Plakat projektów realizowanych przez KSN Łuczniczka Bydgoszcz
Warcabowe boje w Rydze
W dniach 6-12 lipca 2025 roku w Rydze rozegrano międzynarodowy turniej w warcabach stupolowych zaliczany do cyklu Pucharu Świata. W zawodach wzięła udział sześcioosobowa reprezentacja Stowarzyszenia „Cross” w składzie: Barbara Wójcik, Barbara Kacprzak, Dorota Szela, Leszek Stefanek, Józef Tołwiński i Mieczysław Kaciotys.
Start w tych prestiżowych rozgrywkach poprzedziło zgrupowanie kadry, które odbyło się w hotelu Turkus w Białymstoku bezpośrednio przed wyjazdem. Do Rygi wyruszyliśmy 5 lipca po śniadaniu wynajętym dla nas busem i po siedmiu godzinach jazdy dotarliśmy do miejsca rozgrywek – hotelu Radisson Blu przy ulicy Kugu. Stolica Łotwy przywitała nas deszczem, na szczęście podjechaliśmy niemal pod same drzwi hotelu i jego próg przekroczyliśmy suchą stopą. Oprócz sportowców w skład naszej ekipy wchodzili przewodnicy Doroty Szeli i Barbary Kacprzak, trener kadry „Crossu” Damian Reszka oraz szef ekipy Wacław Morgiewicz. W turnieju wystartowało aż 109 zawodników z dziewięciu państw. Nasz kraj, oprócz crossowiczów, reprezentowało jeszcze trzech graczy – dwukrotny mistrz Polski Filip Kuczewski, mistrz Polski z 1987 roku Piotr Paluch oraz wicemistrz świata amatorów z Drancy Michał Janicki.
Stawka zawodników była bardzo mocna. Grało aż trzech mistrzów świata: Aleksander Szwarcman z Izraela (pięć tytułów MŚ), Guntis Valneris z Łotwy (mistrz z 1994 roku) oraz Jurij Anikiejew z Ukrainy (mistrz z 2023 roku). Oprócz nich wystąpił też m.in. wicemistrz świata z rozegranego miesiąc temu turnieju w Kamerunie, Holender Jitse Slump. (Przy okazji: Valneris to też aktualny brązowy medalista MŚ). Wśród kobiet faworytką do zwycięstwa była mistrzyni świata kobiet z 2023 roku Wiktoria Motriczko (Ukraina). W takim towarzystwie nasi kadrowicze nie byli, rzecz jasna, kandydatami do czołowych lokat. Najwyższy numer startowy posiadał Leszek Stefanek (58), a najniższy Dorota Szela (107).
Turniej rozpoczął się w niedzielę, 6 lipca. Uroczystego otwarcia imprezy dokonał Sekretarz Generalny Światowej Federacji Warcabowej (FMJD) Vladislavs Vesperis. O godzinie 15 czasu lokalnego ruszyła pierwsza z zaplanowanych dziewięciu rund. Grano systemem szwajcarskim, z tempem 90 minut na 45 posunięć, po czym zegar doliczał 30 minut oraz po 30 sekund po każdym wykonanym ruchu.
Nasza szóstka znajdowała się w dolnej połówce rozstawienia, toteż w pierwszej rundzie trudno było liczyć na jakieś punkty. W najciekawszym pojedynku Leszek Stefanek zmierzył się z arcymistrzem Jurijem Anikiejewem, który jeszcze w grudniu 2024 roku zasiadał na tronie mistrza świata. Nasz zawodnik po trzech godzinach gry musiał uznać wyższość swojego utytułowanego rywala. Polegli również pozostali crossowicze, ale w innych partiach doszło do kilku zaskakujących rozstrzygnięć. Faworyci tracili punkty z mocno atakującą młodzieżą, głównie łotewską (trenowaną ostatnio przez Valnerisa).
Rozgrywana następnego dnia od godz. 9:30 druga runda przyniosła nam pierwsze punkty. Zwycięstwa odnieśli Barbara Wójcik, Leszek Stefanek i Józef Tołwiński.
W trzecim dniu zawodów odbyły się dwie rundy. Z naszych kadrowiczów tylko Tołwiński nie powiększył swego dorobku punktowego. Najwięcej zyskał Stefanek, który zdobył 3 p., w tym co najmniej jeden bardzo szczęśliwie. W trzeciej rundzie grał z 9-letnią Łotyszką Jasminą Lamberte (102. numer startowy), mającą o ponad 200 p. niższy od niego ranking. W partii, która trwała 4 godziny i 17 minut, nasz reprezentant znajdował się w poważnych opałach. Na szczęście dla niego zdołał wyrównać pozycję i gdy już cieszył się z remisu, Łotyszka w końcówce popełniła kilka błędów kosztujących ją 2 p. Niemniej pokazała w tej rozgrywce, że drzemie w niej ogromny potencjał i z ciekawością będziemy obserwować rozwój jej talentu. W trzeciej rundzie pierwsze punkty zdobył Mietek Kaciotys, wygrywając z… Barbarą Kacprzak, natomiast w czwartej odsłonie Dorota Szela i Barbara Kacprzak zaczęły punktować... remisując ze sobą. Nieoczekiwanie po czterech rundach najwyżej sklasyfikowanym z dziewiątki Polaków był Leszek Stefanek z dorobkiem 5 p. (+1).
Barbara Kacprzak przed partią z Arnis Straują
W środę, 9 lipca, przekroczyliśmy półmetek zawodów. W rozgrywanej w tym dniu piątej rundzie drugą porażkę poniósł Leszek, który nie zdołał uratować końcówki pięć na pięć z wyżej notowanym Timurem Boguslawskim z Ukrainy. W tej rundzie zdobyliśmy tylko 2 p. po remisach Józefa i Doroty (odpowiednio z Arnis Straują z Łotwy i Katrin Lutsepp z Estonii).
Następny dzień był drugim i ostatnim z dwoma rundami. Do zdobycia były więc 4 p. Najwięcej, bo 3 p., zgarnął Mietek, który po wygranej z Łotyszem Aronsem Gromovsem podzielił się po południu punktami z... Barbarą Wójcik. Leszek po śniadaniu odniósł ładne zwycięstwo z solidną Liis Marii Rool. Niestety, blisko cztery godziny gry z Estonką sprawiły, że w rundzie popołudniowej zmęczenie dało znać o sobie i nasz zawodnik rozegrał najsłabszą, naszpikowaną błędami partię z Łotyszem Juhniewiczem. Przegrał ją, a mógł wygrać już w siódmym posunięciu! Nie zauważył prostej kombinacji, po czym po kilkunastu ruchach sam wpadł na tzw. frachę. Barbara Kacprzak rano pauzowała (2 p. „za darmo”), a po południu po punkcie dopisali sobie Józef i Dorota.
W piątek odbyła się przedostatnia runda turnieju. Nie punktował w niej tylko Mietek. Dorota pauzowała, a wygrane zaliczyli Barbara Wójcik (z Estonką Eero Tuvikene) i Józef (z Łotyszką Odriją Płotniece). Leszek wypuścił wygraną z Guntisem Bringulisem (Łotwa). Pierwszy i jedyny punkt z gry z zagranicznym rywalem wywalczyła w tym turnieju Barbara Kacprzak, po remisie z reprezentantem gospodarzy Nikitą Kurakinem.
Barbara Wójcik z Aleksandrem Szwarcmanem, pięciokrotnym mistrzem świata
Ostatnią rundę zawodów rozegrano w sobotę 12 lipca. Zaraz po zakończonych przez nas partiach mieliśmy wyruszać w drogę powrotną do domu. Panie w komplecie poprzegrywały swe pojedynki, będąc już chyba myślami w busie. Honoru ekipy dzielnie bronili panowie − i wszyscy swe gry zremisowali. Najdłużej zeszło się Leszkowi, który kazał wszystkim czekać prawie cztery godziny. Na szczęście wybronił trudną pozycję z Łotyszem Gunarsem Vipulisem i trud walki oraz oczekiwania nie poszedł na marne.
Kilkanaście minut po tej ostatniej partii zapakowaliśmy się do wynajętego busa i po siedmiu godzinach byliśmy już w Białymstoku. W drodze nasłuchiwaliśmy przebiegu finału Wimbledonu, w którym Iga Świątek mierzyła się z Amandą Anisimową. Polka zafundowała swej rywalce rowerek, zmiatając ją z kortu, co poprawiło nam wszystkim i tak niezłe humory.
Nasza ekipa w Rydze
Oceniając występ naszych zawodników, trzeba mieć na uwadze fakt, że poziom turnieju był bardzo wysoki. Na każdy punkt trzeba było ciężko zapracować. Młodzi warcabiści z innych krajów (głównie z Holandii, Łotwy i Estonii) urywali punkty znacznie wyżej rozstawionym od nas rywalom.
Leszek Stefanek dopiero w swym siódmym starcie w PŚ zdołał osiągnąć rezultat 50-procentowy. Odniósł trzy zwycięstwa – wszystkie z przedstawicielkami płci pięknej. Odwrotnie niż nasz faworyt Filip Kuczewski, który z kolei przegrał dwie partie – obie z kobietami. Barbara Wójcik wypadła przyzwoicie, chociaż z pewnością nie do końca jest zadowolona ze swego występu. Z siedmiu punktów sześć ugrała z zagranicznymi warcabistami. Józef Tołwiński po sześciu rundach miał zaledwie 3 p. i dopiero skuteczny finisz (4 p. w trzech ostatnich partiach) wydźwignął go z głębokich dołów tabeli. Powyższa trójka zawodników była w Rydze po raz drugi. Wcześniej grali tu w PŚ w 2019 roku. Wtedy rozgrywki toczyły się również w hotelu Radisson Blu (27 pięter), ale innym, oddalonym od tego (9 pięter) o około 3 km. Mieczysław Kaciotys zagrał w Pucharze Świata po raz pierwszy. Jak wiadomo, debiutanci zwykle płacą frycowe. Nie ominęło to również naszego reprezentanta. Mietek to jeden z najwszechstronniejszych sportowców Stowarzyszenia „Cross”. Jest m.in. medalistą MŚ w nordic walkingu. Już sam fakt, że od kilku lat reprezentuje Polskę w tak odmiennej dyscyplinie jak warcaby, musi budzić szacunek. Dorota Szela grała w Rydze po raz pierwszy, ale w PŚ wystąpiła już w 2021 roku w Julinku. Turniej nie wyszedł jej najlepiej, ale i tak zajęła wyższe miejsce niż posiadany numer startowy. Barbara Kacprzak startowała w Rydze już w ubiegłym roku. Teraz również, mimo ambitnej postawy, nie zdołała wejść do czołowej setki. W PŚ w Rydze była w tym roku jedyną osobą niewidomą.
Wśród wielkich gwiazd światowych warcabów czuliśmy się tacy mali... (Mieczysław Kaciotys i Leszek Stefanek)
Turniej w stolicy Łotwy stał na bardzo wysokim poziomie i miał niezwykle wyrównany przebieg. Aż dziewięciu czołowych zawodników uzyskało po 13 p. i o kolejności musiały decydować dodatkowe kryteria. Najlepszy z Polaków – Filip Kuczewski – zajął dopiero 32. miejsce. A przecież w rozegranym w ubiegłym roku turnieju PŚ w Holandii był trzeci! Dzień po zakończeniu naszych rozgrywek w Rydze odbyły się mistrzostwa świata w grze błyskawicznej (już bez udziału kadry „Crossu”). Filip zajął w tej rywalizacji rewelacyjne 6. miejsce na 84 startujących.
Turniej PŚ w Rydze wygrał Guntis Valneris (Łotwa) przed Jitse Slumpem (Holandia) i Klavsem Norenbergsem (Łotwa). Wśród kobiet triumfowała Ukrainka Kateryna Musijenko (pierwsza rywalka Barbary Wójcik w tych zawodach) przed swoją rodaczką Wiktorią Motriczko oraz Holenderką Lisą Scholtens (pierwsza przeciwniczka Mieczysława). Oto miejsca Polaków (w nawiasie nr startowy):
32. Filip Kuczewski (7) 10 p. 34. Piotr Paluch (18) 10 p. 45. Michał Janicki (38) 10 p. (…) 54. Leszek Stefanek (58) 9 p. 86. Barbara Wójcik (74) 7 p. 89. Józef Tołwiński (69) 7 p. 98. Mieczysław Kaciotys (71) 6 p. 105. Dorota Szela (107) 5 p. 107. Barbara Kacprzak (88) 4 p..
