Na starcie czempionatu świata we Włoszech stanęło aż 86 żądnych zwycięstwa zawodników i zawodniczek z 26 państw. Turniej miał charakter dużego open na dystansie 9 rund. O miejscach końcowych wiadomo było tylko tyle, że zadecyduje loteria.
Partie rozgrywane były na szachownicach brajlowskich, a czas rozgrywki mierzono zegarem mówiącym lub dotykowym. Sędziowie sprawnie prowadzili zawody i w wielu sytuacjach należały im się brawa. Do rywalizacji przystąpili przedstawiciele takich państw, jak: Argentyna, Bangladesz, Brazylia, Bułgaria, Chorwacja, Dania, Wielka Brytania, Hiszpania, Finlandia, Francja, Niemcy, Indie, Izrael, Włochy, Kosowo, Litwa, Monako, Macedonia, Polska, Rumunia, Rosja, Słowenia, Serbia, Szwecja, Turcja i Ukraina.
Nasz crossowski wkład w cały ten szachowy maraton był w tym roku drugorzędny, gdyż połowę polskiej ekipy stanowili wysłannicy skonfliktowanego ze Stowarzyszeniem „Cross” Polskiego Związku Szachowego (Marcin Tazbir, Piotr Dukaczewski, Jacek Stachańczyk, Michał Wolański, Andrzej Migala, trener Janusz Żyła). Do końca nie było wiadomo, czy jako zawodnicy „Crossu” zostaniemy dopuszczeni do zawodów i wszystko to przełożyło się na nasze samopoczucie. Związek szachowy ma prawo pierwszeństwa w wystawianiu zawodników, bo jest związkiem sportowym i ministerstwo sportu to z nim rozpoczęło współpracę – kosztem Stowarzyszenia. „Cross” reprezentowali: Ryszard Suder, Marcin Chojnowski, Tadeusz Żółtek, Jerzy Rutkowski i Sylwester Barnowski. Turniej się rozpoczął i jak wszyscy zasiedliśmy do swoich szachownic, żądni zwycięstwa. Komu będzie sprzyjać szczęście? Moim pierwszym przeciwnikiem był niewidomy mężczyzna. Towarzyszyła mu kobieta. „Będzie mu pomagać” – myślałem. Zrobiłem ruch, a on na to odpowiada, ja ustawiam to jego posunięcie na mojej szachownicy, a on – wszystko w pamięci, bez szachów. Kobieta przyciska zegar. Za moment zamiast c5 sędzia ustawia mi c6 na tej naszej szachownicy. Ta sytuacja mnie irytuje. Krzyczę, że musi być druga szachownica. Sędzia każe grać. Więc teraz ja wykonuję ruch, głośno wypowiadam pozycję, a potem wciskam zegar. Przeciwnik też mówi swój ruch, ja go wykonuję na szachownicy, a kobieta przyciska zegar. Wreszcie nie wytrzymałem i zacząłem panikować. Przyszedł sędzia wraz z Ewą Kaźmierczak i powiedzieli mi, że ten człowiek, z którym gram, nie ma obu dłoni. Ja tego nie widziałem. Wyjaśniam, że potrzebuję drugiej szachownicy, bo trudno jest udowodnić, jaki ktoś wykonał ruch, a asystent jest do niczego. Jednak sędziowie nie mieli w tym momencie pomysłu, jak rozwiązać sytuację. Nakazali grać. Tak wzburzony i zdenerwowany nie byłem w stanie kontynuować gry i koniec końców przegrałem. Po partii czułem się, jakby mi coś odebrano. Nie mogłem dojść do siebie. Pewnie mój rywal dotknął niewypału, stracił dwie dłonie, oczy i ucho (nie słyszał na jedno). Sędziowie powinni w takim przypadku dać mu pomocnika. I koniecznie drugą szachownicę. Oczywiście, głośno domagałem się swego na całą salę – wojownicy jakoś muszą się bronić przed niesprawiedliwością. To był jeden wielki skandal z moim udziałem.
Najlepszy start w naszej reprezentacji zaliczył Tadeusz Żółtek, a finisz Ryszard Suder. Sylwester grał równo, a ja i Rutkowski ten występ od początku mieliśmy stracony, bo budziliśmy się codziennie o trzeciej w nocy. Faworytów turnieju upatrywano w osobach arcymistrza Marcina Tazbira i Rosjanina Aleksieja Smirnowa.
Po czwartej rundzie dojechała do nas prezes Józefa Spychała wraz z tłumaczką Michaliną Leszczyńską. Dodało nam to otuchy i radości. Organizatorzy zaserwowali jeszcze wyjazd do miasta, chcąc umilić pobyt. Autokar dowiózł nas do pagórkowatego Cagliari i ekipy ruszyły każda w swoją stronę. Spotkał nas lekki deszczyk, więc pochowaliśmy się w sklepikach i kto chciał, kupił sobie jakieś pamiątki. Dodam jeszcze, że sędzia z mojej pierwszej partii do samego końca ze mną codziennie rozmawiał i stał się moim nowym przyjacielem. Słowa, których nie rozumiałem, pisał na smartfonie po polsku. Był Grekiem i mieszka na wyspie. Wszyscy z radością wracaliśmy do Polski. Żartowaliśmy, że czeka na nas kolacja – pożywny makaron.
Głównym naszym celem była obrona „Crossu” przed PZSzach-em. Mieliśmy w głowach groźby zawarte w mailach pana Waldemara Toboli, że nie zostaniemy dopuszczeni do MŚ i żaden awans bez zgody szachowego związku nie da nam prawa startu. Dodać trzeba, że nasza pewność siebie została nadszarpnięta, a bez gruntu pod nogami stoi się chwiejnie. Sam grałem bardzo słabo i do tej pory nie jestem w stanie tego zrozumieć. Tak ogromnie nerwowy, zdekoncentrowany, niewyspany i omotany jeszcze nigdy nie byłem, czy to w Polsce czy za granicą. Reszta naszych szachowych rycerzy każdego dnia starała się jak mogła. Poświęcając ogromne ilości energii i emocji, osiągnęli swoje wypracowane rezultaty. Każdy zasłużył na uznanie i szacunek – ile mogli, tyle uczynili.
Formuła IBCA
Szachy, w odróżnieniu choćby od kręgli, dopuszczają wszystkich graczy do walki o te same medale. W kręglach zliberalizowano system w ten sposób, iż na mistrzostwach są badania wzroku, po czym zawodnicy przydzielani są do grup startowych niewidomych i słabowidzących. Jeszcze inna formuła jest w piłce toczonej. Tu wszyscy bez wyjątku mają gogle na oczach i to jest dobre – każdy widzi tylko czarny kolor. Od wielu lat słyszę, choćby od Ukraińca Sergieja Wassina, że w szachach dyskryminuje się niewidomych. Bo czy jest to sprawiedliwe, kiedy zawodnik słabowidzący zakłada do rozgrywki okulary, szkła kontaktowe albo ma po prostu wszczepione sztuczne soczewki, dzięki czemu widzi niemal tak, jak ludzie dobrze widzący? Czy owe okulary i „kontakty” nie są czasem dopingiem i czy nie należy na to natychmiast spojrzeć od strony sportowego fair play? Czy dla Ciebie, Czytelniku, jest sportowym zachowanie, kiedy jeden zawodnik biegnie (skacze?) na jednej nodze, a drugi zakłada protezę i ma jakby dwie nogi? Czy to jest sport? Te kwestie są drażniące dla wielu szachistów w IBCA. Nadzieja, że ktoś w końcu zrobi z tym porządek, słabnie.
Wrażenia
Tegoroczne mistrzostwa świata niewidomych i słabowidzących w szachach odbyły się w dniach 5-15 kwietnia na włoskiej Sardynii. Panuje tu klimat śródziemnomorski, nad brzegiem morza rosną nawet kaktusy, powietrze jest mniej wilgotne niż w Polsce, a zakres temperatur bardziej wyrównany. Mieszkaliśmy w czterogwiazdkowym hotelu, dwieście metrów od nabrzeża, poza miastem Cagliari. Organizacja tej imprezy to dla mnie zaskoczenie. W porównaniu z tym, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce, brakowało różnorodności na stole obiadowym i na kolacji. Serwowano praktycznie non stop półtwardy makaron i ryż, do tego rybka lub mięso oraz troszkę suchej kapustki typu pekińska. Kolacja różniła się od obiadu, bo była zupa, ale tak samo jak przy obiedzie kelner wkładał kolejno każdemu z wielkiej michy włoski makaron, a na koniec na trzeci talerz albo mięso pieczone (z tą samą kapustką co zawsze) lub rybę. Obowiązkowo do każdego obiadu i kolacji czekała na wszystkich butelka (niejedna) wina i butelka wody. Dla Włochów wino, samo lub rozcieńczone z wodą, to kompot – wyjaśnił mi kolega. Tak są przyzwyczajeni. Jedynie śniadanie było bardziej europejskie – kawa, herbata, soki. Do tego bułeczki i można było wybierać: ser, salami, dżem, miód… Natomiast Włosi na śniadanie jadają rogaliki z nadzieniem owocowym i popijają kawą espresso. Espresso to maluteńka filiżanka (jeden duży łyk) bardzo mocnej kawy z ekspresu. To włoskie jedzenie. A dlaczego nie ma nic specjalnego dla innych? Choćby w Polsce, w Solcu-Zdroju, każdy mógł wybierać, co chciał i ile chciał!
Sala gry to kolejna niewygoda. Ciemno, bez klimatyzacji. Otwieraliśmy drzwi i dotlenialiśmy się w przeciągu. To, że graczom było zimno w nogi i trzeba było się ciepło ubierać, to już inna sprawa. Pokoje były na przyzwoitym poziomie i bez większych problemów, ale i specjalnych wygód można było w nich odpocząć. Zdumienie budził jedynie brak kołdry. Włosi nie śpią pod kołdrami, używają cienkich prześcieradeł i koców.
Pozytywnym akcentem na zakończenie turnieju i towarzyszącego mu kongresu IBCA – organizacji zrzeszającej szachistów z dysfunkcją wzroku z całego świata – była informacja, że to Stowarzyszenie „Cross” pozostaje polskim przedstawicielem na arenie międzynarodowej. Gratulujemy prezes Józefie Spychale powodzenia włoskiej misji!
