła czarnych). 15...18-23! 16.42-37 23x32 17.37x28 9-13 17...12-18?? 18.38-32! 27x29 19.28-23 19x28 20.39-33 29x38 21.43x1 18.40-34 13-18 19.47-42 19.34-29? 18-23! 20.29x18 12x32, co pozwala wykorzystać silną kolumnę 7, 12, 18. 19...3-9 20.45-40? Jan blefuje po raz pierwszy. Spokojniejsze i bezpieczniejsze było: 20.42-37 18-23 21.34-29 23x32 22.37x28 z równą pozycją. 20...9-13 21.34-30?
Białe kontynuowały swój plan przerzucania sił na prawą stronę, izolując czarne piony 6, 11, 17, 22, 27 i 32. Agata rozgrywała tę partię bardzo rozsądnie i uważnie, konsekwentnie nie oddawała Janowi inicjatywy na swoim długim skrzydle. Doszło do pozycji, w której to ona przejęła pełną kontrolę! 39...15-20! Czarne na pierwszy rzut oka podwieszają kamień na polu 20. Tymczasem krótka analiza pozwala stwierdzić, że korzyść z kontroli nad polem 24 jest znacznie większa! 40.38-33 13-19! 41.42-37?
Białe czekały 20 ruchów na odzyskanie poświęconego kamienia. Kiedy wydawało się, że w końcu mogą to zrobić, czarne przygotowały kombinacyjną pułapkę. Atak przegrywa od razu, ale w tej pozycji nie dało się już zrobić wiele więcej. 41...19-24!! 42.37x28 27-32 43.28x37 22-28 44.33x22 24x44 45.43-39 Białe zagrały ruch, po którym podały rękę, aby poddać partię. Inspirująca i w pełni zasłużona wygrana Agaty Parahiny!
0-2
Poniżej komputerowa analiza graficzna omówionej partii, z której jasno widać, jak rosła przewaga młodej Rosjanki.
Możesz wesprzeć działania naszego Stowarzyszenia, przekazując 1% swojego podatku!
Numer KRS 0000247136
Stowarzyszenie Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących „Cross
Stowarzyszenie Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących „Cross” powstało w 1991 roku, a od 2005 roku posiada status organizacji pożytku publicznego. Głównym celem statutowym Stowarzyszenia jest propagowanie i rozwijanie kultury fizycznej oraz sportu wśród niewidomych i słabowidzących. Organizacja ma zasięg ogólnopolski i zrzesza obecnie ponad 4 tysiące członków w 41 jednostkach terenowych zlokalizowanych na terenie całej Polski.
Dzięki Twojemu 1% możemy kontynuować działania na rzecz osób niewidomych i słabowidzących w Polsce.
Dziękujemy!
Materiał promocyjny został sfinansowany/współfinansowany ze środków pochodzących z 1% podatku dochodowego od osób fizycznych.