Turniej Riga Open 2025 przeszedł do historii. Nasi zawodnicy zdobyli cenne doświadczenie, które powinno procentować w przyszłości. Nie do przecenienia są również wrażenia turystyczne, jakie we wszystkich pozostawiło tak piękne miasto jak stolica Łotwy. Wszyscy chcieliby wrócić do Rygi i znów zmierzyć się z czołowymi warcabistami świata. Najlepiej już za rok...
Jastrzębia Góra po raz kolejny była miejscem sportowego spotkania drużyn warcabistek niewidomych i słabowidzących. Zawodniczki wystawiło osiem klubów. Rezultaty przy warcabnicach wyjaśniły, który z nich może do kolejnych DMP szczycić się najsilniejszym zespołem. Społeczność osób grających w warcaby należy do najliczniejszych i najbardziej aktywnych w Stowarzyszeniu „Cross”, a jej ważną częścią są kobiety – utalentowane, odnoszące sukcesy, a także waleczne i wytrwałe.
Turniej znów odbył się w pensjonacie Linne, gdzie z dużym zaangażowaniem przygotował go koordynator Jerzy Dzióbek z klubu gospodarzy − „Jantaru” Gdańsk. Rozgrywki prowadzono systemem kołowym na dystansie 7 rund, grano po jednej partii dziennie. Czas gry wynosił 80 minut na zawodniczkę plus 30 sekund za każde posunięcie, co sprawiło, że partie niejednokrotnie kończyły się po kilku godzinach. Turniej drużynowy cechuje charakterystyczny regulamin, przed każdą rundą kapitan ma 15 minut na przekazanie sędziemu nazwisk zawodniczek z przypisaniem ich do stołów. Na początku rywalizacji każda drużyna losowała u koordynatora swój numer startowy, a kojarzenie w rundach wykonała sędzia Magdalena Pawłowska za pomocą odpowiedniego programu. Podstawowe składy zespołów tworzyły trzy panie, ale część ekip przyjechała z dodatkową zawodniczką rezerwową, gotową zastąpić koleżankę w razie potrzeby. Taktyka przyjmowana wewnątrz drużyny odgrywała często kluczową rolę. Zdarzało się, że zespoły operowały składem tak, by najsłabszą warcabistkęwystawić przeciwko najmocniejszej, licząc na korzystny układ na pozostałych stołach.
Mecz o złoto Warszawa kontra Nysa. Na pierwszym planie od lewej Beata Bazylewicz i Halina Kasperczyk
Rywalizacja indywidualna różni się od zespołowej tym, że w niej gracz sam odpowiada zarówno za swój sukces, jak i porażkę. We współzawodnictwie drużynowym odpowiedzialność się rozkłada, a wynik zależy od wspólnego wysiłku całego zespołu. Tym bardziej w sercach i umysłach zawodniczek toczyła się niełatwa wewnętrzna walka z emocjami. A te sięgnęły zenitu w ostatniej rundzie. Dopiero siódma kolejka zadecydowała o kolejności na podium i o tym, kto pożegna się z ligą na kolejny rok. Zdobycze punktowe czasami były identyczne (pełne rezultaty rozgrywek pod kodem QR), więc o klasyfikacji decydowały dodatkowe kryteria: suma małych punktów, liczba zwycięstw, punkty uzyskane w całym turnieju na pierwszym, następnie na drugim stole, a dopiero potem bezpośredni pojedynek drużyn. Wyniki uzyskiwane we wszystkich rundach na pierwszej desce były szczególnie ważne, bo zadecydowały ostatecznie o spadku ekipy „Jaćwinga” Suwałki i utrzymaniu się wśród najlepszych „Warmii i Mazur” Olsztyn. W walce tej brała także udział drużyna ŚKS Kielce. W olsztyńskim składzie grała doświadczona zawodniczka Joanna Malcer − utalentowana szachistka, która zapewne dobrze zna regulamin, ponieważ w aż sześciu rundach wystąpiła na pierwszym stole.
Drużyna „Jantaru” Gdańsk (do tego klubu należę) nie miała na tym turnieju szczęścia, bo już na starcie musiała zmierzyć się z najmocniejszymi ekipami, co znacznie utrudniło walkę o medal. W składzie gdańskiego teamu wystąpiły dwie uzdolnione zawodniczki, byłe medalistki IMP − Barbara Wentowska i Teresa Bonik. Niestety, zabrakło trzeciej równie silnej reprezentantki, która mogłaby wzmocnić zespół. W klubie mamy taką osobę – to Ewa Grabska, wybitna warcabistka i medalistka wielu prestiżowych imprez. Niestety, z powodów zdrowotnych od kilku sezonów nie uczestniczy w rywalizacji. Życzymy Ewie powrotu do zdrowia i do sportowej walki, bardzo na nią czekamy.
Od lewej Małgorzata Bryk w pojedynku z Ewą Ogonowską
Już na początku spotkały się ekipy aspirujące do medalu. „Syrenka” Warszawa niespodziewanie wysoko, bo 5:1, pokonała „Podkarpacie” Przemyśl, a „Jantar” Gdańsk zremisował 3:3 z „Atutem” Nysa. W strefie spadkowej „Jaćwing” Suwałki pokonał „Warmię i Mazury” Olsztyn 4:2. W 2. rundzie na uwagę zasługiwał mecz Przemyśl − Gdańsk, a pojedynek Teresy Borowiec i Barbary Wentowskiej miał bardzo ciekawy przebieg. W środkowej fazie gry zawodniczka „Jantaru” wykonała piękną kombinację, oddając cztery i biorąc pięć pionów, co wzbudziło podziw nawet u pani sędzi. Wydawało się, że z pionkiem więcej i dużo lepszą pozycją zwycięstwo będzie sprawą łatwą. Teresa jednak „tylko” obroniła remis i zamiast wyniku 3:3 Przemyśl wygrał mecz 4:2. Wniosek: w sporcie wszystko jest możliwe, nawet z najtrudniejszej sytuacji można wyjść obronną ręką. Runda 3. − bez niespodzianek, ciekawostka: wszystkie pojedynki zakończyły się wynikiem 5:1. Zwrócę uwagę na mecz Warszawy z Gdańskiem. Starcie między Barbarą Wentowską i Grażyną Skonieczną (medalistką ostatnich MP) zakończył się remisem. Natomiast oczekiwano, że Teresa Bonik upora się z dużo niżej notowaną Beatą Bazylewicz i drużyna znad morza uzyska remis w meczu. Niestety Teresa, prawdopodobnie przez brak skupienia, wykonała zły ruch, po którym przeciwniczka zyskała kilka pionów. „Jantar”, po meczu przegranym 5:1, mógł w tym momencie zapomnieć o podium. W rudach 4. i 5. padły wyniki oczekiwane, zawodniczki koncentrowały się, by zgromadzić jak najwięcej małych punktów, bo miały już świadomość, że to one mogą być decydujące. Już w 6. serii gier odbyły się bezpośrednio mecze mogące zaważyć na medalu. Nysa zremisowała z Przemyślem, a taki wynik obu ekipom zapewniał medal. Olsztyn pokonał Kielce 4:2 w pojedynku o utrzymanie w lidze: w decydującej rozgrywce Ewa Ogonowska („Warmia i Mazury” Olsztyn) pokonała Małgorzatę Bryk (ŚKS Kielce) i były to jej jedyne punkty w całym turnieju.
W ostatniej rundzie drużyny „Syrenki” Warszawa i „Atutu” Nysa stoczyły zacięty pojedynek o złoty medal. Pierwszej do sukcesu wystarczał remis, więc kapitan Nysy, doświadczona warcabistka Jadwiga Mróz, tak ustawiła kojarzenie zawodniczek, że osobiście trafiła do stołu najsilniejszej rywalki − Grażyny Skoniecznej − i ją pokonała. Pozostałe koleżanki dokończyły dzieła − mecz wygrały 5:1 i tym samym obroniły tytuł z poprzedniego roku, a drużyna „Syrenki” zachowała tytuł wicemistrzyń. Przemyśl pokonał Olsztyn 5:1 i wywalczył brąz, a jeden mały punkt uzyskany przez Joannę Malcer w partii z Heleną Poliniewicz, oczywiście na pierwszym stole, pozwolił olsztyniankom utrzymać się w lidze. Do dużej niespodzianki doszło w meczu pomiędzy Kielcami i Suwałkami. Tym drugim wystarczył remis, choćby na jednej desce, by zapewnić sobie ligowy byt. I wydawało się, że to formalność. Tymczasem ich najsilniejsza zawodniczka Ewa Gorlewska sensacyjnie przegrała z Małgorzatą Bryk, dla której były to jedyne punkty w turnieju, ale jakże cenne! Mecz tych drużyn zakończył się spektakularnym wynikiem 6:0 dla Kielc.
Na uwagę zasługuje fakt, że po raz pierwszy zawody DMP kobiet niewidomych i słabowidzących sędziowała Magdalena Pawłowska. Choć debiutowała w roli sędzi mistrzowskiego turnieju, jej praca była wzorowa. Znakomicie prowadziła rozgrywki, dbając o dyscyplinę, porządek i atmosferę fair play. Nie bez znaczenia jest jej bogata przeszłość zawodnicza: z powodzeniem grała w turniejach juniorskich, reprezentując Polskę na arenach krajowych, europejskich i światowych. Zna różne odmiany warcabów, a głęboka znajomość gry to najlepszy fundament dobrego sędziowania.
Mimo że turniej miał charakter drużynowy, prowadzono także klasyfikację indywidualną. Z 12 p. wygrała w niej Barbara Wentowska (która wypełniła również normę na kategorię mistrzowską), przed Barbarą Kacprzak (11 p.) i Teresą Borowiec (10 p.). Rywalizacji towarzyszyła wyjątkowa atmosfera, a dopełniały ją uroki Jastrzębiej Góry. Uczestnicy podziwiali wysokie klify, odwiedzali symboliczny punkt widokowy Gwiazda Północy, najbardziej wysunięte na północ miejsce w Polsce, oraz pobliską latarnię morską w Rozewiu. Sprawi to, że w pamięci na długo pozostaną nie tylko zmagania nad warcabową deską.
Wraz z końcem czerwca polskie załogi tandemowe zakończyły pierwszą, niezwykle intensywną część sezonu kolarskiego. Okres zgrupowań oraz startów krajowych i międzynarodowych zwieńczyły zmagania szosowe Pucharu Polski w Koziegłowach oraz mistrzostw Polski, które rozgrywane były w Małopolsce i na Podlasiu.
Deszczowy Puchar
Ostatnim poważnym sprawdzianem formy przed mistrzostwami Polski był Puchar Polski w kolarstwie szosowym w Koziegłowach. Impreza jest skierowana głównie do młodszych kategorii wiekowych, ale dzięki uprzejmości organizatorów mogły w niej rywalizować również nasze tandemy.
Pierwszą konkurencję stanowiła jazda indywidualna na czas. Profil trasy nie był specjalnie wymagający, jednak pogoda zdecydowanie tak – region nawiedziły silne opady deszczu i w tych warunkach nasi zawodnicy musieli podjąć współzawodnictwo. Zwycięskim tandemem męskim okazał się skład Maciej Wójcik − Michał Podlaski (UKS Laski), drugie miejsce, ze stratą 18 sekund, zajęli Marek Torla ze Sławomirem Nicińskim („Hetman” Lublin), a trzecie Łukasz Śmiech i Grzegorz Lemieszek („Braille” Bydgoszcz), którzy stracili do zwycięzców 29 sekund. W rywalizacji kobiet na starcie stanął tylko jeden tandem, tak więc triumfatorkami Pucharu zostały Valeriia Tsvik i Małgorzata Michalska („Hetman” Lublin). Atmosfera imprezy była tak dobra, że po wyścigu załogi nie skorzystały z możliwości powrotu autami do hotelu, tylko wspólnie, chociaż nadal popadywało, rozjechały się na tandemach.