XIV Mistrzostwa Świata IBCA Niewidomych i Słabowidzących w Szachach 6-14.04.2019 r., Cagliari, Włochy
Tabela wyników
Zwycięzcy turnieju i miejsca zawodników Stowarzyszenia „Cross
Tegoroczne szachowe mistrzostwa na Sardynii były pod wieloma względami wyjątkowo trudne dla reprezentantów Stowarzyszenia „Cross”. Pomimo napiętej atmosfery w polskiej drużynie duch walki nie opuścił crossowiczów. Poniżej prezentujemy najciekawsze partie turniejowe.
Sylwester Barnowski – Vladyslav Kolpakov
1.d4 Sf6 2.c3 g6 3.f4 Gg7 4.Sf3 0-0 5.e3 c5 6.Gd3 d5 7.0-0 Gf5 8.dc5 Jedyne było 8.Gf5. Grając taki „zaporowy” wariant, należy utrzymywać zamkniętą pozycję. Białym nie uda się zachować pionka przewagi, a inicjatywa czarnych rozwija się naturalnie.
1.e4 e6 2.d4 d5 3.Sc3 Sf6 4.Gg5 Ge7 5.e5 Sfd7 6.h4 Sc6 Można brać pionka 6...Gg5 7.hg5 Hg5 8.Sh3 (z inicjatywą białych) lub 6...h6.
7.Sf3 h6 8.Ge3 Scb8 9.Se2 c5 10.c3 Sc6 11.a3 cd4 12.cd4 Sb6 13.Sf4 Gd7 14.Sd2 Sa5 15.Hg4 Kf8 Tego typu pozycje są w obronie francuskiej na porządku dziennym.
10...Wc8 Wydaje się, że 10...Sfd4 11.Sd4 Hd4 12.Hd4 Sd4 13.Sd5 Sc2+ 14.Kd2 Wc8 15.Wc1 Sa3 16.Wc8+ Gc8 prowadzi do wyrównanej gry, ale tak należało grać. Teraz czarne są skazane na pasywność.
11.Sa4 Hd8 12.Sc5 Gc5 13.dc5 0-0 14.Gd3
Przewaga przestrzeni oraz para gońców czynią pozycję białych znacznie atrakcyjniejszą.
Między 22 a 24 marca odbyły się mistrzostwa Polski niepełnosprawnych w narciarstwie alpejskim i parasnowboardzie. Ich organizatorem było Beskidzkie Zrzeszenie Sportowo-Rehabilitacyjne „Start” oraz PZSN „Start”. Mistrzostwa objął patronatem Polski Komitet Paraolimpijski
Zawody odbyły się w trzech grupach: startujący w pozycji stojącej, siedzący i zawodnicy z niepełnosprawnością wzroku. W tej ostatniej startowali również nasi słabowidzący zawodnicy (kategoria startowa B2) reprezentujący Stowarzyszenie „Cross”: Katarzyna Pietruszyńska z przewodniczką Marcelą Graf, Stanisław Kosiński z przewodnikiem Adamem Pawłowskim i Tadeusz Sypień z przewodnikiem Maciejem Grafem. Skład uzupełniła nasza debiutantka, niewidoma zawodniczka Julia Krynicka. Zawody poprzedził jednodniowy trening przedstartowy, dzięki któremu mogliśmy poznać specyfikę tras startowych.
W pierwszym dniu zawodów odbył się slalom gigant i był to jednocześnie pierwszy dzień naszych sukcesów. Katarzyna Pietruszyńska wywalczyła złoto (czas dwóch przejazdów: 02:11,99), Stanisław Kosiński brąz (01:15,93), a Tadeusz Sypień zakończył swoje przejazdy na czwartym miejscu (01:18,92). Poza Katarzyną Pietruszyńską startowała również niewidoma zawodniczka Julia Krynicka, której nie udało się ukończyć slalomu giganta. Julia startowała po raz pierwszy w zawodach narciarskich, więc mimo nieudanego finiszu zdobyła uznanie pozostałych zawodników i organizatora. Kasia Pietruszyńska i Marcela Graf zaprezentowały zgranie i są dobrze zapowiadającym się duetem. Wśród panów startowało pięć par i nasi zawodnicy – Kosiński i Sypień – pokazali pazur na starcie i z małą różnicą stracili szanse na najwyższe miejsca podium.
Drugi dzień zawodów (starty w slalomie – SL) tylko potwierdził wyższość naszych zawodników. Stanisław Kosiński zajął najwyższe miejsce na podium, a łączny czas jego dwóch przejazdów to 01:06,95. Tadeusz Sypień wywalczył w tej konkurencji trzecie miejsce z czasem 01:15,88. Wśród kobiet Kasia Pietruszyńska zdobyła swoje drugie złoto, uzyskując po dwóch przejazdach czas 01:29,77.
Udział w mistrzostwach był dla naszych zawodników bardzo ważnym egzaminem, który określił poziom wytrenowania i dał wskazówki do dalszej pracy nad techniką.
Mam nadzieję, że nasz kolejny sezon narciarski będzie równie owocny. A ja dołożę też starań, by przybyło zawodników, których zdecydowanie mamy dzisiaj za mało.
Dziesięć lat temu na łamach miesięcznika „Cross” pisaliśmy o mistrzostwach Polski w narciarstwie alpejskim niepełnosprawnych, które odbywały się wówczas w Szczyrku. Po raz pierwszy oficjalnie wystąpili na nich zjazdowcy ze Stowarzyszenia „Cross”. Wystartowała ich ósemka i reprezentowali Warszawę i Wrocław. Pozostałych dziewięciu niewidomych i słabowidzących zawodników startowało pod szyldem PZSN „Start”.
Człowiekiem, który w 2003 roku reaktywował mistrzostwa, był Łukasz Szeliga, dziś szef Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego. Kiedy 22-24 marca tego roku odbywały się w Wiśle mistrzostwa Polski niepełnosprawnych w narciarstwie alpejskim i parasnowboardzie, przyjechał, rzecz jasna, by je obserwować. W przypadku zawodników z niepełnosprawnością ruchową konkurencje odbywały się w pozycji stojącej i siedzącej, w oddzielnej kategorii startowali zawodnicy z dysfunkcją wzroku. Organizatorami imprezy byli: Beskidzkie Zrzeszenie Sportowo-Rehabilitacyjne „Start” oraz Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „Start”. Patronat nad zawodami objął PKPar.
Czy coś zmieniło się na lepsze w tej dyscyplinie w ciągu ostatniej dekady? Śmiem wątpić. Wtedy, w Szczyrku, ówczesny trener zjazdowców Dariusz Rutkowski (absolwent AWF-u, instruktor narciarstwa, pływania, LA, goalballa) powiedział mi tak: – W Polsce ludzie nie mają odpowiedniego sprzętu. Nasi słabowidzący zawodnicy startują raz w roku. Nie jeżdżą na zgrupowania, a jeśli jakieś są organizowane, to są zbyt krótkie. Na razie narciarstwo alpejskie widzę jako rekreację ubraną w sport.
Ze „starej” kadry ze Szczyrku wystartowali w Wiśle Stanisław Kosiński i Tadeusz Sypień. Dołączyły do nich Kasia Pietruszyńska (B2) z przewodniczką Marcelą Graf i Julia Krynicka. Julcia to całkowicie niewidoma dziewczyna, po raz pierwszy startująca w zawodach narciarskich. Mimo że nie ukończyła slalomu, to zyskała wielki szacunek zawodników i organizatorów. A wyniki? W pierwszym dniu zawodów w slalomie gigancie Kasia Pietruszyńska zdobyła pierwsze miejsce (czas dwóch przejazdów – 2:11,99). Na trzecim miejscu w tej konkurencji uplasował się Stasiek Kosiński (1:15,93), a na czwartym Tadek Sypień (1:18,92). W drugim dniu odbył się slalom. Kasia zajęła pierwsze miejsce z czasem 1:29,77. Z chłopaków najlepszy był Stasiek Kosiński – 1:06,95, a na trzecim miejscu znalazł się kolega Sypień – 1:15,88.
Jak podkreśla Maciej Graf, obecnie spontanicznie zastępujący chorego Dariusza Rutkowskiego, wiślańskie mistrzostwa pozwoliły sprawdzić poziom wytrenowania zawodników i zastanowić się nad dalszą pracą. Według pana Macieja sezon był owocny, ale zawodników mało. – Narciarstwo jest dla mnie priorytetem i wielką pasją wśród wszystkich sportów, jakie uprawiałem. A to, jak będzie się działo z narciarstwem alpejskim w naszym środowisku, zależy od pieniędzy. Na dziś rysuje się obraz nędzy i rozpaczy. Dyscyplina staje się niszowa, widać spadek poziomu sportowego na mistrzostwach Polski – narzeka Maciej, który jest jednocześnie przewodnikiem. – Jako trenerzy oraz instruktorzy możemy pozyskiwać nowych zawodników wśród młodzieży i wyszkolić świetnych narciarzy zjazdowych. Jeżeli jednak obecna sytuacja utrzyma się, to ciągle będziemy daleko w rankingu międzynarodowym. Są w naszym crossowskim środowisku doskonali zawodnicy, jak: Kosiński, Sypień, Pietruszyńska czy Ania Kosińska (nie wystartowała tym razem w MP, bo zatrzymały ją ważne sprawy rodzinne), ale kto ich poprowadzi? Na dziś jedynym klubem zrzeszającym profesjonalną kadrę szkoleniową jest konkurencyjne Beskidzkie Zrzeszenie Sportowo-Rehabilitacyjne „Start” i ludzie od Łukasza Szeligi – przyznaje Maciej Graf.
Warto, aby przed kolejnym sezonem zimowym zorganizować spotkanie z osobami odpowiedzialnymi za tę działkę sportu niewidomych i słabowidzących i znaleźć niosące nadzieję rozwiązania dla tej kulejącej i zanikającej dyscypliny.