Tandem Józef Plichta – Stanisław Pyrka na trasie wyścigu Pucharu Polski w Koziegłowach
Po dobrze przespanej nocy ekipy ruszyły na start wspólny. Tego dnia znów przywitał wszystkich deszcz, choć na szczęście nie tak rzęsisty jak dzień wcześniej. Warunki te doskonale wykorzystał tandem Maciej Wójcik i Michał Podlaski, który zaatakował od samego startu. Żadna załoga nie zdołała dorównać im tempem, które zwłaszcza na krętej i mokrej trasie było dużym wyzwaniem dla mniej doświadczonych pilotów. Rywalizację oglądało się najciekawiej z auta technicznego, ponieważ pagórkowata trasa mocno podzieliła zawodników. Mimo to nikt nie odpuszczał, wszyscy walczyli do ostatnich metrów. Do końca wyścigu na prowadzeniu utrzymali się Wójcik z Podlaskim. Za nimi, z dość dużą stratą, przyjechali Karol Kopicz z Wojciechem Sykałą (UKS Laski), natomiast brązowy medal wywalczył duet Torla − Niciński. Ciekawą walkę stoczyły między sobą tandemy Śmiech − Lemieszek i Jakub Jóźwiak − Jakub Baranowski („Omega” Łódź). Skład z Bydgoszczy miał około minuty przewagi nad ekipą z Łodzi, ale jak to w kolarstwie, jeden błąd, kamyk − i skończyło się dużą stratą związaną z wymianą koła. Tę okazję wykorzystało dwóch Jakubów, którzy dojechali na 4. miejscu.
Oczekiwanie na sygnał do rozpoczęcia wyścigu ze startu wspólnego. Mistrzostwa Polski, Dobczyce 2025 r.
Po mistrzowskie tytuły do Małopolski i na Podlasie
Po zmaganiach Pucharu Polski nasze załogi tandemowe przystąpiły do walki o tytuły mistrzów Polski 2025 roku, rozgrywane w trzech konkurencjach.
Wyścigi w indywidualnej jeździe na czas odbyły się 26 czerwca w Dobczycach. W rywalizacji kobiet poziom był niezwykle wyrównany, o czym świadczą minimalne różnice czasowe. Zwyciężczynie przejechały dystans ze średnią prędkością 42,975 km/h. Złoto wywalczył tandem Patrycja Kuter − Karolina Kołkowicz (Warszawski Klub Kolarski) z czasem 00:18:09,62, natomiast z zaledwie 1,5-sekundową stratą (00:18:11,09) srebro zdobyły Dominika Putyra i Dorota Przęzak („Syrenka” Warszawa). Brązowy medal wywalczył tandem Katarzyna Orzechowska − Kamila Wójcikiewicz-Płotkowiak („Warmia i Mazury” Olsztyn) z czasem przejazdu 00:19:17,50.
Wśród mężczyzn bezkonkurencyjny okazał się skład Piotr Kołodziejczuk i pilot Marcin Białobłocki („Warmia i Mazury” Olsztyn), którego średni czas przejazdu to 49,734 km/h. Czas mistrzów Polski to 00:15:41,63. Srebro wywalczyli Karol Kopicz z Wojciechem Sykałą z UKS Laski (00:16:16,56), a podium dopełnili Marcin Wójcik z Michałem Podlaskim (UKS Laski), których rezultat czasowy to 00:16:53,51.
Maciej Wójcik i Michał Podlaski, Puchar Polski w Koziegłowach
Wyścig ze startu wspólnego odbył się następnego dnia. Na zawodników czekała niezwykle wymagająca trasa w Dobczycach. Jej pagórkowaty profil budził obawy, gdyż na stromych podjazdach tandemy są naturalnie wolniejsze. Walka tym bardziej była zacięta. W kategorii mężczyzn, po dramatycznej pogoni i wymianie koła, zwycięstwo odnieśli Piotr Kołodziejczuk z pilotem Marcinem Białobłockim (czas: 1:38,10), którzy dogonili ucieczkę złożoną z tandemów Maciej Wójcik − Michał Podlaski (0:01,42 straty, srebrny medal) oraz Karol Kopicz − Wojciech Sykała (strata: 0:01,49, brązowy medal).
W kategorii kobiet bardzo udany występ zaliczyły Dominika Putyra i Dorota Przęzak, które w czasie 1:55,51 przyjechały na 5. miejscu w klasyfikacji ogólnej wśród wszystkich tandemów i zdobyły tytuł mistrzyń Polski! Srebrny medal przypadł Katarzynie Orzechowskiej z pilotką Kamilą Wójcikiewicz-Płotkowiak (strata: 0:04,47), a na trzecim stopniu podium stanęły Ewa Podlińska z Anną Grabowską z „Omegi” Łódź (strata: 0:48,21).
Po krótkiej przerwie i przenosinach na Podlasie 28 czerwca rozpoczęły się zmagania załóg w konkurencji drużynowej − jeździe na czas parami. Do pokonania był dystans 19 km, na trasie Sokołów Podlaski − Bujały Mikosze − Sokołów Podlaski. Drużynę tworzyły dwa tandemy. Tytuł mistrzyń Polski w tej konkurencji przypadł składowi łódzkiego klubu „Omega”, który tworzyły tandemy Monika Grzybczyńska − Karolina Karasiewicz i Ewa Podlińska − Sylwia Jadczyk (czas drużyny: 31:32,60).
Tandem Grzegorz Wróbel – Stanisław Kulczycki przed goniącymi ich Ireneuszem Koniecznym i Mirosławem Jurkiem, Puchar Polski w Koziegłowach
W kategorii open mistrzem Polski została drużyna „Warmii i Mazur” Olsztyn, którą tworzyli Katarzyna Orzechowska z pilotem Marcinem Białobłockim w parze z tandemem Piotr Kołodziejczuk − Mirosław Jurek. Czas przejazdu mistrzów to 23:52,80. Srebro wywalczyli reprezentanci UKS Laski: Karol Kopicz z Wojciechem Sykałą w parze z Michałem Wójcikiem i Sylwestrem Matusiakiem; strata czasowa do zwycięzców: 00:16,96. Podium dopełnił duet tandemów klubu „Braille” Bydgoszcz − Łukasz Śmiech z Grzegorzem Lemieszkiem oraz Nikodem Urban z Tomaszem Balą (strata czasowa: 01:47,32).
Gratulujemy wszystkim zawodnikom niesamowitych zmagań i wytrwałości oraz dziękujemy za emocje, których dostarczyli kibicom! Pierwsza część sezonu potwierdziła wysoki poziom polskiego parakolarstwa tandemowego. Teraz czas na zasłużony odpoczynek i regenerację, bo wkrótce ruszymy z przygotowaniami do kolejnych wyzwań, którymi będą m.in. mistrzostwa świata.
Kręglarze klasyczni reprezentujący kluby Stowarzyszenia „Cross” zgodnie upodobali sobie jedną ze starszych polskich kręgielni, tę w Pucku. Szczególnym zainteresowaniem cieszy się turniej organizowany tu od kilkunastu lat w czerwcu, który łączy rywalizację sportową z odpoczynkiem na nadbałtyckich plażach.
Impreza odbywa się zazwyczaj w długi weekend z Bożym Ciałem. Joannie Staliś udało się rozpocząć tegoroczną, trzynastą edycję zawodów już w środę 18 czerwca. W dniu przyjazdu uczestnicy rozegrali dwa bloki startowe, dzięki czemu przy przewidzianej sporej frekwencji można było czwartkowe i piątkowe starty zakończyć do kolacji. Kręgielnia w Pucku ma tylko cztery tory, ale zaangażowanie Eugeniusza Bernata, sędziego i opiekuna miejscowego klubu, pozwoliło sprawnie przeprowadzić rywalizację. Obyło się bez większych utrudnień, a chwilowa awaria na jednym torze (zerwany kręgiel) nie wpłynęła znacząco na czas rozgrywek.
Do walki o medale przystąpiło 79 zawodniczek i zawodników z 20 klubów. Turniej rozgrywany był z podziałem na trzy kategorie startowe kobiet i mężczyzn, systemem eliminacji i finałów, do których awansowało po czterech uczestników z każdej kategorii. Na wstępie kolejność graczy przy torach była losowana. Każdy oddawał w eliminacjach 120 rzutów (cztery gry po 30), a następnie najlepsze czwórki finałowe rzucały kolejne 120 razy i tym razem kolejność na torach była zgodna z lokatą uzyskaną w eliminacjach. Na końcowy wynik finalistów składało się 240 rzutów.
Szczególnie cieszyć może wysoka frekwencja w kategorii B1. Tym razem Kazimierz Fiut, opiekun grupy niewidomych z Bydgoszczy, przywiózł nową zawodniczkę Klaudię Dembińską. Nie była to jedyna debiutantka w B1 pań. Krótko przed startem nastąpiła zmiana w składzie reprezentacji klubu „Pionek” Włocławek i mogliśmy na torach oglądać następną nową zawodniczkę – Martę Kanarek. Udany start w swoich kolejnych zawodach zaliczyła Monika Neubert z „Moreny” Iława, której zabrakło zaledwie 6 p. do finału. Pasjonujący bój o zwycięstwo stoczyły ponownie Karolina Rzepa z „Łuczniczki” Bydgoszcz oraz Regina Szczypiorska z „Moreny” Iława. Wypracowane przez Karolinę w eliminacjach 70 p. przewagi wydawało się wystarczające na bezpieczny, spokojny finał, tymczasem dobra, równa gra zawodniczki z Iławy i słabsza dyspozycja konkurentki w finale pozwoliły jej zmniejszyć do 6 p. dystans do pierwszego miejsca. Ostatecznie ze zwycięstwa cieszyła się jednak Karolina Rzepa. Na trzecim stopniu podium zameldowała się tym razem Barbara Szypuła z „KoMaru” Piekary Śląskie.
Rzuty eliminacyjne zawodników kategorii B3
W kategorii B1 mężczyzn znów klasą sam dla siebie był zawodnik „Debiutu” Kielce Jan Zięba. Rywalom pozwolił walczyć jedynie o drugie i trzecie miejsce. Z potyczki tej zwycięsko wyszedł reprezentant „Atutu” Nysa Tadeusz Kolbusz, który zaatakował drugie miejsce z czwartej lokaty w eliminacjach. Ten sportowiec po raz kolejny prezentuje dobrą grę, także pod presją. Wysoką formę zademonstrował również Grzegorz Modrzyński z klubu „Sudety” Kłodzko, któremu efektywna gra w eliminacjach pomogła zdobyć trzecie miejsce. Za to za brak koncentracji w jednej z gier eliminacyjnych frycowe zapłacił młody zawodnik klubu „Łuczniczka” Bydgoszcz Sebastian Szymański. Ostatecznie miał on do ostatniego z finalistów 23 p. straty, ale przejawia spory potencjał i systematycznie plasuje się w okolicy finałowych pozycji.
Nie mniej sportowych emocji towarzyszyło rywalizacji kobiet w kategorii B2. Dwa równe, ponad sześciusetpunktowe starty Jadwigi Rogackiej z „Pionka” Włocławek nie pozostawiły wątpliwości, kto rządzi w tej kategorii. Z bardzo dobrej strony zaprezentowała się również jej klubowa koleżanka Katarzyna Majewska, która słowa usłyszane przed finałem − „Kasiu, to co, atakujesz podium? Dwa pierwsze miejsca dla Pionkiń?” − wzięła sobie do serca. Katarzyna z uśmiechem na ustach weszła na tory i opuściła je jako druga zawodniczka turnieju. Taki układ tabeli przywołał u wielu kibiców wspomnienie z czasu, gdy na czele meldowała się inna para włocławskich zawodniczek – Jadwiga Rogacka i zmarła niedawno Jolanta Lewandowska. Na trzecim stopniu podium uplasowała się Irena Zięba z „Debiutu” Kielce (srebro przegrała o zaledwie punkt).