Tradycyjnie już mistrzowski cykl warcabowy w Stowarzyszeniu „Cross” rozpoczął się w marcu od turniejów półfinałowych indywidualnych MP kobiet i mężczyzn. Panie rozegrały w tym roku swój półfinał we Wdzydzach, natomiast panowie do walki o awans do finału przystąpili zaraz po nich i podobnie jak w latach poprzednich spotkali się w gościnnym ośrodku „Gaborek” w Krynicy-Zdroju.
Zgodnie z regulaminem mistrzostw Polski prawo startu w eliminacjach mieli jedynie zawodnicy z co najmniej drugą kategorią warcabową. Tymczasem zgłoszeni warcabiści spełniający ten wymóg nie wypełnili przewidzianego przez organizatora limitu miejsc i dlatego zaistniała konieczność uzupełnienia stawki uczestnikami z kategoriami niższymi. Aby mogło tak się stać, niezbędny był aneks do regulaminu, który przesłany został do klubów. Nastąpiło to krótko przed terminem zawodów i nie każdy potencjalny chętny mógł tak zorganizować swój czas, by skorzystać z okazji występu w półfinale. Taka sytuacja dowodzi, że istnieje potrzeba wprowadzenia zmian do regulaminu ramowego mistrzostw, żeby podobne zdarzenia nie miały w przyszłości miejsca. Jednym z rozwiązań mogłoby być np. zdarzenie możliwości zgłoszenia (w wyznaczonym terminie) przez każdego zawodnika z licencją PZWarc, figurującego na liście rankingowej A, chęci udziału w półfinale. W przypadku zgłoszenia się większej liczby chętnych niż liczba miejsc odpadaliby zawodnicy z niższymi rankingami.
Ostatecznie w Krynicy wystartowało czterdziestu dwóch graczy, w tym aż jedenastu z niższymi niż druga kategoriami (ośmiu z trzecią kategorią i trzech z czwartą). Siedemnastu uczestników grało już przynajmniej raz w finale kołowym i wszyscy liczyli na kolejny awans. Podobne aspiracje mieli też warcabiści marzący o debiucie w rozgrywce decydującej o medalach, chociaż miejsc premiowanych awansem do finału było tylko dziewięć. Na starcie zabrakło kilku liczących się w środowisku zawodników (m.in. Jana Sekuły, Ryszarda Sudera, Krzysztofa Pichlaka, Zenona Sitarza czy Maksymiliana Karczewskiego). Grano systemem szwajcarskim na dystansie dziewięciu rund. Tempo gry wynosiło 90 minut.
Już inauguracyjna runda przyniosła kilka niespodziewanych rozstrzygnięć. Największe z nich to porażka jednego z głównych faworytów, Józefa Tołwińskiego, z Michałem Ciborskim. Po cennym punkcie stracili też inni kandydaci do awansu – Andrzej Jagieła, Krzysztof Furtak i Mirosław Mirynowski. Punktami podzielili się między sobą byli mistrzowie Polski – Jerzy Gorczyński i Stanisław Mazur. W kolejnej rundzie nie zanotowano większych niespodzianek. Swoje drugie zwycięstwa odnieśli Stanisław Jędrzycki, Tomasz Kuziel oraz Edward Twardy i z kompletem punktów otwierali tabelę.
W trzeciej odsłonie doszło już do bezpośrednich starć pomiędzy faworytami zawodów. Jędrzycki zremisował z Kuzielem, a w pojedynku naszych „eksportowych” zawodników Jagieła okazał się lepszy od Twardego. Już drugie zwycięstwo z wyżej notowanym rywalem odniósł Ciborski, który tym razem zmusił do kapitulacji Furtaka i z 5 p. znalazł się w liczącej aż dziewięć osób grupie liderów. Zaskakującej porażki z Antonim Ignatowskim doznał Mazur. Drugi punkt stracił Tołwiński po remisie z mistrzem Polski niewidomych Jerzym Dzióbkiem. Na dole tabeli zwraca uwagę trzecia z rzędu porażka zaprawionego w bojach ligowca Leszka Żygowskiego. W czwartej rundzie zawodnicy grający na pierwszych stołach solidarnie zremisowali swe partie. Do czołówki powrócił Twardy (pokonał Andrzeja Sargalskiego), a dołączył do niej Bernard Olejnik (po wygranej z Ignatowskim). Furtak po kolejnej porażce (tym razem z Mazurem) stracił praktycznie swe szanse na awans. W tym momencie grono liderów liczyło dziesięć osób (wszyscy mieli po 6 p.). Aż dwudziestu dziewięciu czołowych zawodników mieściło się w przedziale dwóch punktów i wszystko było jeszcze możliwe.
Pierwsi pretendenci do awansu pojawili się w piątej rundzie. Swe partie wygrali m.in. Jagieła (z Olejnikiem), Jędrzycki (z Ciborskim) oraz Kuziel (z Mieczysławem Kaciotysem). Ci trzej warcabiści uzyskali już wynik plus 3, który w praktyce powinien gwarantować miejsce w finale. Teraz mogli spokojnie kontrolować sytuację (czytaj: bezpiecznie remisować). Straty poniesione na starcie zaczął odrabiać Tołwiński i po kolejnych dwóch wygranych znalazł się nad kreską. Szósta runda wyłoniła wreszcie samodzielnego lidera. Został nim Jędrzycki po zwycięstwie nad Mirynowskim. Kuziel zremisował z Jagiełą, a z innych pojedynków warto odnotować wygraną Twardego z Wacławem Morgiewiczem oraz Kaciotysa z Ignatowskim. Pieczęć na swym słabym występie postawił Furtak. Zawodnik „Hetmana” Lublin, który w ostatnich trzech latach grał w finale, uległ Antoniemu Lewkowi i do lidera tracił już... 6 p.
Na trzy rundy przed końcem zawodów grono kandydatów do awansu było bardzo szerokie i liczyło dziewiętnaście osób, czyli blisko połowę stawki! Odtąd każde zwycięstwo miało podwójną wartość, a porażka mogła przekreślić dotychczasowy wysiłek zawodnika. Po siódmej rundzie na plus 3 wyszli Tołwiński i Ryszard Pawłowski. Wraz z Jędrzyckim, Kuzielem, Jagiełą i Twardym mogli już powoli mrozić szampany.
O trzy pozostałe bilety do Sękocina (miejsce finału) rozgorzała walka w ostatnich dwóch rundach. W ósmej do wspomnianej wyżej grupy dołączył Morgiewicz po wygranej z Romanem Januszewskim, natomiast ubył z niej niespodziewanie Pawłowski (po porażce z Jagiełą), który musiał na razie schować swojego szampana. Przed ostatnią rundą na prowadzeniu z 12 p. znajdowali się Jagieła i Jędrzycki. Po 11 p. zgromadzili Morgiewicz, Tołwiński, Kuziel i Twardy.
Do wzięcia pozostawały w dalszym ciągu trzy bilety i tylko jedna runda do końca. W niej, zgodnie z oczekiwaniami, Jagieła zremisował z Morgiewiczem, a Jędrzycki z Tołwińskim. Kuzielowi i Twardemu też wystarczał remis i cel osiągnęli, chociaż ich przeciwnicy (odpowiednio: Ignatowski i Mazur) musieli grać o pełną pulę. Ciekawie zapowiadał się pojedynek Pawłowskiego z Gorczyńskim. Jego zwycięzca zapewniał sobie awans. Górą z tej potyczki wyszedł Pawłowski i wrócił nad kreskę (a szampan do lodówki). O pozostałych dwóch miejscach premiowanych awansem musiała rozstrzygnąć punktacja pomocnicza, bo czterech zawodników zdobyło po 11 p. Tę najkorzystniejszą miał Mazur. Ostatni bilet do Sękocina wywalczył rzutem na taśmę Kaciotys po zwycięstwie nad Ryszardem Szachniewiczem. Warcabista „Jantaru” Gdańsk będzie jedynym debiutantem w finale. Tuż pod kreską, ale również z dorobkiem 11 p., znaleźli się Antoni Ignatowski i Mirosław Grabski. Tym razem muszą zadowolić się jedynie rolą rezerwowych.
W półfinale wystąpili przedstawiciele piętnastu klubów Stowarzyszenia „Cross”. Najliczniejsze były ekipy z Nysy i Częstochowy (po pięciu zawodników). Spośród 42 uczestników turnieju tylko pięciu nie ukończyło jeszcze pięćdziesiątego roku życia, jednakże żaden przedstawiciel „młodzieży” w tym roku do finału awansować nie zdołał. Długo realne szanse mieli na to Michał Ciborski i Mirosław Mirynowski, ale w drugiej części zawodów nie zdołali odeprzeć ataku rutyniarzy i ostatecznie wypadli z czołowej dziesiątki. Renesans formy przeżywają medaliści sprzed lat. Ryszard Pawłowski po długim okresie posuchy notuje drugi awans z rzędu. Pewną kwalifikację zdobywa rzadko ostatnio grywający Wacław Morgiewicz, a o krok od finału jest nieodnoszący w ostatnim czasie większych sukcesów ojciec warcabów w Stowarzyszeniu „Cross”, zwycięzca pierwszego finału rozgrywanego systemem kołowym (2005) – Jerzy Gorczyński.
Stawkę finalistów uzupełnią medaliści z roku ubiegłego: Leszek Stefanek („Hetman” Lublin), Ryszard Biegasik („Victoria” Białystok) i Mikołaj Fiedoruk („Victoria” Białystok). Zawodnikami rezerwowymi są w kolejności: Antoni Ignatowski, Mirosław Grabski (po 11 p.), Mirosław Mirynowski, Jerzy Gorczyński, Bernard Olejnik i Roman Januszewski (po 10 p.). Normy na wyższe kategorie warcabowe wypełnili: Ryszard Pawłowski (I) i Stanisław Stańczak (III). Najwyższy wzrost rankingu zanotowali: Wacław Morgiewicz (+29), Jerzy Gorczyński (+21), Michał Ciborski (+20), Edward Kozłowski (+19) i Ryszard Pawłowski (+19). Największe straty rankingowe ponieśli: Leszek Żygowski (-37), Krzysztof Furtak (-25) i Stanisław Białas (-20).
Zawody półfinałowe sędziował Jan Chrząszcz, a koordynatorem imprezy w Krynicy-Zdroju był Jerzy Hanus. Organizację zawodów dofinansowały PFRON oraz MSiT.
Półfinał XXIII Indywidualnych MP Niewidomych i Słabowidzących w Warcabach Stupolowych 27.03-4.04.2019 r., Krynica-Zdrój
Tegoroczny półfinał mistrzostw Polski kobiet niewidomych i słabowidzących w warcabach stupolowych odbył się w kaszubskich Wdzydzach w dniach 18-26 marca. Organizatorem zawodów było Stowarzyszenie „Cross”, a współorganizatorem klub „Jantar” Gdańsk.
Nad zmaganiami 27 zawodniczek sprawował nadzór sędzia główny Mirosław Grabski. Zawody miały wyrównany poziom i do końca rozgrywek nie było zdecydowanej liderki. Ostatecznie półfinał wygrała Barbara Wentowska, która w ostatniej rundzie pokonała (na wiszącej chorągiewce) Grażynę Skonieczną.
Czas między grami organizator wypełniał zwiedzaniem atrakcyjnych okolic. Oglądaliśmy przepiękny skansen, 20-hektarowy park etnograficzny z zabytkami charakterystycznymi dla tego regionu. Urzekło nas jezioro Wdzydze. Tworzy je zespół pięciu jezior układających się w charakterystyczny krzyż. Miałyśmy też okazję wejść na wieżę widokową, z której podziwialiśmy wszystkie jeziora i panoramę kaszubskich miejscowości. Wdzydze są położone w rezerwacie leśnym i mogłyśmy tu wypoczywać po zaciętej rywalizacji. Wszystkie zawodniczki dziękują organizatorom, państwu Krysi i Jerzemu Dzióbkom, za bardzo dobre przygotowanie i poprowadzenie tego półfinału oraz za miłe niespodzianki i pyszne, ekologiczne jedzenie, a także za zapewnienie transportu powrotnego.
Do finału mistrzostw Polski kobiet niewidomych i słabowidzących w warcabach stupolowych zakwalifikowało się dziewięć najlepszych zawodniczek:
Barbara Wentowska 13 p.
Władysława Jakubaszek 12 p.
Dorota Szela 12 p.
Grażyna Skonieczna 12 p.
Ewa Grabska 11 p.
Petronela Dapkiewicz 11 p.
Maria Górzna 11 p.
Teresa Borowiec 11 p
Hanna Maćkowiak 11 p.
Dwa kolejne miejsca zajęły zawodniczki rezerwowe:
Joanna Malcer 10 p.
Urszula Lauferska 9 p.
Organizację zawodów dofinansowały PFRON oraz MSiT.
Chętnie jeszcze raz odwiedzę ten cudny zakątek naszego kraju, bo jeszcze nie wszystko udało mi się tu zobaczyć i zapamiętać.
Po sukcesach na torowych mistrzostwach świata w Apeldoorn, na których zawodnicy ZKF „Olimp” zdobyli złoty, srebrny i brązowy medal, przyszedł czas na przygotowania do sezonu szosowego. Ich najważniejszym elementem było zgrupowanie, które odbyło się w dniach 5-14 kwietnia br. w Lądku-Zdroju.
Był to bardzo dobry termin na obóz w ciepłym klimacie i taki był właśnie wstępny plan treningowy. Budżet kadry kolarskiej ZKF „Olimp” na 2019 rok okazał się jednak skromniejszy od spodziewanego i wyjazd zagraniczny nie doszedł do skutku. Zgrupowanie w Lądku-Zdroju odbyło się w ramach projektu „Strefa sportu” współfinansowanego przez PFRON. Zakładał on udział ośmiu tandemów, jednak w treningach uczestniczyło więcej kolarzy, bo pobyt części z nich sfinansowały macierzyste kluby.
Ośrodek „Mir-Jan” i okolice Lądka-Zdroju to miejsca znane kolarzom „Olimpu” z poprzednich lat i dobrze wspominane. Wybór lokalizacji tegorocznego zgrupowania nie był więc przypadkowy, lecz podyktowany dbałością o jak najlepsze warunki do treningu i wypoczynku zawodników. Górzyste okolice, zarówno po polskiej, jak i czeskiej stronie granicy, są odpowiednie do kształtowania siły i wytrzymałości – cech motorycznych stanowiących podstawę do zbudowania kolarskiej formy na sezon wyścigów szosowych. Atutami ośrodka są dogodne położenie w pięknej i cichej okolicy na peryferiach miasta, obfite i smaczne wyżywienie oraz strefa spa, w której można się zrelaksować i odbudować siły po trudach treningów. Kolarze wykorzystali na maksa te wszystkie sprzyjające okoliczności i wykonali bardzo solidną porcję pracy. Nie powstrzymały ich nawet trudne warunki atmosferyczne – silne wiatry, niska temperatura i opady, które pojawiły się w drugiej części zgrupowania. Treningi kolarskie przy niesprzyjającej pogodzie niosą ryzyko przeziębień i kontuzji, lecz jednocześnie hartują organizmy zawodników, wzmacniając ich zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Kolarstwo to trudny sport, w którym najlepiej sprawdzają się prawdziwi twardziele. A tych – w erze ciągłych ułatwień i dbałości o komfort życia – coraz bardziej brakuje. W tym kontekście warto podkreślić, że sport ma ogromne walory wychowawcze. Sportowcy, oprócz nawyku aktywności fizycznej, uczą się celowego i zorganizowanego działania oraz nabywają wiele cech, takich jak pracowitość, systematyczność, punktualność, odporność – przydatnych w każdej dziedzinie życia. Emocjonując się wynikami sportowymi naszych zawodników, nie zapominajmy o drugiej – pozasportowej – stronie medalu. Przed kolarzami ZKF „Olimp” trudny i ważny sezon wyścigów szosowych, decydujący o zdobyciu lub nie kwalifikacji paraolimpijskich do Tokio 2020. Pierwszy start to XXII Wyścig Tandemów o Puchar Marszałka Lubelszczyzny (30.04-5.05.2019), a zaraz potem dwa Puchary Świata – w Corridonii (9-12.05.2019) i w Ostendzie (16-19.05.2019). Relacje z tych zawodów, miejmy nadzieję, że radosne – w kolejnym numerze „Crossa”.
Minęło już ponad pięć lat, od kiedy Stowarzyszenie „Cross” rozpoczęło współpracę z Polskim Związkiem Kręglarskim. Jak ten czas oceniają zawodnicy z dysfunkcją wzroku? Co o organizacji imprez przez związek sportowy mówią crossowscy działacze, którzy tworzyli sekcje kręglarskie przed ponad dwudziestu laty?
– W kręglach byłem od samego początku – mówi Stanisław Piasek, prezes iławskiej „Moreny”. – Uczestniczyłem też w pracach komisji kręglarskiej przy PZKręgl, więc mogę porównać organizację dyscyplin w obu instytucjach. Przede wszystkim w „Crossie” szkolimy zawodników w sekcjach klubowych. Mamy sztab trenerów, sędziów, aktywistów i potrafimy realizować turnieje różnej rangi – od zawodów klubowych, przez mistrzostwa Polski, po mistrzostwa Europy. Mamy długoletnie doświadczenie i w związku z tym po prostu potrafimy to robić – podkreśla. Pan Stanisław był jednym z prekursorów dyscyplin kręglarskich w „Crossie” i dostosowywał je do potrzeb osób z dysfunkcją wzroku. Dlatego tym bardziej martwi go aktualna sytuacja w bowlingu i kręglach osób niewidomych. Według Stanisława Piaska przejęcie kadry zawodników z dysfunkcją wzroku przez Polski Związek Kręglarski spowodowało, że wszystkie koszty szkolenia i wysyłania sportowców na imprezy dla reprezentacji pokrywają kluby. Łatwo zauważyć, że naturalną konsekwencją takiej sytuacji jest zmniejszenie się frekwencji na zawodach organizowanych przez PZKręgl. – Na crossowskich imprezach jest nawet nadkomplet. U nas na liście uczestników jest minimum 80 osób, a na niejednych mistrzostwach w Tomaszowie Mazowieckim trudno było 40 zawodników zebrać – szybko liczy pan Stanisław.
Kluby Stowarzyszenia „Cross” nie są tak bogate, by wysyłać sportowców na zawody organizowane przez Związek i pokrywać całkowity koszt ich udziału, dlatego ograniczają liczbę delegowanych zawodników. Według wielu taka sytuacja obniża poziom rywalizacji. Kadra objęta opieką Związku trzyma się mocno, a inni nie mają nawet możliwości współzawodniczenia. Czas ucieka, a przepaść między reprezentacją i resztą zawodników niestety się powiększa. Samej kadrze brakuje zaś świeżej krwi. Na szkolenie nie ma środków. Impas trwa. Ze szkodą dla dyscypliny.
Kolejną ważną kwestią finansową, zarówno dla członków reprezentacji, jak i dla macierzystych klubów, jest koszt udziału w wyjazdach zagranicznych, który zawodnicy muszą pokryć z własnej kieszeni, często ze skromnej renty. Czasem własnymi środkami wspierają ich kluby. W tej sferze Związek nie troszczy się o chcących startować. Współpraca Stowarzyszenia ze Związkiem w ramach Sekcji Niepełnosprawnych PZKręgl. nie sprawdza się. Działacze „Crossu”, którzy chcieli się tam angażować w rozwijanie dyscypliny, kolejno rezygnują. Tłumaczą to faktem, że nie są dopuszczani do decydowania o czymkolwiek. Wydaje się, że powstał zupełnie niepotrzebny dualizm – PZKręgl i Stowarzyszenie „Cross” – który zniechęca ludzi i obniża poziom rywalizacji w dyscyplinie. – Moim zdaniem należy z całej siły przekonywać Ministerstwo Sportu i Turystyki, by kręgle i bowling niewidomych wróciły do naszego Stowarzyszenia jako podmiotu, który ma doświadczenie i potencjał organizacyjny. Opracowaliśmy regulaminy i zasady startów zgodne ze standardami IBSA, działacze „Crossu” potrafią zdobywać pieniądze na upowszechnianie dyscypliny – wyjaśnia Stanisław Piasek. – Jeśli wróciłby do Stowarzyszenia również wyczyn, mielibyśmy ciągłość szkolenia i tworzenia reprezentacji – przekonuje prezes „Moreny” Iława.