Dekoracja zwycięzców i ich asystentów w kategorii B1 mężczyzn
W B2 mężczyzn tradycyjnie już obserwowaliśmy zacięty bój kolegów klubowych z „Warmii i Mazur” Olsztyn − Mieczysława Kontrymowicza i Stanisława Stopierzyńskiego. Po eliminacjach było jasne, że do tej walki włączy się najlepszy na wstępnym etapie turnieju Jan Smoła z „Pionka” Włocławek. Niewielkie różnice punktowe między tą trójką gwarantowały kibicom emocje − i zawodu nie było. Równe, wysokie trzy pierwsze gry i niewiele słabsza czwarta pozwoliły Mieczysławowi Kontrymowiczowi dorzucić kolejny złoty medal do kolekcji. Stanisław Stopierzyński i Jan Smoła uzupełnili podium.
Rzuty w kategorii B3 kobiet nie były aż tak ekscytujące. Z pierwszego miejsca cieszyła się Anna Barwińska z „Omegi” Łódź, która ewidentnie wraca do wysokiej formy. Druga była Agnieszka Pokojska z „Moreny” Iława, a trzecia jej koleżanka klubowa Bożena Wiechowska (spóźniła się na swój start, a mimo to opanowała nerwy).
Najlepsi w Pucku w kategorii B3 mężczyzn
Ostatni blok finałowy zarezerwowany był dla kategorii B3 mężczyzn. Krzysztof Paszyna z klubu „Podkarpacie” Przemyśl zaliczył tym razem dwa równe i wysokie starty. Zwyciężył z przewagą blisko 100 p. i w przegranym polu zostawił Alberta Sordyla z „Pogórza” Tarnów. Walkę o drugie miejsce zaledwie trzema oczkami przegrał Zbigniew Strzelecki z „KoMaru” Piekary Śląskie.
Organizację zawodów finansowo wsparły PFRON oraz Ministerstwo Sportu i Turystyki. Za organizację, zakwaterowanie i wyżywienie odpowiedzialna była koordynator Joanna Staliś, obsługę sędziowską zapewnili Bożena Polak i Eugeniusz Bernat, a obowiązki sekretarza pełnił Adrian Hibner. Relację z turnieju można obejrzeć na kanale Stowarzyszenia „Cross” na YouTubie (zachęcamy do subskrybowania!) oraz na Facebooku.
XIII Ogólnopolski Turniej Niewidomych i Słabowidzących w Kręglach Klasycznych 18-22.06.2025 r., Puck
Tabela wyników - kobiety - w nawiasie wyniki eliminacji
Kobiety
Kategoria B1
1.
Karolina Rzepa „Łuczniczka” Bydgoszcz
(455 p.) 810 p.
2.
Regina Szczypiorska „Morena” Iława
(385) 804 p.
3.
Barbara Szypuła „KoMar” Piekary Śląskie
(368) 731 p.
4.
Agnieszka Smoła „Pionek” Włocławek
(366) 654 p.
Kategoria B2
1.
Jadwiga Rogacka „Pionek” Włocławek
(639) 1263 p.
2.
Katarzyna Majewska „Pionek” Włocławek
(573) 1169 p.
3.
Irena Zięba „Debiut” Kielce
(596) 1168 p.
4.
Jadwiga Szamal „Omega” Łódź
(586) 1143 p.
Kategoria B3
1.
Anna Barwińska „Omega” Łódź
(565) 1149 p.
2.
Agnieszka Pokojska „Morena” Iława
(580) 1118 p.
3.
Bożena Wiechowska „Morena” Iława
(526) 1060 p.
4.
Zofia Sarnacka „Warmia i Mazury” Olsztyn
(544) 1050 p.
Tabela wyników - mężczyźni - w nawiasie wyniki eliminacji
Za nami lipcowy ósmy turniej bowlingowy we Włocławku. Coroczne zawody tym razem pierwotnie nie były ujęte w kalendarzu imprez, jednak dzięki wsparciu finansowemu z Ministerstwa Sportu i Turystyki doszły do skutku ku ogromnej radości wszystkich ceniących ten turniej, których nie brakuje. I zaraz przypomnimy, dlaczego.
Trzydniowe rozgrywki można było oglądać w podziemiach Międzyosiedlowego Basenu Miejskiego, czyli tradycyjnie w kręgielni Piwnica. Klub „Pionek”, z koordynatorką Grażyną Woźniak na czele, powitał na ziemi kujawskiej 68 zawodników i 6 przewodników z 22 klubów. Formalnym organizatorem zawodów było Stowarzyszenie „Cross”, a przy ich przeprowadzeniu współpracował niezwykle skuteczny tandem sędziowski w osobach Joanny Staliś i Adriana Hibnera. Patronatem objął wydarzenie Prezydent Miasta Włocławka Krzysztof Kukucki.
Analizując wszystkie dotychczasowe artykuły o włocławskich turniejach bowlingowych, można zauważyć wciąż powtarzający się fragment tekstu: to wzmianka o kolejnych pobitych tutaj rekordach życiowych. I tym razem schemat się powtarza. Kręgielnia Piwnica ma bowiem coś takiego w sobie, co sprzyja rekordowym wynikom! Najbardziej wyraźnym tego przykładem był występ Ryszarda Lewandowskiego. Przedstawiciel gospodarzy w znakomitym stylu rozpoczął zawody, daleko odskakując kolegom z kategorii B2. Po pierwszych trzech grach miał już na liczniku imponujące 607 p.! W sumie uzbierał 1038 p. i był to najwyższy rezultat całego turnieju, jak i nowy rekord Ryszarda. W tej samej kategorii B2 błysnął Dariusz Pilipczuk („Tęcza” Poznań) z najwyższym wynikiem jednej gry − 225 p. Dariusz zajął drugie miejsce, a trzecim cieszył się Władysław Szymański. Reprezentant łódzkiej „Omegi” bardzo podobny rezultat punktowy uzyskał na tych torach w zeszłym roku i wówczas też stał na najniższym stopniu podium.
Start kategorii B3 mężczyzn. Walczą (na pierwszym planie od lewej) Cezary Dybiński i Zbigniew StrzeleckiWśród kobiet w omawianej kategorii B2 zwyciężyła również reprezentantka Włocławka. Jadwiga Rogacka, tak jak Ryszard, wygrała konkurencję i powiększyła swoją kolekcję fajansowych aniołów. Ręcznie malowane statuetki wręczane były wszystkim zdobywcom podium, dlatego trafiły także w ręce iławianek: Magdaleny Palamar i Karoliny Skirel. Do Magdy należał najwyższy rezultat z jednej gry wśród pań (191 p.) oraz nagrody za drugie miejsce (915 p.). Z kolei jej koleżanka z „Moreny”, Karolina, otrzymała najmniejszego spośród aniołów, co oznaczało trzecią lokatę za zdobyte 829 p.
Kolejnym, i to podwójnym rekordzistą, został Mariusz Podpora (SMP Chorzów). Mariusz jest stałym uczestnikiem włocławskich turniejów i zawsze stoi tutaj na podium. Tym razem zaczął start od trzech strike’ów z rzędu i gry 207 p.! Żeby mieć tak wysoki wynik, musiał rzucić w sumie aż sześć X na „pasku”. W jego kategorii B1 mało kto może poszczycić się grą powyżej 200 p., a i 851 p., które zebrał w sześciu grach, też nie zdarza się często. Życzymy utrzymania tak doskonałej formy!
Zadowolona ze startu niewątpliwie mogła być także autorka najwyższej gry w B1 pań. Mowa o zwyciężczyni tej kategorii Karolinie Rzepie („Łuczniczka” Bydgoszcz). Bowling jest dyscypliną nieprzewidywalną, można zacząć turniej od 97 p., by skończyć go 184 p. w jednej grze. Tak uczyniła Karolina i z sumą 786 p. sięgnęła po trofeum za złoty medal. Srebro należało się Barbarze Szypule („KoMar” Piekary Śląskie). Nasz „Koliberek” ukończył swój występ z wynikiem 671 p. i, co ciekawe, to już czwarty rok z rzędu, jak Basia we Włocławku zajmuje drugie miejsce. Warto przypomnieć, że to właśnie ona wygrała tu dwa pierwsze turnieje. Zaliczyła też trzecią lokatę oraz pobiła życiówkę, co świadczy, że tory we Włocławku są jej bardzo przychylne. W gronie medalistek znalazła się także Agnieszka Smoła z „Pionka” Włocławek. Jej wynik 581 p. − i to bez trenowania − dość dobrze zwiastuje na przyszłość.
Pora na kolejny rekordowy występ, tym razem w kategorii B3. I zacznę od kobiet, ponieważ to właśnie tutaj pojawiła się niesamowita niespodzianka w osobie Kornelii Żubkowskiej. Młoda zawodniczka pokonała utytułowane rywalki, kadrowiczki, wywalczyla swój pierwszy medal na turnieju crossowskim, i to od razu złotego koloru! Przedstawicielka „Łuczniczki” Bydgoszcz zdobyła aż 192 p. i… pobiła życiowy rekord z sześciu gier, który obecnie wynosi 911 p. Obok niej, wśród wygranych, znalazły się dwie lublinianki: po prawej stronie na podium stanęła Dorota Kurek z „Ikara”, która uzyskała 884 p., a po lewej − Elżbieta Malinowska z „Hetmana” z 823 p.
Mariusz Podpora i Barbara Szypuła
Emocji nie brakowało też w B3 mężczyzn. Zaciętą walkę stoczyli Zbigniew Strzelecki („KoMar” Piekary Śląskie) i Cezary Dybiński („Warmia i Mazury” Olsztyn). Różnica punktowa była minimalna, bo zaledwie 12-punktowa na korzyść Zbyszka (1036 do 1024 p.). Towarzyszył im na podium Daniel Jarząb z „Tęczy” Poznań, któremu 988 p. wystarczyło, by zdobyć trzecią lokatę. Warto wspomnieć też o Pawle Płócienniku („Omega” Łódź), który rzucił za 211 p. w jednej z gier. Niestety, brakło wśród zwycięzców śp. Ireneusza Stankiewicza… W poprzednich latach to on wygrywał nasz turniej albo zdobywał czołowe miejsca.
A jeszcze bardziej brakowało nam podczas tego turnieju śp. Jolanty Lewandowskiej. Prezes Grażyna Woźniak podczas uroczystego powitania zawodników powiedziała: „Z wielkim żalem otwieramy ten turniej bez naszej Joli, która odeszła 4 marca. Była niezastąpioną nie tylko zawodniczką, ale również wiceprezeską. Brodnicka sekcja naszego klubu funkcjonowała dzięki Jej zaangażowaniu i pracy. Bardzo brakuje nam Jej pomocy przy organizowaniu tegorocznego turnieju, który pragniemy nazwać I Memoriałem Jolanty Lewandowskiej”. Pamięć koleżanki uczczono minutą ciszy.
Podczas podsumowania zawodów Grażyna Woźniak wspomniała o odznaczeniach, jakie tydzień wcześniej zostały wręczone obecnym na sali Joannie Staliś i Adrianowi Hibnerowi. Odznaczenia „Za Zasługi dla Sportu” nadał Minister Sportu i Turystyki za wkład, jaki nasi działacze w PZKręgl wnieśli w rozwój tej dyscypliny. Koordynator w imieniu zebranych pogratulowała wyróżnionym, mówiąc: „Jesteśmy z nich bardzo dumni! Życzymy satysfakcji z dotychczasowych, jak i przyszłych osiągnięć!”.