Czy jest możliwe, aby w obecnej sytuacji poprawiła się jakość współpracy Stowarzyszenia „Cross” i Polskiego Związku Kręglarskiego? Pod koniec maja tego roku – po długotrwałych rozmowach działaczy z obu organizacji ma zostać podpisane porozumienie o wspólnej realizacji turniejów rangi Pucharu Polski. Zmiana frontu niesie nadzieję na pozytywny rozwój sytuacji. Trenerzy, działacze i sami zawodnicy widzą sens jedynie w zacieśnieniu współpracy Stowarzyszenia i PZKręgl. – Bojkot to ostateczność, bo przykro jest zabronić zawodnikowi, który odnosi sukcesy, startu w turnieju z tego powodu, że PZKręgl nie chce przystać na wycofanie się z wyczynu – przyznaje Pan Stanisław. Oby podpisanie porozumienia było pierwszym krokiem do przywrócenia możliwości organizacji imprez również rangi mistrzostw Polski Stowarzyszeniu.
Mimo że ustawa o sporcie mówi, że sport wyczynowy ma być w pierwszej kolejności realizowany przez związki sportowe, to wydaje się, że w przypadku wyjątkowej specyfiki samej dyscypliny, a i środowiska zawodników, potrzebny jest przede wszystkim doświadczony i wyspecjalizowany realizator, jakim bez wątpienia jest Stowarzyszenie „Cross”.
Przygoda z kulami zaczęła się w tym roku dla naszych kręglarzy klasycznych w Tomaszowie Mazowieckim. Pod koniec marca odbyły się tam eliminacje stanowiące pierwszy etap indywidualnych mistrzostw Polski. Spośród 83 zawodników z 15 klubów wyłoniono 42 najlepszych. Szczęśliwcy mieli tylko trzy tygodnie, by podszlifować formę i zaprezentować się jak najlepiej podczas półfinałów i dwudziestego jubileuszowego finału.
Mistrzowskie zawody odbyły się na czterotorowej kręgielni w Brzesku. Rozegrano je zgodnie z regulaminem obowiązującym przez ostatnie lata, więc półfinaliści wiedzieli, że aby przejść do ścisłego finału, trzeba zdobyć taką liczbę punktów, która wystarczy na awans do najlepszej czwórki w każdej z kategorii. W B3 kobiet i mężczyzn oraz w B2 mężczyzn było najtrudniej, bo startowało tam po ośmiu zawodników. W B2 kobiet i w kategorii B1 grało po sześć osób, dlatego przykro było znaleźć się w dwójce pokonanych, zwłaszcza gdy do walki o medal zabrakło jednego punktu na 612 zdobytych, jak zdarzyło się w jednym przypadku.
Po emocjach związanych z rozgrywkami półfinałowymi już następnego dnia (13 kwietnia) 24 zawodników musiało kolejny raz skoncentrować się i oddać najcelniej po 120 rzutów. Liczyła się łączna suma punktów uzyskanych podczas czterech gier półfinałowych i czterech finałowych. Jak przystało na jubileuszowe zawody, padły rewelacyjne wyniki. Ubiegłoroczny mistrz Polski Grzegorz Kanikuła ustanowił rezultat na światowym poziomie: 767 p. (gry po 198, 190, 198 i 181 p.). Poprzedniego dnia ten zawodnik „Hetmana” Lublin również cieszył kibiców przepiękną średnią 185,5. Wyprzedził tym samym Daniela Jarząba, srebrnego medalistę z „Tęczy” Poznań, o 118 p. Nowy rekord kraju Grzegorza został już oczywiście odnotowany w kronikach i czeka na pogromcę.
W kategorii B3 świetnie wypadła Irena Curyło z „Pogórza” Tarnów, która niejako grała na „swojej” kręgielni. To właśnie ona – obecna mistrzyni Polski – jako jedyna kobieta przekroczyła na tych zawodach barierę 700 p. Niewiele mniej zagrała mistrzyni w kategorii B2, Jolanta Lewandowska z „Pionka” Włocławek, która w półfinale pobiła rekord życiowy. Wynik 687 p. pozwolił jej podczas finału ze spokojem bronić pierwszego miejsca. U pań w kategorii B1 bez zmian na pozycjach medalowych, za to tu również padł rekord. Regina Szczypiorska z „Moreny” Iława wyrównała swój najlepszy dotychczas wynik 543 p. (Rakovice, Słowacja, ME 2015) i tym samym uzyskała ponad stupunktową przewagę nad wicemistrzynią Mieczysławą Stępniewską. W B1 panów Jan Zięba także sporo, bo o 80 p., odskoczył koledze z drugiego miejsca Zdzisławowi Koziejowi. Nieprzewidywalnie było za to w kategorii B2 mężczyzn. Przy dwóch równych startach – 680 i 679 p. – wygrał Teodor Radzimierski („Karolinka” Chorzów), ale już o miejsce drugie i trzecie pozostała trójka graczy walczyła do ostatniego rzutu. Bój o srebrny krążek wygrał Mieczysław Kontrymowicz.
Dla podkreślenia wagi dwudziestolecia dyscypliny wszyscy medaliści wracali do domu nie tylko z pucharami, lecz także z nagrodami rzeczowymi. Taki wysyp rekordów świetnie wróży polskiej ekipie na nadchodzące starty zagraniczne. Bożena Polak, trener Sekcji Niewidomych i Słabowidzących PZKręgl, kilka dni po mistrzostwach wybrała z kadry 14-osobową reprezentację Polski w składzie: M. Stępniewska, R. Szczypiorska, J. Lewandowska, J. Rogacka, I. Curyło, M. Harazim, Z. Koziej, Sz. Polkowski, M. Kontrymowicz, T. Radzimierski, S. Stopierzyński, G. Kanikuła, Z. Strzelecki, W. Wakuliński, która będzie nas reprezentować na odbywających się po raz 19. mistrzostwach Europy (28.05-3.06.2019, Zagrzeb). Stolica Chorwacji będzie gościła około stu niewidomych z dziesięciu państw. Życzymy zawodnikom bicia kolejnych indywidualnych rekordów, a całej drużynie – sukcesów!
Jadwiga Rogacka
Biegi − Orlen Warsaw Marathon
Wraz z nastaniem wiosny nadszedł nowy sezon biegowy, a z nim kolejne sprawdziany startowe w biegach maratońskich. Podczas narodowego święta biegania, które odbyło się 14 kwietnia w stolicy, wiele osób niewidomych i słabowidzących wzięło udział w odbywającym się po raz siódmy Orlen Warsaw Marathonie.
Biegacze po wspólnym odśpiewaniu hymnu narodowego wyruszyli z Wybrzeża Szczecińskiego na trasę 42 km i 195 m. Start biegu głównego nastąpił punktualnie o godzinie dziewiątej. Trasa prowadziła przez cztery warszawskie dzielnice: Pragę Południe, Żoliborz, Mokotów i Śródmieście.
Dla wielu biegaczy był to pierwszy poważniejszy start w sezonie. Każdy z uczestników starał się jak najszybciej dotrzeć na błonia Stadionu Narodowego, gdzie znajdowała się meta i miasteczko dla biegaczy. Po otrzymaniu medalu można było skorzystać z przygotowanego poczęstunku i regenerującego masażu, a także porozmawiać z innymi uczestnikami biegu.
W grupie osób słabowidzących jako pierwszy zameldował się na mecie Patryk Łukaszewski, reprezentant „Syrenki” Warszawa. Patryk w czasie rywalizacji maratońskiej nie miał sobie równych. Prowadził od samego startu aż do ostatnich metrów.
Od ponad dekady są powszechne. Bardzo dużo ludzi korzysta z nich, ponieważ przydają się w pracy, w podróży i w życiu codziennym. A inżynierowie nieustannie kombinują, jak jeszcze je ulepszyć. Obecnie rozwijana jest jedna wiodąca koncepcja.
Do niedawna każda licząca się marka wprowadzała z modelu na model coraz bardziej rozwinięte funkcje i zapewniała większą wygodę korzystania ze smartfonów. Ekrany dotykowe zyskiwały na rozmiarze i rozdzielczości, procesory były coraz szybsze, a interfejs użytkownika stawał się mniej toporny i ładniejszy z każdą kolejną aktualizacją. Dzisiaj można zauważyć, że postęp nie jest już taki szybki, ponieważ jeszcze większa rozdzielczość ekranu, szybsze procesory czy też udoskonalenia innych podzespołów nie są potrzebne. Produkt wszedł w fazę dopracowywania tego, co już istnieje. Teoretycznie mogłoby więc zostać tak, jak jest, ale jaki byłby dzisiaj świat, gdyby nie szedł naprzód?
Smartfony… składane
Wizja smartfona, który jednocześnie jest tabletem? Niewiele osób chce pakować plecak czy większą torbę, żeby taki kawał ekranu ze sobą nosić. Dlatego ktoś wpadł na pomysł: „A jakby tak złożyć tablet na pół?”. Na tegorocznych premierowych pokazach firmy Huawei i Samsung pokazały swoje pierwsze składane smartfony. Gdy są złożone, ich wielkość nie różni się od typowego smartfona, jednak rozłożone stają się dużym urządzeniem z dwukrotnie większym polem roboczym. To zdecydowanie świetna propozycja dla osób, które dużo pracują na swoich mobilnych urządzeniach i na przykład często obsługują pocztę, czytają ważne informacje itp. Duży ekran pozwala na obsługę kilku aplikacji jednocześnie, co umożliwia wykonywanie wielu zadań naraz, gdy jest taka potrzeba.
Samsung Galaxy Fold
Premiera odbyła się na prywatnej imprezie producenta. Oczywiście cena, jaką zaproponowano, jest zaporowa, ale tłumaczy ją fakt, że to rzeczywiście nowinka technologiczna. Cena katalogowa Folda to 1980 dolarów amerykańskich. Sam smartfon składa się z dwóch ekranów. Nie mam na myśli dwóch składających się na jeden, tylko jeden typowy ekran smartfonowy i jeden składany. Główna matryca (ta składana) nosi nazwę Infinity Flex. W rzeczywistości jest to po prostu „łamany” ekran Super AMOLED (jestem ciekaw, kiedy pojawią się pierwsze usterki ekranu). W obudowie możemy znaleźć najnowszy procesor Qualcomm Snapdragon 855 z mocnym układem graficznym Adreno 640. W najmocniejszej wersji smartfona znajduje się również 12 GB pamięci RAM oraz 512 GB przestrzeni dyskowej. Samsung stwierdził, że ma wystarczająco miejsca, żeby umieścić w nietypowym Galaxy aż pięć aparatów – trzy główne i dwa frontowe. Trzy główne dostępne są z poziomu ekranu smartfonowego, gdy smartfon jest złożony, natomiast dwóch pozostałych można użyć dopiero po rozłożeniu tego cennego kawałka technologii. Dodatkowe miejsce w obudowie pozwala również na zamontowanie większej baterii. Pojemność baterii Samsunga Galaxy Fold wynosi 4380 mAh, czyli o tysiąc więcej niż w standardowym smartfonie. Gabaryty tego urządzenia nie są tak duże, jak można by przypuszczać. Składany ekran jest o połowę cieńszy od zwykłego, co sprawia, że smartfon nie jest zbyt gruby. Wysokość oraz szerokość również nie sprawiają dyskomfortu, ponieważ odpowiadają ogólnie przyjętym standardom.
Chiński rywal
Składany smartfon Huawei Mate X, bezpośredni konkurent Samsunga Galaxy Fold, jest prawdopodobnie lepszą wersją tego samego konceptu. Dlaczego tak uważam? Po pierwsze, smartfon wyposażony jest tylko w jeden wyświetlacz – Huawei FullView. Jest to zginany ekran, wykonany w technologii OLED. Dodatkowo telefon zgina się na zewnątrz, co sprawia, że jego ekran wypełnia całość obudowy, kiedy działa on w trybie smartfona. Kolejnym bardzo ciekawym pomysłem jest zastosowanie dwustronnego ekranu w tym właśnie trybie. Jeśli myśleliście kiedyś o zrobieniu selfie głównym aparatem telefonu, to nigdy nie było to prostsze. Potrójny aparat znajduje się na listwie z boku jednej połowy ekranu. Zdjęcie robimy smartfonem złożonym na pół, dzięki czemu mamy bezpośredni podgląd i możemy zrobić najlepszej jakości zdjęcie profilowe. Pod obudową kryje się najmocniejszy procesor Huawei – Kirin 980. Pojemność baterii jest nieco większa niż w Galaxy Fold i wynosi 4500 mAh, a tyle powinno wystarczyć na korzystanie ze smartfona przez cały dzień lub nawet dłużej. 8 GB pamięci RAM to znacznie mniej niż u konkurenta, ale szczerze mówiąc, urządzenie dobrze obsłuży nawet połowa tego. Przestrzeń dyskowa to 512 GB, z możliwością poszerzenia o kolejne 256 GB kartą microSD. Czytnik linii papilarnych znajduje się na nieekranowej krawędzi telefonu. W kontrze do swojej polityki cenowej Huawei wycenił Mate X na 2299 euro. To cena katalogowa i pozostawię ją bez komentarza, powiem tylko, że jestem zaskoczony.
Łamany smartfon? Czemu nie!
Pomysł na radykalne zwiększenie ekranu smartfona sam w sobie jest kiepskim rozwiązaniem. Tablety już istnieją i dobrze wszyscy wiemy, jak bardzo się przydają. Są świetne, ale smartfon zrobi to samo i jest łatwiejszy w użyciu. Złamanie tabletu zachowuje jego funkcjonalność i nadaje mu kompaktowość. Dodatkowo pojawiają się nowe możliwości, tak jak w przypadku aparatu Huawei. Czekamy na więcej, zaskoczeń nigdy za wiele.
Zdobycie w toku partii przewagi materialnej powinno doprowadzić do zwycięstwa. Droga do tego jest przeważnie długa i wymaga odpowiedniej techniki. Zyski materialne pojawiają się zwykle w grze środkowej, a wtedy, przy dużej liczbie bierek, różnica w siłach obu stron nie jest jeszcze odczuwalna. Widoczna ona będzie dopiero w końcówce. Ogólna zasada postępowania w takim przypadku brzmi więc: wymieniaj figury (zwłaszcza hetmany), nie wymieniaj pionków. Konieczność zachowania pionków wynika z faktu, że jeden z nich powinien dojść do hetmana. Ponadto, jak wiadomo, sama lekka figura nie wygra partii, podczas gdy pojedynczy piechur może wystarczyć do zwycięstwa. Oczywiście strategia strony broniącej się jest całkowicie odmienna…
Tak więc, mając przewagę materialną, dążymy do wymian. Przy dużej przewadze warto jest nawet oddać część materiału, aby tylko uprościć pozycję. Strona broniąca się zwykle unika wymian, ale szantażowanie nimi często pozwala na uzyskanie korzyści pozycyjnych obok istniejących już materialnych.
Obrona dwóch skoczków A. Kofidis (2412) – K. Kesoglou (2057) Ateny 2007
1.e4 e5 2.Sf3 Sc6 3.Gc4 Sf6 4.Sg5 d5 5.ed5 Sa5 6.d3 h6 7.Sf3 e4 8.He2 S:c4 9.dc4 Gc5 Wybrany przez białe wariant nie cieszy się dobrą opinią. Za poświęconego pionka czarne uzyskują silny atak. W tym pojedynku białe zdołały odeprzeć naciski, ale tylko dlatego, że czarne nie wykorzystały wszystkich swoich szans 10.h3 Siłę ataku czarne wykazały w takiej miniaturze: 10.Sfd2 0-0 11.0-0 Gg4 12.He1 Hd7 13.Sb3 Gf3! 14.Gf4 Hg4 15.Gg3 Sh5 16.S:c5 Sf4 17.Sd2 Hh3! 0-1 (L. Bakos – L. Toth, Węgry 2011) 10…0-0 11.Sh2 Sh7?! Po energicznym 11...e3! 12.G:e3 G:e3 13.fe3 Se4 pozycja oceniana jest na korzyść czarnych 12.Ge3 Gd6 13.Sc3 Ge5 14.Hd2 Hf6 15.Sg4 G:g4 16.hg4 Hg6 17.0-0-0 Sg5? Po 17...H:g4 18.g3 Sg5 19.Wh4 Hf5 20.G:g5 G:c3 21.H:c3 H:g5+ 22.Wf4 f5 gra toczyła się na równym materiale z minimalną przewagą białych.
18.Gd4 Wfe8 19.G:e5 Początek wymian 19...W:e5 20.Hd4 Hf6 21.Whe1 Wee8? Niezrozumiała decyzja. Wprawdzie po 21...Wae8 nieprzyjemne było 22.Sb5, ale tylko pozostawienie na szachownicy hetmanów dawało pewne praktyczne szanse na ratunek 22.H:f6 gf6 23.Sb5 W powstałej końcówce białe mają i pionka więcej, i lepszą pozycję. Nic więc dziwnego, że partia nie trwała już długo 23...Wec8 24.Sd4 Kh7 25.Sf5 Wh8 26.Wh1 Kg6 27.Wh5 Wh7 28.Wdh1 Wah8 29.Kd1 e3 30.f3 Czarne znalazły się w całkowitym zugzwangu. Ruchy pionkami wkrótce się wyczerpią, a każde posunięcie figurą przegrywa natychmiast 1-0
P. Swidler (2754) – A. Timofiejew (2651) Moskwa 2009
Białe mają jakość więcej, ale silna pozycja gońca utrudnia wygraną. Gdyby jednak wymienić ciężkie figury czarnych, wygrana byłaby prosta… 24.Hf2! He7 Po 24...H:f2 25.W:f2 W:d3 26.fe6 fe6 27.Wd1! W:d1+ 28.K:d1 czarne mogły zdobyć pionka, ale wieża łatwo poradziłaby sobie z gońcem 25.He3! Ucieczka czarnego hetmana pozwoliła białym zwiększyć groźby ataku na króla. Białe pionki gotowe są otworzyć wieżom linie poprzez g4-g5 lub f5-f6 25...b3 Jedyna szansa czarnych tkwi w kontrataku, stąd ta rozpaczliwa próba natarcia na białego monarchę 26.Kb1 Dobre było także 26.ab3 Hb4 27.d4 Gd5 (27…W:d4 28.fe6 fe6 29.Hc3!) 28.Wg3, ale wtedy białe figury zmuszone zostałyby do zajęcia obronnych pozycji. Białe planują więc schować bezpiecznie króla za… czarnym pionkiem: 26...ba2+ 27.Ka1! 26...Hb4 27.a3 Hb5 28.Wd1 Groźby czarnych zostały łatwo odparte, możliwość ataku ze strony białych – pozostała. Teraz już czarne same dążą do wymian 28...Hc5 29.d4 Równie dobre było 29.H:c5 bc5 30.fe6 fe6 31.Wc1 W:d3 32.W:c5 Ge4 33.Kc1 itd. 29...Hd5 30.Wg3 Zagrożony jest pionek b3 30...He4+ 31.H:e4 G:e4+ 32.Kc1 ef5 (32...Wc8+ 33.Wc3; 32….Gd5 33.Wc3) 33.gf5 G:f5 34.d5!? Po 34.W:b3 Ge4 trudniej byłoby maszerować wolnym pionkiem 34...We8 35.d6 Kf8 Lub 35...Ge6 36.Wc3 Kf8 37.Wc7 itd. 36.W:b3 Gd7 37.We3 We6 Jeśli 37...f6, to 38.e6! G:e6 39.W:e6 W:e6 40.d7 38.Wdd3 Ke8 39.Wc3 a5 40.Kd2 1-0
W tej szkoleniowej pozycji groźbę mata na h1 można łatwo odeprzeć ruchem 1.Kh2, ale w przyszłości król będzie ciągle narażony na ataki. Znacznie prościej wygrywa się, mimo utraty pionka, po wymianie hetmanów: 1.Hd4+ Kg8 2.Hd5+! H:d5 3.cd5 G:d5 4.b4 Kf8 Bez pomocy króla białego wolniaka zatrzymać się nie da 5.b5 Ke8 6.b6 Ge4 Ale nie 6...Kd7 7.Wd1 Kc6 8.W:d5 7.Wc7 Kd8 (7...h5 8.b7) 8.W:h7 Kc8 9.Wg7 f4 10.h4 f3 11.Kf2 Kb8 12.Ke3 i po zdobyciu jeszcze jednego czarnego pionka białe łatwo wygrywają.