Ceremonia medalowa kategorii B2 kobiet. Od lewej: koordynatorka turnieju Grażyna Woźniak, Magdalena Palamar, Jadwiga Rogacka, Karolina Skirel, wiceprezeska Stowarzyszenia „Cross” i przewodnicząca Sekcji Niepełnosprawnych PZKręgl Joanna Staliś
W sobotni wieczór 12 lipca na sali bankietowej nastąpiło podsumowanie turnieju. Wyniki odczytał Adrian Hibner, który we włocławskiej kręgielni już po raz siódmy pełnił odpowiedzialną funkcję sędziego głównego. Fakt, że w naszej dyscyplinie jest on najczęściej powoływanym sędzią, świadczy o jego kompetencjach i zaangażowaniu. To już zwyczaj, że wyroby włocławskiej Fabryki Fajansu trafiają do różnych zakątków Polski. Medaliści wrócili do domów tym razem z pucharami w kształcie aniołów, a trofea dofinansowało Stowarzyszenie „Cross”. Turniej zakończył się bankietem, podczas którego o świetną zabawę zadbał profesjonalnie Mirosław Jemielniak, zapewniający uczestnikom nie tylko muzykę, ale i mnóstwo nagród w licznych konkursach. Można było m.in. wygrać wagi mówiące, komplety ręczników, oryginalne czapeczki. Były torty i odśpiewane „Sto lat” dla dwóch jubilatek.
Turniej przebiegł sprawnie, mimo że zdarzyły się nerwowe momenty: w pewnej chwili zgasły tory, poza tym jeszcze połamała się barierka, a z podajnika poszedł dym... Podziękowania należą się wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że jednak każdy problem udało się rozwiązać. Dziękujemy za przemiłą atmosferę podczas naszego lipcowego turnieju. I jak zwykle – do zobaczenia za rok na ziemi kujawskiej!
VIII Ogólnopolski Turniej Niewidomych i Słabowidzących w Bowlingu − I Memoriał Jolanty Lewandowskiej 10-13.07.2025 r., Włocławek
5 lipca 2025 r. w Poznaniu odbyło się Walne Zebranie Sprawozdawczo-Wyborcze Polskiego Związku Kręglarskiego. Obrady rozpoczęły się ceremonią wręczenia odznaczeń resortowych „Za Zasługi dla Sportu”, przyznanych przez Ministra Sportu i Turystyki Sławomira Nitrasa. Brązowymi odznakami wyróżnieni zostali członkowie zarządu Sekcji Niepełnosprawnych Związku − Joanna Staliś i Adrian Hibner, a odznaczenia wręczała Wicewojewoda Wielkopolska Karolina Fabiś-Szulc.
Adrian Hibner i Joanna Staliś z brązowymi odznaczeniami „Za Zasługi dla Sportu”
Głównym punktem zjazdu był wybór nowych władz Związku. Z powodów formalnych (brak zgłoszeń kandydatów) niemożliwy był wybór nowego prezesa. W zaistniałej sytuacji delegaci uchwalili jednogłośnie, że obecny prezes będzie sprawował swój urząd do końca bieżącej kadencji, czyli do 18 września. Wybrano natomiast nowe zarządy poszczególnych sekcji, w tym Sekcji Niepełnosprawnych. Jej przewodniczącą jednogłośnie wybrano na kolejną kadencję Joannę Staliś, a skład zarządu uzupełnili Monika Grzybczyńska, Daniel Jarząb i Adrian Hibner. Nowy zarząd ukonstytuował się w następujący sposób: Monika Grzybczyńska − wiceprzewodnicząca, Adrian Hibner − kapitan sportowy, Daniel Jarząb − członek zarządu. Dodatkowo ustalono, że Daniel Jarząb odpowiedzialny będzie za sprawy związane z licencjami.
Odznaczonym działaczom serdecznie gratulujemy zasłużonych wyróżnień, które niech przypominają o dotychczasowych sukcesach i dodają sił do dalszej pracy na rzecz sekcji. Całemu nowo wybranemu zarządowi życzymy sukcesów w realizacji założonych celów i rozwijaniu sekcji oraz wielu kolejnych sportowych triumfów na wszystkich szczeblach rywalizacji.
A. Hibner
Bowling Medale z Małopolski
W dniach 26-29 czerwca 2025 r. Tarnów po raz kolejny stał się centrum bowlingowej rywalizacji zawodników z dysfunkcją wzroku. Wszystko za sprawą XVI Ogólnopolskiego Turnieju Niewidomych i Słabowidzących w Bowlingu, który zgromadził 61 zawodniczek i zawodników z 19 klubów zrzeszonych w Stowarzyszeniu „Cross”. Zmaganiom towarzyszyły radość, zaangażowanie w grę i ogromne emocje. Wydarzenie zostało zorganizowane dzięki wsparciu finansowemu PFRON, Ministerstwa Sportu i Turystyki, Stowarzyszenia „Cross” oraz Urzędu Miasta Tarnowa. Nie zabrakło także lokalnych partnerów – Tarnowskie Wodociągi przekazały uczestnikom wodę oraz słodki poczęstunek zapewniające sportowcom regenerację. Turniej odbył się pod honorowym patronatem władz miejskich i samorządowych. Nad organizacyjnym przebiegiem imprezy czuwał Kazimierz Curyło, zaś rozgrywki prowadził doświadczony zespół sędziowski, któremu przewodził Witold Pankau.
Rywalizacja odbywała się w ogólnie przyjętych kategoriach startowych. Mimo że podium liczy tylko trzy miejsca, wszyscy uczestnicy byli prawdziwymi zwycięzcami, bo pokonywali swoje ograniczenia i udowodnili, że sport nie zna barier. Tegoroczna edycja turnieju przyniosła wiele niespodzianek – faworyci nie zawsze zajmowali najwyższe lokaty, a różnice punktowe bywały minimalne. Wśród kobiet w kategorii B3 triumfowała Irena Curyło („Pogórze” Tarnów), która uzyskała również najwyższy indywidualny wynik wśród pań – 162 p. W kategorii B3 mężczyzn najlepszy okazał się Paweł Lonc („Podkarpacie” Przemyśl), notując również najwyższy rezultat wśród panów – 199 p. Pozostałe osiągnięcia potwierdziły wysoką średnią poziomu startujących zawodników i duży wkład klubów w rozwój dyscypliny.
Do rzutu przymierzają się Ewa Lipka (od lewej) i Małgorzata Adamiak Sportowcy i ich asystenci angażowali się w rywalizację i doceniali przyjazną atmosferę oraz znakomitą organizację turnieju, który był także okazją do integracji środowiska osób z dysfunkcją wzroku i wspierania się w rozwijaniu umiejętności sportowych. „Bowling to nie tylko sport, to także styl życia, kultura gry i budowanie relacji” – podkreślali uczestnicy.
Podziękowania organizatorów dla wszystkich zawodników, asystentów i klubów za udział w wydarzeniu, a także dla instytucji wspierających. Tarnów ponownie udowodnił, że jest miejscem gościnnym i nie zamyka się na sport osób z niepełnosprawnością.
Zwyciężczynie w kategorii B1 kobiet wraz z asystentami oraz (po prawej) koordynator turnieju Kazimierz Curyło
XVI Ogólnopolski Turniej Niewidomych i Słabowidzących w Bowlingu 26-29.06.2025 r., Tarnów
Na początku lipca Kielce wypełnił rytmiczny stukot kijków do nordic walkingu, a powodem był pierwszy etap Pucharu Polski osób niewidomych i słabowidzących. To niecodzienne wydarzenie przyciągnęło uwagę wielu miłośników sportu oraz lokalnej społeczności. Organizacja Pucharu była wspaniałą okazją do promocji dyscypliny, która połączyła pasję do ruchu z ideą integracji poprzez sport.
Ścieżki kompleksu parkowego Stadion Leśny w Kielcach, prawdziwej oazy zieleni, stały się areną sportowych zmagań dla 37 zawodników i zawodniczek (także z przewodnikami), którzy reprezentowali 17 crossowskich klubów. Obok rutyniarzy startowali debiutanci.
Chociaż trasa była płaska, zaskakiwała swoimi ukrytymi pułapkami. Korzenie tuż za startem były zaskoczeniem i stanowiły wyzwanie, z którym jednak zdeterminowani zawodnicy sobie poradzili. Pogoda trafiła się idealna, alejki szczęśliwie były zacienione, więc warunki sprzyjały maszerowaniu. Spragnieni mogli liczyć na punkt nawadniania, co podnosiło komfort zmagań.
Dystans wynosił 5 km, uczestnicy marszu pokonywali 2,5 pętli. Startowali w dwójkach, w odstępach 10 sekund. Nad przebiegiem rywalizacji czuwały trzy panie sędzie, które monitorowały trasę i zwracały uwagę zawodników na to, co należy poprawić, by być w zgodzie z zasadami fair play.
Na mecie Andrzej Fijałkowski
Pot spływający po skroniach, czasem zaciśnięte zęby, a czasem szerokie uśmiechy doskonale ilustrowały wysiłek i nastroje ścigających się. Sportowców klasyfikowano w kategoriach: B1 (osoby niewidome), B2 (osoby słabowidzące) oraz senior open (osoby 65+). Niezależnie od zajętego miejsca każdy zasłużył na gratulacje za podjęcie wyzwania i mógł poczuć się częścią tej sportowej przygody. Na trasie to zawodnicy byli gwiazdami, ale nie można zapomnieć o cichych bohaterach tego wydarzenia – asystentach, zarówno tych, którzy przyjechali ze startującymi osobami, jak i pochodzących z kieleckich klubów sportowych. Ramię w ramię szli ze sportowcami, a ich wsparcie było nieocenione. Każda informacja i wskazówka sprawiała, że rywalizujący czuli się bezpiecznie i mogli dać z siebie absolutnie wszystko. Na trasie stali wolontariusze, którzy również z ogromnym zaangażowaniem wspierali to wydarzenie. Ich pomoc przy organizacji, obsłudze punktów nawadniania i dbanie o bezpieczeństwo ścigających się bez przewodników to wielki wkład w sukces imprezy.
Po zawodach był czas na pamiątkowe zdjęcia
W kategorii B1 kobiet bezkonkurencyjna była Teresa Stach z „Warmii i Mazur” Olsztyn, która z czasem 00:41:23 wywalczyła złoty medal. Srebro przypadło Grażynie Polak z „Crossu Opole”, która pokonała dystans 5 km w ciągu 00:50:05. Kategorię B2 kobiet zdominowała Ewa Pochwat − zawodniczka „Jutrzenki” Częstochowa osiągnęła znakomity czas 00:39:49. Drugie miejsce zajęła Małgorzata Strelczuk ze „Zrywu” Słupsk z czasem 00:40:33, a trzecie Małgorzata Tazbir z „KoMaru” Piekary Śląskie, która ukończyła rywalizację w równe 41 minut.
Wśród mężczyzn w kategorii B1 najkrótszy czas przemarszu − 00:34:29 − miał Krzysztof Janusik z „Jutrzenki” Częstochowa i był to najlepszy wynik tych zawodów. Dariusz Dobrowolski z „Debiutu” Kielce zdobył srebro (00:35:19), a Piotr Ossowski z „Łuczniczki” Bydgoszcz brąz (00:36:38). Walkę o najwyższy stopień podium w kategorii B2 mężczyzn na swoją korzyść rozstrzygnął Leszek Mystkowski z „Syrenki” Warszawa, którego czas to 00:36:44. Drugie miejsce zajął Stanisław Piskorski z „Kormorana” Giżycko z wynikiem 00:37:20, a trzecie Michał Ciborski z „Jutrzenki” Częstochowa, który ukończył marsz z czasem 00:37:48.
Wszyscy razem na mecie pierwszego etapu PP
W kategorii senior open najlepszym rezultatem może szczycić się Leszek Dorobek z „Crossu Opole”, który finiszował z czasem 00:40:29. Stanisław Jędrzejczyk z „KoMaru” Piekary Śląskie zajął drugie miejsce z wynikiem gorszym o mniej niż minutę (00:41:14), a Zbigniew Macek ze „Smreka” Bielsko-Biała uplasował się na trzeciej pozycji z czasem 00:42:23.
Gratulujemy wszystkim zwycięzcom ich imponujących osiągnięć! Niemniej każdy, kto przekroczył linię mety, odniósł swoje osobiste zwycięstwo.
Po zakończeniu rywalizacji odbyła się uroczysta ceremonia wręczenia pucharów i kart podarunkowych najlepszym w pierwszym etapie rywalizacji. Każdy uczestnik otrzymał pamiątkowy medal, a asystenci i wolontariusze specjalne wyróżnienia. A wieczorem wszyscy razem bawili się przy ognisku i jeszcze raz przeżywali emocje minionego dnia. Bo zawody Pucharu Polski w Kielcach to inspirujący przykład, jak upór i solidarne wsparcie budują niezapomniane chwile i udowadniają, że w sporcie − podobnie jak w życiu − razem możemy osiągnąć naprawdę wiele.