L. Psachis (2500) – O. Romaniszyn (2595) Frunze 1981
Białe mają przewagę jakości, ale w realizacji przeszkadza silna para czarnych gońców i zabłąkana biała wieża na a8. Po 1.Hg4 Gb7 2.Wa4 Hc1+ 3.We1 Hc3; 1.b5 Gb7 2.Wa4 Hc1+ 3.We1 Hc3 czy 1.Kg1 Gb7 2.Wa4 Hc1+ 3.Hf1 Hc3 4.Ga6?! Hc7 trudno znaleźć drogę do zwycięstwa. Białe postanowiły więc oddać jakość, wymienić przy tym figury i przejść do wygranej końcówki 1.Hg3! Hc1+ 2.We1 H:e1+ 3.K:e1 G:g3 4.fg3 Gb7 5.W:g8+ Najprościej, chociaż dobre było także 5.Wa7!? Wb8 6.a4 5...K:g8 6.a4 W wyniku forsownego wariantu czarne odzyskały materiał, ale końcówka jest dla nich beznadziejna. O wyniku decyduje wolny pionek „a” 6...Kf7 7.a5 ba5 8.ba5 Ke7 9.Kd2 Kd6 10.Kc3 Kc6 11.Kb4 Gc8 12.Ka4 Zugzwang 12...Gb7 (12...h5 13.Kb4) 13.a6 i czarne poddały się. Po dalszym 13...Gc8 14.Ka5 Kc7 15.Kb5 za pionka trzeba będzie oddać gońca.
Bardzo częste w praktyce arcymistrzów jest oddanie całego nadwyżkowego materiału, aby przejść do konkretnej wygranej pionkówki. Wymaga to oczywiście dobrej znajomości tego typu zakończeń.
P. Keres – B. Goldenow Moskwa 1952
Białe wybrały najprostszy sposób realizacji: 33.Wd8+ Ke5 34.W8:d5+! W:d5 35.W:d5+ K:d5 36.a4 Oddalone wolne pionki poradzą sobie bez pomocy króla, który będzie pilnował czarnej piechoty 36...h5 37.f6 h4+ 38.Kg4 Ke6 (38...e3 39.Kf3) 39.a5 e3 40.Kf3 g4+ 41.K:e3 1-0
W. Lombardy – R. Fischer Nowy Jork 1960
Tutaj przejście do wygranej pionkówki wymagało policzenia dłuższego wariantu. O zwycięstwie zadecydował oddalony wolny pionek: 30...W:c3+! 31.bc3 W:e5+ 32.Kd2 W:e1 33.K:e1 Kd5 34.Kd2 Kc4 35.h5 b6! Czarne planują a7-a5, ale przedtem wyjaśniają sytuację na drugim skrzydle 36.Kc2 g5 37.h6 f4 38.g4 a5! 39.ba5 ba5 40.Kb2 a4 Po wymianie pionków na skrzydle hetmańskim czarny król będzie bliżej pozostałej piechoty 41.Ka3 K:c3 42.K:a4 Kd4 43.Kb4 Ke3 0-1
Sprowadzanie realizacji przewagi materialnej wyłącznie do przejścia do prostej końcówki byłoby jednak znacznym uproszczeniem. Zdarzają się bowiem sytuacje, kiedy istnieją inne, lepsze sposoby wygrywania.
K. Landa (2500) – M. Notkin (2485) Briańsk 1995
W praktyce szachowej przeważnie zamienia się przewagę pozycyjną na materialną. Zdarzają się jednak sytuacje odwrotne. W pozycji na diagramie białe mają pionka więcej, ale jest to korzyść symboliczna, która po ustawieniu skoczka na c5 praktycznie zniknie. Wymiany nie zmieniają tej oceny: 17.W:d8 W:d8 18.W:d8+ H:d8 19.Hd4 Hc7 z następnym 20….Sc5. W partii białe oddały pionka, aby uzyskać pozycyjne plusy: 17.c5! bc5 Szybko przegrywało zarówno 17...S:c5? 18.W:d8 H:f4 19.W:f8+, jak i 17...W:d6?! 18.cd6 H:c3? 19.d7 Wd8 20.Wc1 18.W:d8 W:d8 19.W:d8+ H:d8 20.Ha4! Czarne nie są teraz w stanie obronić wszystkich słabości na skrzydle hetmańskim. Białe wkrótce z zyskiem odebrały poświęconego pionka 20...Hc8 Na razie wszystko się jeszcze broni, ale czarne są prawie w zugzwangu 21.e3 Grozi 22 Ge2 21...g6 22.a3
Możliwe było natychmiastowe 22.Ge2, ale białe nie muszą się spieszyć 22...c4 23.Ge2 Sc5 Skoczek wreszcie dotarł na c5, ale kosztem strat materialnych. W dodatku nie jest solidnie broniony przez pionka 24.H:a7 Se4 (Lub 24…Sd3 25.a4) 25.Hd4 Przy scentralizowanym hetmanie łatwo wygrywa marsz nadwyżkowego pionka. Trzeba tylko uważać na próby kontrataku przeciwnika: 25...Hb7 26.Gf3 Hb1+ 27.Kg2 Sg5 28.Gc6 Hf5 29.h4 Sh7 30.H:c4 Sf6 31.Gf3 g5 32.a4 g4 33.Gc6 e5 34.a5 e4 35.Ha4 Hf3+ 36.Kg1 1-0
A. Denisow – B. Czernoswitow Rosja 1981
Przy przewadze materialnej zalecane są wymiany figur, a jednak w tym przypadku łatwiej będzie wygrać, jeśli pozostawi się hetmany na szachownicy. Ponieważ biały król ma słabą ochronę pionkową, hetman z wieżą mogą szybko stworzyć groźby matowe. Oto przykładowy wariant podany przez mm. Marka Dworeckiego: 1...h6! 2.b4 Nic nie zmienia 2.H:a6 H:b2 2...Wd6 3.Hb8+ Kh7 4.b5 ab5 5.ab5 f5! 6.Wc4 e5 Grozi 7…Wg6 7.Wc2 Hf4+ 8.g3 He4 9.H:d6 Lub 9.Wg2 Wd1 10.b6? He1 9...H:c2+ 10.Kg1 Hb1+ 11.Kf2 H:b5 z łatwą wygraną.
W końcówce wieżowej po 1...Hd3?! 2.We3 Hd6+ 3.H:d6 W:d6 wygrać będzie trudniej: 4.b4 Kf8 5.b5 ab5 6.ab5 Ke7 7.Wb3 Wb6 8.Kg3 Wb7 (Wieża musi bronić siódmej linii. Jeśli natychmiast 8...Kd6 9.Kf4 Kc5, to 10.Wc3+ K:b5 11.Wc7) 9.Kf4 Kd6 10.g4 Kc5 i przy tak oddalonym czarnym królu nawet dwa pionki przewagi mogą nie wystarczyć do zwycięstwa, np. 11.Wc3+ K:b5 12.g5 Wd713.h4 Kb6 14.Wc8 Wd4+ 15.Kg3 g6 16.Wh8 Kc6 17.W:h7 Wd7 18.h5 gh5 19.W:h5 itd.
Tak więc zasady zasadami, ale o wszystkim zawsze decyduje konkretna pozycja…
Nasze majowe szkolenie warcabowe można nazwać „szkoleniem półfinałowym”. Pod lupę weźmiemy dwa turnieje. Pierwszy, tj. półfinał 43 Indywidualnych Mistrzostw Polski w Warcabach, rozgrywany był na przełomie lutego i marca, a drugi – półfinał mistrzostw Polski Stowarzyszenia „Cross” w warcabach – na przełomie marca i kwietnia,. Startowali w nich najlepsi zawodnicy z Polski, którzy walczyli o bilety na finał mistrzostw Polski. Przeanalizujemy partie liderów obu turniejów oraz ciekawy fragment kombinacyjny.
Damian Jakubik – Filip Kuczewski Półfinał 43 MP, 2.03.2019 r., Głaz
Czarne już na starcie pokazują pazur. Możliwe są też inne, spokojniejsze kontynuacje, jak ukazane w wariantach: a) 8...18-23 9.40-34 12-18 10.46-41 7-12 11.32-28 23x32 12.37x28 17-22 13.28x17 11x22; b) 8...17-22 9.46-41 11-17 10.40-34 6-11 11.44-40 1-6 – z ciekawą, równą grą.
9.31-26 Na ostry ruch wypada odpowiedzieć ostrym zagraniem.
9…11-16 10.37-31 6-11 11.31-27 11.32-28 18-22 12.46-41 1-6 13.40-34 13-18 14.30-25 20-24 15.42-37 8-13 16.48-42 Ciekawszy wariant dla białych, niedający czarnym zbyt szybko wyrwać się ze związania.
11...1-6 12.30-25 18-22 13.27x18 12x23! Przy biciu 13x24 białe znowu mogłyby stanąć na polu 28 i blokować krótkie skrzydło przeciwnika. 13...13x22 14.32-28
14.33-29 Białe postanowiły szybko pozbyć się piona 23, aby uniknąć podwójnego wbicia czarnych, tak jak w wariancie: 14.42-37 23-28 15.32x23 19x28 16.33x22 17x28 17.26x17 11x22.
14...23x34 15.40x29 7-12 16.38-33 16.32-28
16...13-18 17.32-28 8-13 18.42-38 18.46-41 2-7 19.45-40 18-23 20.29x18 12x32 21.36-31 13-18 22.31-27 19-23 23.27x38 14-19 24.25x14 9x20 Białe stoją nieco bardziej z tyłu, ale za to ich pozycja jest czysta i bez żadnych słabości.