Zawody zostały dofinansowane przez Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz PFRON. Koordynatorką imprezy była autorka tej relacji.
Z Krzysztofem Janusikiem, trzykrotnym mistrzem świata w nordic walkingu wśród osób niewidomych, rozmawia Liliana Laske-Mikuśkiewicz.
− Czy od urodzenia jest Pan osobą niewidomą?
− Wzrok traciłem sukcesywnie. O przyczynie dowiedziałem się, gdy byłem już dorosły. W wieku 19 lat po raz pierwszy usłyszałem, że mam barwnikowe zwyrodnienie siatkówki, że jest to choroba genetyczna i przestanę widzieć. Owszem, wcześniej nosiłem okulary, ale nie przypuszczałem, że choroba będzie tak postępowała. Obecnie mam tylko poczucie światła, przy bardzo sprzyjających warunkach oświetleniowych jestem w stanie dostrzec jakiś ruch.
− Utrata wzroku w dorosłym życiu jest dużym obciążeniem, wszystkiego trzeba nauczyć się od nowa…
− Ze mną było trochę tak jak z bohaterem filmu „Carte Blanche”. Kiedy traciłem wzrok, pracowałem w szkole i ukrywałem to, że nie widzę. Miałem kłopot z wypełnianiem dziennika, z wystawianiem ocen, używałem różnych sztuczek, by zaangażować kogoś do pomocy. W roku 2000 ostatecznie pożegnałem się z zawodem nauczyciela. Zaszyłem się w domu i pomagałem żonie w takich czynnościach, jak: pranie, prasowanie, gotowanie, sprzątanie. Ale po sześciu latach Gosia powiedziała, że nie chce już dłużej „kura domowego” i zaczęła mobilizować mnie do znalezienia sobie jakiegoś ambitniejszego zajęcia, spróbowania czegoś nowego. Nie umiałem wtedy jeszcze obsługiwać komputera metodą bezwzrokową, toteż sama zapisała się na grupę „Typhlos”, tam zaś dowiedziała się o Stowarzyszeniu „Cross” i o tym, że w Częstochowie działa klub „Jutrzenka”, w którym można uprawiać jakiś sport.
− I od razu zaczął Pan trenować nordic walking?
− Absolutnie nie. Gdy jeszcze widziałem, grałem w brydża sportowego. Byłem zawodnikiem tej dyscypliny. Powiedziano mi, że w „Jutrzence” mają taką sekcję. Gdy przyszło co do czego, to okazało się, że nie ma chętnych do tej gry. Miałem sam znaleźć sobie kumpli i nauczyć ich grać. Zaproponowano mi jednak wyjazd na obóz taneczny do Sulejowa. I tak z żoną zaczęliśmy tańczyć.
− To wtedy odkrył Pan przyjemność z ruchu?
− W młodych latach byłem bardzo aktywny. Trenowałem lekkoatletykę, odnosiłem sukcesy w biegu na 400 m. Moja żona podobnie. Gdy się pobraliśmy i na świat przyszło dziecko, wszystko zaczęło się kręcić wokół spraw domowych. Jak tylko córka trochę podrosła, zapisaliśmy ją na różne zajęcia i woziliśmy na treningi: z tenisa, baletu, akrobatyki. Sami czasami wychodziliśmy trochę pobiegać czy pojeździć na rowerze. Odkąd straciłem wzrok, zazdrościłem żonie, że może robić to dalej. Ja sport miałem wówczas tylko w telewizji. Po jakimś czasie kupiliśmy tandem. Kawał Polski nim objechaliśmy.
„Nie istniałbym jako zawodnik, gdyby nie Gosia...”. Krzysztof Janusik i Małgorzata Janusik podczas ceremonii medalowej MŚ w nordic walkingu, Choczewo 2022 rok
− Kiedy wobec tego odkrył Pan kijki nordic walking?
− W 2015 roku postanowiliśmy z żoną, że weźmiemy się trochę za siebie i zaczęliśmy chodzić do siłowni. Mogłem tam samodzielnie korzystać „po niewidomemu” z różnych urządzeń. Ówczesny wiceprezes naszego klubu, Dzidek Mądry, organizował w Złotym Potoku zawody w nordic walkingu. Stwierdził, że skoro coś tam robimy, ruszamy się i jesteśmy sprawni, to powinniśmy wziąć udział. Nie wiedzieliśmy, na czym to polega. Zaczęliśmy chodzić z kijkami łokieć w łokieć. Gdy szliśmy wolno, to było okej, ale idąc szybciej, traciliśmy ze sobą kontakt. Szczególnie uciążliwe i niebezpieczne stawało się to na zakrętach. Była w klubie para, która miała do chodzenia specjalną uprząż. Stwierdzili, że zrobimy z niej lepszy użytek i nam ją podarowali. Dzięki temu udało nam się te pierwsze zawody wygrać. Trasa liczyła tam dwa okrążenia po 3,5 km. W kręgach osób chodzących z kijkami nie byliśmy znani i jakaś para zawodników podważyła naszą wygraną, stwierdzając, że pewnie weszliśmy gdzieś w krzaki, przeczekaliśmy, aż wszyscy pójdą i na drugim okrążeniu popędziliśmy do mety. Moja żona bardzo zdenerwowała się tym bezpodstawnym oskarżeniem. Postanowiła, że weźmiemy udział w kolejnym wyścigu, jak tylko nadarzy się okazja, i dowiedziemy, że jesteśmy uczciwi. Jeszcze w tym samym roku wystartowaliśmy w Porażynie na zawodach Pucharu Polski. Wygraliśmy i tym razem. Już nikt nie miał wątpliwości, że nie oszukujemy.
− I wtedy Was to wciągnęło?
− Spodobało nam się. Lubimy z żoną aktywnie spędzać czas, jest w nas też żyłka rywalizacji. I tak ta przygoda z kijkami trwa już dziesiąty sezon.
− Czy żona cały czas jest Pana przewodnikiem?
− Tak. Bez Gosi nie byłoby tego wszystkiego. Gdyby nie poświęcała mi czasu albo sama nie była dobrze wytrenowana, nie osiągnęlibyśmy sukcesu. Do momentu, w którym uzyskiwaliśmy czas powyżej 35 minut na 5 km, ona też chodziła z kijkami. Później jednak było już dla niej za szybko. W tej chwili jest tak, że ja idę z kijkami, a ona biegnie przede mną. Parę razy zdarzyło mi się w lokalnych zawodach iść z przewodnikiem mężczyzną, ale to było dawno.
− Czy to częste, że przewodnikiem mężczyzny jest kobieta?
− Większość zawodników ma za przewodników takich chłopów na schwał. Żona niektórym wchodzi pod pachę. Ale tak naprawdę prowadzący musi iść tak szybko jak osoba niewidoma, nie może jej ciągnąć. Płeć nie ma więc dużego znaczenia, ważne, by się zgrać i mieć podobną wydolność.
− Nordic walking traktuje Pan jako sport czy rekreację?
− Nie jest to dyscyplina paralimpijska, aczkolwiek obserwując niektórych zawodników, szczególnie pełnosprawnych na otwartych zawodach, rywalizacja jest zacięta. Mnie nordic walking na pewno dostarcza jakiejś adrenaliny związanej ze współzawodnictwem. Ale jest to rekreacja.
− Stanąć na podium zawsze jest przyjemnie. Ale czy jest to opłacalne? Jakie są nagrody w nordic walkingu? Czy otrzymuje Pan stypendium?
− Na pewno nie jest to dyscyplina doceniana. Bardziej okazałe są nagrody w zawodach osób pełnosprawnych, ale w końcu nie dla nagród się startuje. Za zwycięstwo w mistrzostwach świata otrzymałem kije. Było na nich napisane, że jest to specjalna edycja dla mistrza świata. Taka miła pamiątka. Raz dostałem też nagrodę pieniężną ufundowaną przez władze miasta za szczególne osiągnięcia sportowe i reprezentowanie Częstochowy.
Bohater wywiadu z trofeami Pucharu Świata, Marakesz 2022 rok
− Proszę się pochwalić największymi sukcesami.
− Trzykrotnie zdobyłem mistrzostwo świata, dziewięć razy byłem mistrzem Polski. W tym roku po raz pierwszy wystartowałem w górskich mistrzostwach Polski, które również wygrałem. Osiem razy wygrałem zawody o Puchar Polski. Na mistrzostwach Częstochowy, gdzie konkurowałem z zawodnikami pełnosprawnymi, również udało mi się wywalczyć pierwsze miejsce − dystans 5 km pokonałem w 32 minuty i 23 sekundy i o 40 sekund wyprzedziłem drugą osobę. Moim przewodnikiem był wtedy kolega. Na zdecydowanej większości wyścigów chodzę jednak z żoną i, jak już powiedziałem, fakt jest taki, że nie istniałbym jako zawodnik, gdyby nie Gosia.
− Wrócił Pan do pracy zawodowej?
− Tak, ale już nie jako nauczyciel. Od kilkunastu lat zajmuję się obsługą osób z niepełnosprawnościami w firmie komputerowej. Pomagam wypełniać wnioski w ramach programu „Aktywny samorząd”, uczę bezwzrokowych metod obsługi komputera i telefonu. Jest to praca siedząca, więc tym bardziej doceniam to, że popołudniami mogę być w ruchu.
− Z wykształcenia jest Pan informatykiem?
− Obydwoje z żoną skończyliśmy fizykę, a później dodatkowo informatykę. Żona została profesorem, wykłada fizykę na wyższej uczelni. Mnie natomiast zatrudniono w dwóch szkołach jako nauczyciela informatyki, były to lata 90., wszystko wyglądało inaczej. Wtedy byłem jeszcze osobą widzącą, nie potrafiłem obsłużyć komputera bez wzroku. Gdy życie zmusiło mnie, by się tego nauczyć, zaproponowano mi pracę w firmie Medison w Kielcach, więc przez jakiś czas tam mieszkałem. Niestety, zaczęło się to odbijać na życiu rodzinnym, no bo ja w Kielcach, żona w Częstochowie, a córka wyjechała na studia do Krakowa. Postanowiłem poszukać jakiejś pracy bliżej. I tak trafiłem do firmy Computer Center. Znowu mogliśmy z żoną być razem, znaleźliśmy wspólne zajęcia. W ubiegłym roku zamieniliśmy nawet mieszkanie w bloku na domek.
− W spokojnej okolicy są pewnie dobre warunki do trenowania przed startami?
− Przyznam się, że w tym roku, poza zawodami, kijki miałem w ręce tylko dwa razy. Z uprzężą fajnie jest pochodzić po leśnych ścieżkach, ale nie zawsze jest czas, by pojechać do lasu. W okolicy domu jeżdżą auta, chodzą ludzie. Poręczniej i bezpieczniej jest założyć gumową opaskę i iść razem pobiegać. Mamy taką 8,5-kilometrową trasę. Przebiegnięcie jej zajmuje nam około 50 minut. Nieraz mam wyrzuty sumienia, że żona przez te treningi musi później pracować po nocach, dokonywać obliczeń. Zdarza się też, że zawozi mnie do siłowni, a sama nie ma czasu, aby ze mną poćwiczyć. Siada przy stole i odpala laptopa.
− Nie porusza się Pan samodzielnie po Częstochowie?
− Nie, i przyznaję, że jest to kwestia wygodnictwa. Gdybym nie miał innego wyjścia, to pewnie bym się poruszał… Ale musiałbym najpierw dojść na przystanek drogą bez chodnika, w pobliżu mojej pracy jest zaś niezbyt bezpieczne skrzyżowanie. Moja żona, przy okazji jak jedzie na swoje zajęcia na uczelni, podwozi mnie więc samochodem.
− Jakie macie Państwo plany sportowe na najbliższą przyszłość?
− Cykl zawodów o Puchar Polski, mistrzostwa Polski organizowane przez nasz klub „Jutrzenka”, drużynowe mistrzostwa Polski w Janikowie. Tak planujemy, a czas pokaże, czy uda się wystartować we wszystkim.