Mimo że pozycja czarnych nie jest idealna, to mają one jednak + 6 temp i grożą przejęciem centrum. Białe muszą dobrać dość inteligentny plan, aby nie zostały połknięte przez przeciwnika.
22.38-33 13-18 23.44-40 Ale dlaczego? Pion na polu 44 w tej fazie gry jest bardzo ważny, bo tworzy centralną kolumnę. Dodatkowo, zagrywając na pole 40, zamykamy piona 45. Białe powinny skupić się na wprowadzaniu swoich odstających pionów z pól 46 i 47–48.
23…11-17 24.46-41 17-22 25.41-37 16-21! Czarne poczuły wiatr w żaglach i wiedzą, czego chcą. Zajmują spokojnie centrum oraz pozbywają się słabych kamieni.
26.39-34 Białe stawiają wszystko na jedną kartę. Próbują przyczepić się słabości na długim skrzydle czarnych. Jeśli jednak plan ten się nie powiedzie, zostaną one z bardzo słabą, bandową pozycją... 26.40-34 6-11 27.34-30 21-26 28.30-24 19x30 29.25x34. Dla białych to „oczyszczający” wariant, który dawał szansę na chwilę wytchnienia.
26...18-23! 27.29x18 12x23
28.43-39 28.33-29 to nieprosty ruch, natomiast zmuszający czarne do wymiany do tyłu: 28…6-11 29.29x18 22x13
28...7-12 29.33-29 12-18 30.39-33 9-13 31.34-30 23x34 32.30x39? 32.40x29! Oczywiście, że do przodu! Pozbywamy się bandowego piona oraz zyskujemy tempa. 32…19-23 33.49-44 23x34 34.30x39
32...18-23 33.40-34 19-24!
Prowokacyjny ruch. Grozi nie tylko wymianami, lecz także... kombinacją!
34.48-42?? Trafiony, zatopiony. Białe wpadły w pułapkę.
34…24-30! 35.35x24 20x40 36.45x34 14-20 37.25x14 4-10 38.14x5 23-28 39.5x32 27x40 40.39-34 40x29 Partia trwała jeszcze dziesięć ruchów, ale białe są zupełnie bez szans. Czasem z pionem mniej można jeszcze walczyć, ale w trakcie partii czarne „najadły się” tylu temp, że teraz nic nie jest w stanie ich zatrzymać.
Mirosław Mirynowski – Marian Jędrzycki Półfinał MP Stowarzyszenia „Cross”, 1.04.2019 r., Krynica-Zdrój
1.33-28 18-23 2.38-33 17-21 3.42-38 21-26 4.47-42 12-18 5.31-27 7-12 6.34-30 Debiut rozegrany troszkę niespokojnie. Długie skrzydło białych – chociaż zrobionych jest tylko sześć ruchów – już nie wygląda ładnie. Brak piona 47 stanowi słabość oraz dyskomfort.
6…20-24 7.39-34
7…12-17? Mało logiczny ruch. Białe mają słabości na skrzydle, więc postarajmy się je wykorzystać i nie pozwólmy przeciwnikowi rozbić pozycji. 7...11-17 8.37-31 26x37 9.42x31 17-21 I jak widać, problemy na skrzydle stają się coraz większe.
8.27-22 18x27 9.32x12 8x17 10.44-39 23x32 11.37x28 Białe nie dość, że pozbyły się problemu na skrzydle, to jeszcze… wyszły z lepszą pozycją!
11…13-18 12.50-44 Tym ruchem pozwalamy czarnym oswobodzić swoje długie skrzydło. Sprytniejsze było silne zagranie, jak w wariancie: 12.36-31! 26x37 13.41x32 18-23 14.42-37 2-8 15.30-25. Tutaj karty rozdają białe.
12...19-23 13.28x19 24x13 14.30-25? Czy ktoś nam czymś grozi, że uciekamy na bandę? 14.34-29 2-8 15.40-34 1-7 16.36-31 26x37 17.41x32 I mamy piękną, aktywną pozycję.
14...14-19? 14...14-20 15.25x14 10x19 Ta wymiana to zysk czterech temp!
15.34-30 17-21 16.30-24 16.40-34 10-14 17.34-29
16...19x30 17.25x34 10-14 18.34-29 5-10 19.40-34
19…14-20? Mam wrażenie, że czarne nie do końca wiedzą, dokąd zmierzają. Wykonują dużo ruchów na bandy, podczas gdy piony na polach „1” i „2” powinny już dawno być wciągnięte do gry.
20.44-40 20.35-30! Tutaj nie może być żadnych wątpliwości. Jeżeli nic nam nie grozi, to wyciągamy słabego bandowego piona i budujemy silne centrum! 20…2-8 21.36-31 26x37 22.41x32
20...20-25 21.29-24 21.35-30
21...2-8 22.42-37 22.36-31 26x37 23.41x32 To samo, co w komentarzu parę ruchów wcześniej odnośnie do czarnych. Ta wymiana daje nam cztery tempa! Jest to naprawdę bardzo dużo. W ten sposób szybciej zdobywamy przestrzeń i budujemy pozycję.
22...1-7 23.37-32 23.37-31 26x37 24.41x32
23...18-22 Dobry ruch czarnych. Białe zbyt długo zwlekały z wymianą na swoim długim skrzydle i mają problem z wyprowadzeniem tamtejszych pionów.
24.49-44 21-27! 25.32x21 16x27
Czarne pokazały pazur i w ciągu dwóch ruchów „doczepiły się” do słabości białych. 26.41-37 7-12 26...13-18 nie daje białym zrobić ruchu 48-42.
27.48-42 12-18 28.33-28 28.46-41 10-14 29.37-32 11-16 30.32x21 16x27 31.24-20 15x24 32.33-29 24x33 33.39x17 Zgodzę się, że wariant nie należy do najprostszych. Natomiast w trudnych pozycjach musimy też uczyć się szukania trudnych rozwiązań.
28...22x33 29.39x28 10-14 30.44-39 11-17 30...27-31 31.36x27 18-22 32.27x18 13x44 33.40x49 Czarne mogły zmienić plan i tym razem próbować gry na słabości na drugim skrzydle białych. 33…11-17 34.49-44 17-22 35.44-40 8-13 36.46-41 3-8 37.41-36 6-11 I pozycja czarnych jest dużo przyjemniejsza do gry.
35.42-37?? Po pierwsze, zbyt impulsywne zagranie, blokujące własnego piona 46, a po drugie, czarne mają w tym ruchu kombinację, której niestety nie wykorzystują...
35...18-23? 35...26-31! 36.37x17 18-22 37.32x21 22x42 I białe stoją bez szans. 36.28x19 13x24 37.43-39 37.32-28 6-11 38.40-34 11-16 39.37-32 Pozycja jest mniej więcej równa.
37...6-11 38.39-33 11-16 39.40-34 8-13 Ta pozycja nie wróży już nic dobrego białym. Przez chwilę zwróćmy uwagę na rogatkę. Przy jej ocenie zazwyczaj liczy się liczba pionów, która jest w nią zaangażowana. W tym momencie cztery piony czarnych trzymają pięć pionów białych (plus jeszcze pion 33). Zatem bez wątpienia przewaga jest po stronie czarnych.
40.33-28 13-19 41.45-40
41…9-13?? Czarne mylą się w kluczowej i zarazem wygranej dla nich pozycji! Teraz inicjatywę mogą przejąć białe. Czarne powinny były grać: 41...9-14 42.34-30 14-20! 43.40-34 20-25 44.46-41 3-8 45.28-23 19x28 46.30x19 26-31 47.37x17 28x46 I znowu nie widać ani cienia szans na remis dla białych
42.36-31?? Białe wolą zrobić trudniejszą i zarazem dużo gorszą kombinację, zamiast prostego dwa za dwa! 42.38-33 27x29 43.34x14 21-27 44.40-34 13-18 45.28-22 18-23 46.22x31 16-21 47.34-30 23-28 48.30x19 28-33 49.19-13 15-20 50.14x25 33-39 51.25-20 39-43 52.31-27 21x41 53.36x47 43-48 54.20-14 48-31 55.13-8 3x12 56.14-10 Jak widać, do remisu czarnych prowadziła bardzo długa i kręta droga. Jeden mały błąd i dwa punkty powędrowałyby w stronę białych.
47…15-20 47...3-8 48.34-30 27-31 49.30x19 31x42 50.28-22 13x24 51.14-9 8-13 52.9x18 42-47 53.22-17 47-33 54.17-12 33-29 55.18-13 29x7 Tak wyglądała jedyna cierpliwa droga do wygrania tej partii przez czarne.
48.14x25 27-32?? 49.34-30?? 49.37-31! 26x37 50.34-30 32x23 51.30x8 3x12 52.25-20 Białe zaprzepaściły swoją ostatnią szansę na remis.
49...32x41 50.30x8 3x12 51.35-30 41-46 Końcowa część partii to gra błędów ze strony obu rywali, ale ostatecznie szczęście uśmiechnęło się do czarnych i to one zgarnęły dwa punkty w tej partii. 0-2
Marcin Jędrzycki – Michał Ciborski Półfinał MP Stowarzyszenia „Cross”, 31.03.2019 r., Krynica-Zdrój
17.50-45?? Białe mogły zrobić ciekawą kombinację, po której czarnym pozostałoby wyciągnąć rękę. 17.27-22! 18x27 18.28-22 27x18 19.32-28 23x32 20.34x23 19x39 21.30x26
17...15-20 Co ciekawe, robią ją dopiero ruch później, tyle że jest już ona remisowa, ponieważ zabraliśmy sobie ważnego piona z pola 50.
18.27-22 18x27 19.28-22 27x18 20.32-28 23x32 21.34x23 19x39 22.30x26 39-44 23.37x28 44-50 24.40-34 50x17 25.38-33 17x30 26.35x15 Później białym udało się zrehabilitować i przechytrzyć przeciwnika w grze pozycyjnej. Natomiast idea kombinacji bardzo ładna i jak najbardziej warta zapamiętania i skopiowania.