Zachęcam do aktywności. Obecnie w „Crossie” jest zbyt mało młodych ludzi. A przecież ruch jest potrzebny, wzmaga wydzielanie endorfin, sprawia, że czujemy się zdrowsi.
Dziękuję za rozmowę. Życzę świetnej kondycji i dalszych sukcesów.
„Kijki, kręgle i pływanie − każdy może i jest w stanie” to niepisane hasło obozu sportowego osób niewidomych i słabowidzących 50+, który odbył się w dn. 30.06-12.07.2025 r. w Boguszowie-Gorcach. Do tego miasteczka zjechali się seniorzy, by doskonalić swoje umiejętności w zakresie nordic walkingu, kręglarstwa oraz pływania. Głównym celem pobytu było zachęcenie starszych osób do codziennych ćwiczeń pozwalających poprawić sprawność fizyczną, a tym samym jakość życia.
Boguszów-Gorce to miasto powstałe z połączenia Boguszowa, Gorców, Kuźnic Świdnickich i Starego Lesieńca. Kiedyś słynęło z kopalni srebra, węgla i barytu. Dzisiaj są one nieczynne, więc władze regionu, niedawno jeszcze przemysłowego, szukają sposobu na rozwój i upatruje go w turystyce. Szyb Witold to obecnie wieża widokowa, budynek obok to centrum kultury. Miasto szczyci się położonym najwyżej w Polsce zabytkowym ratuszem (592 m n.p.m), do tego otaczają je góry − Masyw Dzikowca i Lesistej Wielkiej, Chełmiec i Mniszek − z coraz lepszą infrastrukturą turystyczną. Wszystko to przyciąga gości i zapewne dlatego koordynator Wojciech Puchacz zdecydował, by hotel Piotr w Gorcach stał się bazą dla tegorocznego obozu sportowego seniorów.
Uczestnicy pochodzili z całej Polski, różniły ich nieco wiek, sprawność wzroku, poziom kondycji, ale łączyła chęć rozwoju i dobry humor. Dwanaście aktywnych dni było okazją do zdobycia albo pogłębienia umiejętności chodzenia z kijkami i gry w kręgle. A do tego aqua-aerobik. Serca uczestników skradła kadra trenerska: Jagoda Grynkiewicz i Marek Tokarczyk, specjaliści od kijków i pływania, oraz Adrian Hibner i Wojciech Puchacz − trenerzy kręglarstwa. Kadra nie ograniczała się do teorii i brała aktywny udział w ćwiczeniach, bo nic tak nie przekonuje, jak przykład. Szkoleniowcy dali z siebie wszystko, by każdy uczestnik wyjechał z obozu z nowymi umiejętnościami, a co ważniejsze − z postanowieniem, że będzie kontynuować aktywność sportową.
Zajęcia aqua-aerobiku
Plan zajęć był ustalany codziennie i zawsze obejmował ćwiczenia we wszystkich przewidzianych dyscyplinach. Jeśli padało, był basen i kręgle, a nordic dopiero po deszczu.
Gdy więc aura sprzyjała, najpierw szliśmy z kijkami w teren. Było tak przyjemnie, że przyplątali się do nas pasażerowie na gapę − kleszcze. Nie byli jednak mile widziani, co szybko dała im do zrozumienia Kasia − nasza dyplomowana pielęgniarka, która zawsze w potrzebie służyła pomocą. Na początku trenerzy nordicu wyjaśnili, czym jest ten sport i jak chodzić z kijkami. Potem planowali trasy, robili rozgrzewkę, a w drodze cierpliwie korygowali zły chwyt czy postawę maszerujących. Można nas było spotkać nie tylko w najbliższej okolicy Boguszowa. Nieco w kość dał nam wyjazd do Jakuszyc: po trudach podróży „krótki” (około 10-kilometrowy) spacerek do stacji turystycznej Orle i z powrotem. Pojechaliśmy też do Zagórza, gdzie ścieżką przez las wzdłuż Jeziora Bystrzyckiego poszliśmy na zaporę wodną, a chętni jeszcze dalej, do zamku Grodno. Duże zainteresowanie wzbudził nasz nordicowy wyścig zorganizowany w szczawieńskim parku zdrojowym, obok pijalni wód. Wyglądaliśmy profesjonalnie: zawodnicy − z numerami startowymi na piersi, kadra mierząca czas i pilnująca przestrzegania regulaminu oraz Marek „Obiektyw” (tak o sobie mówił jeden z uczestników), który utrwalał wydarzenie na zdjęciach. Wyścig niedługi, a emocje wielkie. Każdy starał się o jak najlepszy wynik. Kuracjusze ze Szczawna-Zdroju dopingowali nas oraz podziwiali, że mając kłopoty ze wzrokiem, można brać udział w takich wyścigach! Wybraliśmy się także do Książa, gdzie maszerując przez park, przyglądaliśmy się przy okazji trwającym akurat zawodom w powożeniu bryczkami.
Start marszu do stacji turystycznej Orle
Doskonaliliśmy także umiejętności kręglarskie. Kręgielnię mieliśmy na wyłączność, co było wielkim plusem. Okazało się, że nawet ci, którzy trzymali w ręku kulę pierwszy raz, po wskazówkach trenerów potrafili wyrzucić strike’a, a niektórzy w serii osiągali wynik bliski 200 punktom. Każdy mógł grać do woli, torów nie brakowało, co bardzo cieszyło zawodników chętnie korzystających z okazji do „pokulania”. Również tutaj szkoleniowcy zdecydowali się na sprawdzian i zorganizowali miniturniej. Po nim, na uroczystej kolacji odbyło się ogłoszenie wyników rywalizacji w obu dyscyplinach, wyróżniono najlepszych w nordic walkingu i kręglach, a wszyscy uczestnicy otrzymali pamiątkowy magnes z widokiem Boguszowa.
Zajęcia aqua-aerobiku przyciągały tłum chętnych, w wodzie tańczono nawet walca. Odbudowie sił służyły grota solna i sauna. Na wyczerpanych sportowymi aktywnościami czekały przepyszne posiłki serwowane przez hotelową restaurację, spotkania integracyjne (np. z prezentacją jazdy na nartorolkach), śpiewy przy dźwiękach akordeonu, na którym przygrywał jeden z uczestników. Trafił się nam nawet pokaz fajerwerków... Nie było czasu na nudę, zajęcia odbywały się naprzemiennie rano i po obiedzie, ale dało się wygospodarować parę godzin na własne eskapady. Dzikowiec, Kowary, Wałbrzych czy Jedlina Zdrój. Wszędzie tam byliśmy − bo przecież chcieć to móc!
Przy stacji turystycznej Orle. Krótki odpoczynek – i wracamy!
Ani się obejrzeliśmy, a trzeba było wracać do domu. Na szczęście koordynator zapowiedział, że zarezerwował już hotel na następny obóz za rok. Przyjęliśmy tę wiadomość ogromnymi brawami.
Wyjazd zorganizowany w ramach programu PUSON 2025 dofinansowało Ministerstwo Sportu i Turystyki. To dobrze spożytkowane pieniądze. Trenerzy dostrzegli w wielu osobach materiał na solidnych zawodników, a uczestnicy nie mogli się nachwalić, jak aktywnie zaplanowano im ten czas. Byli bardzo zadowoleni z zajęć, miejsca noclegowego i poziomu organizacji. Zabrali ze sobą nowe znajomości i wspaniałe wspomnienia oraz przekonanie, że „Nigdy nie jesteś zbyt stary na to, by zmienić cele lub marzyć nowe marzenia” (C.S. Lewis). Dlatego najczęściej mówili: Do zobaczenia!
W poprzednim numerze prezentowaliśmy tajniki poprawnej rozgrzewki ręki przed treningiem lub turniejem. Czas skupić się na samym treningu. A zacząć należy oczywiście od podstaw.
Kontrola stołu i piłki
Nowych graczy poprowadzić musi trener, aby mogli poznać stół w sposób najlepszy z możliwych. Znajomość punktów odniesienia i relacji przestrzennych między nimi pozwala zawodnikowi wykonać strzał zgodnie z pożądanym kierunkiem lub bronić się skutecznie i uniknąć zdobycia gola przez przeciwnika. Trener prowadzi gracza wokół stołu, by poznał go dotykiem i zapamiętał pozycje kilku jego elementów oraz odległości między nimi. Ta procedura będzie bardziej skuteczna, jeśli podzieli się stół na strefy. Następnie szkoli się słuch gracza, aby nauczył się obliczać odległości i kierunki strzałów. Zawodnik pozostaje na swojej pozycji do gry, podczas gdy trener uderza w konkretne miejsce ściany bocznej stołu − łuk stołu, ścianę końcową, pod ekranem itd. Zadaniem sportowca jest strzelić dokładnie w to miejsce, z którego dobiega dźwięk. Kiedy to zrobi, szkoleniowiec prowadzi go do punktu, w który strzelił, aby zrozumiał tor ruchu piłki.
Prawidłowa postawa obronnaPo zbudowaniu tego obrazu mentalnego zawodnik musi zacząć nabierać pewności siebie w posługiwaniu się piłką i rakietką. Służą temu ćwiczenia kontroli piłki zarówno przed polem bramkowym, jak i piłki przemieszczającej się z jednej strony stołu na drugą. Warto je wykonywać na początku każdej sesji treningowej, aż gracz nabierze rutyny, zwiększy prędkość i będzie w stanie kontrolować piłkę również podczas meczu. Konieczne jest wielokrotne ćwiczenie tych samych sytuacji.
Podstawowe ćwiczenia obronne
Showdownista chroni swoją kieszeń bramkową, przesuwając rakietkę wzdłuż zewnętrznej części pola bramkowego. Rakietka musi być trzymana w pozycji poziomej, z piórem lekko odchylonym w kierunku ekranu. Ruch broniący dostępu do bramki może być wykonywany w pobliżu pola bramkowego lub wyżej, w zależności od uderzenia przeciwnika, ale oba muszą być ruchami półkolistymi. Gracz musi unieść łokieć, aby znaleźć się z rakietką jak najbliżej końca stołu i bronić bramki od strony rękawicy. Aby bronić bramki po stronie pióra rakietki, łokieć musi pozostać w tej samej uniesionej pozycji, podczas gdy czubek rakietki zamyka przestrzeń między końcem stołu a polem bramkowym. Ruchy te są przygotowaniem do blokowania, które pozwala zawodnikowi zatrzymać piłkę przy jednej ze ścian bocznych i przygotować się do ataku.
Pozycja podstawowa
Aby grać w showdown możliwie najlepiej zarówno w obronie, jak i w ataku, konieczne jest, aby gracz stał w postawie, która nada moc i szybkość jego ruchom. Składają się na nią:
pozycja centralna ułatwiająca obronę dostępu do bramki;
lekko wysunięta do przodu lewa lub prawa noga (zgodnie z tym, którą ręką gra zawodnik), aby ułatwić strzał;
lekko rozchylone, zgięte i „elastyczne nogi”, aby nadać odpowiednią moc strzałowi;
lekko pochylona do przodu klatka piersiowa;
zrelaksowane, ale responsywne ciało.
Po każdym strzale gracz musi wrócić do pozycji podstawowej, aby być gotowym na kontrę.
Czasem podczas meczu należy wyjść wyżej w obronie (przy stole Krzysztof Sobiło)
Chwyt rakietki
Żeby uzyskać moc i elastyczność strzału, ważne jest, by mieć wygodny chwyt rakietki − ani zbyt silny, ani zbyt słaby. Zależnie od techniki strzału możliwe jest chwycenie całej rękojeści lub tylko jej części.
Uderzenie
W showdownie podstawowe uderzenia to forhend i bekhend.. Wykonuje się je przy użyciu siły ramienia/barku lub ruchu nadgarstka, zarówno poprzez kierowanie piłką po powierzchni rakietki, jak i uderzanie piłki w ustalonym punkcie na rakietce. Forhend wykonuje się, kierując pióro rakietki w prawo (w lewo, jeśli gracz jest leworęczny). Bekhend wykonuje się, kierując pióro rakietki w lewo (w prawo, jeśli gracz jest leworęczny).
Tor strzału
Uderzenie na wprost wykonuje się, nadając piłce kierunek prostopadły do ściany końcowej przeciwnika, bez dotykania ścian bocznych. Uderzenie po przekątnej wykonuje się, nadając piłce tor diagonalny (np. od łuku narożnika stołu po naszej prawej ręce do łuku narożnika stołu po prawej ręce przeciwnika), bez dotykania ścian bocznych. Uderzenie trafi w łuk (orientacyjnie: obszar zaokrąglonego narożnika stołu obejmujący do 30 cm długości ścianek), jeśli piłka ślizga się po powierzchni pióra. Jeśli jednak chcemy trafić w róg, czyli dokładnie w sam środek zaokrąglenia, piłka musi znajdować się blisko uchwytu rakietki. Można to również zrobić ze środka, nadając uderzeniu pożądany kierunek. Kontrola nad piłką może być wykonana przed strzałem, z kontry, aby złapać przeciwnika nieprzygotowanego.
Pojedynczy odbity strzał
W tym rodzaju strzału piłka uderza w ścianę boczną (lewą lub prawą) jeden raz. Aby był on najbardziej skuteczny po odbiciu, piłka musi przesunąć się w kierunku pola bramkowego przeciwnika lub łuków stołu.
Podwójne lub wielokrotne odbicie
W tego typu uderzeniach piłka uderza najpierw w jedną ścianę boczną, a potem w drugą, w serii. Odbicie jest najskuteczniejsze, kiedy piłka porusza się w kierunku pola bramkowego przeciwnika lub łuków po wielu odbiciach. Można je wykonać, uderzając w ściany boczne dwa lub więcej razy.
Uderzenie wzdłuż
Uderzenie wzdłuż to takie, w którym piłka przesunie się wzdłuż ściany bocznej, aby osiągnąć przeciwny łuk.
Przygotowanie do zaserwowania piłki (przy stole Monika Szwałek)
Serwis
Serw to uderzenie, które rozpoczyna grę, a zatem musi być wykonane z precyzją. Można je wykonać z każdego rogu stołu i pod dowolnym kątem, jaki wybierze gracz. Bardzo ważne jest, aby początkujący przyjęli pewne punkty odniesienia na stole, które pomogą wykonać serwis w najlepszy możliwy sposób.
Powyższe ćwiczenia to, można rzec, absolutne podstawy, swego rodzaju alfabet młodego showdownisty. Jego opanowanie pozwoli nam wejść na wyższy poziom umiejętności i rywalizować z dużo bardziej doświadczonymi zawodnikami.
A co, jeśli mamy w klubie sportowców na różnym poziomie? Jak, jako nowicjusze, możemy trenować z najlepszymi graczami? O tym w kolejnym numerze.
Kontynuując temat stretchingu rozpoczętyw poprzednich artykułach, proponujękolejne przykłady ćwiczeń istotnychdla biomechaniki chodu oraz profilaktyki dysfunkcji stawu biodrowego.
Budowa stawu biodrowego umożliwia ruch w trzech płaszczyznach: zgięcie − wyprost, przywodzenie − odwodzenie oraz rotacje, czyli skręty do wewnątrz i na zewnątrz. Dzięki zrównoważonemu napięciu wszystkich zaangażowanych w to grup mięśniowych możliwe są utrzymanie pionowej postawy i prawidłowy chód. W czerwcowym numerze podałam przykłady ćwiczeń dla „mięśni marszu”, czyli zginaczy, oraz przeciwnie działającego prostownika biodra − mięśnia pośladkowego wielkiego. Wspominałam, że niektóre mięśnie mają fizjologiczną tendencję do tzw. przykurczu i że z wymienionych powyżej są to te, które unoszą kolano do brzucha.
Fot. 1 Rozciąganie przywodzicieli w ćwiczeniu „dzidziuś” (A) oraz inna propozycja zwiększania „rozkroku” (B)
Przyjrzyjmy się kolejnej parze mięśni stawu biodrowego − przywodzicielom i odwodzicielom. Tu skłonność do przykurczu mają te odpowiedzialne za zbliżanie do siebie nóg − leżące po przyśrodkowej stronie ud, do których m.in. należą przywodziciel wielki i długi. Jeśli dojdzie do ich skrócenia, mamy problem z rozkrokiem. Ćwiczenia zademonstrowane na Fot.1 będą zwiększać odwodzenie.
Ćwiczenie „dzidziuś” (Fot. 1 A)W pozycji leżenia na plecach zegnij obie nogi w stawach kolanowych i biodrowych, złączone stopy ustaw jak najbliżej pośladków. Ręce ułóż w „skrzydełka” − zegnij w łokciach, skieruj na boki i połóż na materacu. Przyklej do niego całe ręce oraz barki. Teraz również kolana rozchyl na boki. Utrzymaj tę pozycję przez co najmniej 30 sekund. Z każdym wydechem coraz bardziej zbliżaj kolana do podłoża. Poczujesz, jak rozciągają się mięśnie położone po przyśrodkowej stronie nóg.
Inny przykład zwiększania „rozkroku” (Fot.1 B)Pozycja wyjściowa: połóż się na plecach. Uniesione do pionu, proste w kolanach nogi rozchyl na boki. Dla ułatwienia możesz ćwiczenie wykonać przy ścianie, opierając i przesuwając po niej kończyny dolne. Ruch: chwyć dłońmi za wewnętrzną krawędź stóp i kieruj nogi − wyprostowane w stawach kolanowych − na boki.
Kiedy już mięśnie przywodzące zostaną rozciągnięte, powstanie więcej przestrzeni dla ruchu mięśni antagonistycznych, czyli odwodzicieli. Są to mięśnie kierujące biodro do boku, takie jak pośladkowy średni i naprężacz powięzi szerokiej. Umiejscowione są one na bocznej stronie biodra. Przykurcz przywodzicieli ogranicza im możliwość ruchu w pełnym zakresie i w konsekwencji ulegają osłabieniu. Mamy wówczas np. tzw. chód kaczkowaty na skutek opadania miednicy po stronie słabszego mięśnia. Przykładem ćwiczenia wzmacniającego może być rozciąganie gumy zawiązanej wokół kolan.
Wzmacnianie mięśni odwodzących (Fot. 2) Pozycja wyjściowa: Połóż się na plecach, nogi zegnij w stawach biodrowych i kolanowych, stopy oprzyj o podłoże. Przewiąż taśmę oporową do ćwiczeń wokół kolan. Odległość pomiędzy kolanami odpowiada szerokości bioder. Pamiętaj, że od koloru taśmy zależy jej opór − począwszy od żółtej, przez czerwoną, zieloną, niebieską, czarną i złotą opór stopniowo wzrasta. Ruch: rozciągaj taśmę, odchylając raz jedno, raz drugie kolano do boku (A) lub oba jednocześnie na boki (B). Utrzymaj pozycję przez kilka sekund i powoli wróć do ułożenia wyjściowego. To ćwiczenie możesz również wykonać w pozycji siedzącej.
Mięśnie przykurczone też należy wzmacniać!
Pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt − i być może obalę pewien mit.
Wydawałoby się, że mięśnie przykurczone, jako bardziej napięte, są silne i nie należy pracować nad ich wzmacnianiem. Nic bardziej mylnego. Te „skrócone” z powodu przykurczu elementów ścięgnistych mięśnie same w sobie są słabe, a do tego, o czym była mowa wyżej, ograniczają, czyli nie pozwalają na ruch antagonistów. Jeśli przywołać wykorzystane w majowym artykule porównanie budowy mięśnia do przekrojonej pomarańczy, to białe elementy, czyli ścięgniste, są napięte i skrócone, a pomarańczowe struktury, które reprezentują właściwą, czynną tkankę mięśniową, są osłabione. Zatem rozciąganie to punkt wyjścia, warunek konieczny do wzmacniania mięśni, również tych uważanych za przykurczone. Dlatego po wykonaniu ćwiczeń zaprezentowanych na Fot. 1 i 2 powinniśmy przystąpić do wzmacniania przykurczonych przywodzicieli, np. przez ściskanie piłki umieszczonej między kolanami.
Fot. 2 Wzmacnianie mięśni odwodzących
Wzmacnianie przywodzicieli (Fot. 3)Pozycja wyjściowa jak w ćwiczeniu opisanym przy Fot. 2. Ruch polega na ściśnięciu piłki kolanami, utrzymaniu tej pozycji przez 3-5 sekund, a następnie rozluźnieniu mięśni. Możemy na tym poprzestać lub, utrzymując piłkę między kolanami, wzbogacić ćwiczenie o ruch unoszenia bioder w górę. W ten sposób zaangażujemy dodatkowo mięśnie pośladkowe wielkie.
Fot.3 Wzmacnianie przywodzicieli
Inne ćwiczenia rozciągające w obrębie stawu biodrowego dotyczą mięśni skręcających kończynę dolną w stawie biodrowym. Zasada pozostaje niezmienna: po pierwsze rozciągamy mięśnie przykurczone (w tym przypadku mięsień gruszkowaty − rotujący udo na zewnątrz, patrz: Fot. 4), po drugie wzmacniamy je.
Rozciąganie mięśnia gruszkowatego i pasma biodrowo-piszczelowegoPozycja wyjściowa: leżenie na plecach, nogi zgięte w kolanach, stopy oparte o podłoże na szerokość maty (A). Ręce ułóż swobodnie wzdłuż ciała. Ruch: przechyl kolana na lewą stronę (B), połóż piętę nogi lewej na prawym kolanie (C) i naciskaj w kierunku podłoża. W kończynie dolnej prawej na skutek rotacji wewnętrznej rozciągany jest mięsień gruszkowaty, a w nodze lewej, zrotowanej na zewnątrz − mięsień naprężacz powięzi szerokiej. Mięsień gruszkowaty jest o tyle ważny, że przechodzi przez niego największy nerw naszego organizmu i najistotniejszy dla kończyny dolnej – nerw kulszowy. Skurcz tego mięśnia może być przyczyną tzw. rwy kulszowej rzekomej i dawać podobne do niej objawy, czyli bóle promieniujące od pośladka aż do stopy. Leży on pod mięśniami pośladkowymi i rozpięty jest między kością krzyżową a krętarzem większym kości udowej („gałka” z boku biodra).
Fot. 4 Rozciąganie mięśnia gruszkowatego i pasma biodrowo-piszczelowego
W celu uzupełnienia terapii rotatorów wykonaj ćwiczenia wzmacniające. Połóż się na plecach z wyprostowanymi nogami. Na przemian kieruj stopy do środka, a następnie na zewnątrz. Pamiętaj, aby w każdej pozycji zatrzymać się na 3-5 sekund.
Zaprezentowane dotychczas rozciąganie ma charakter statyczny i jest zalecane przede wszystkim po treningu lub jako wstęp do wzmacniania mięśni przykurczonych i ich antagonistów. Nadmienię, że jest jeszcze stretching tzw. dynamiczny, który polega na wykonywaniu kontrolowanych płynnych ruchów w pełnym zakresie ruchu stawu, ze stopniowym zwiększaniem elastyczności mięśni oraz mobilności stawów. Stretching dynamiczny przygotowuje ciało do wysiłku fizycznego. To forma rozgrzewki, o której więcej w kolejnych artykułach.
Podsumowując: stretching jest idealną formą ruchu na dobry początek i bezpieczny koniec każdego treningu.
Anna Karaś − magister fizjoterapii, technik masażysta, terapeutka zajęciowa, nauczycielka masażu i wykładowczyni akademicka. Autorka i współautorka publikacji z zakresu masażu i terapii zajęciowej, aktywna uczestniczka i prelegentka wielu konferencji i sympozjów z zakresu masażu. Mieszka i pracuje w Szczecinie.
W każdym otwarciu szachowym znaleźć można warianty, w których jedna ze stron po wykonaniu oczywistego, zdawałoby się, posunięcia, traci materiał lub dostaje mata. W mojej praktyce szachowej wygrałem kilka partii turniejowych i sporo gier błyskawicznych dzięki jednej takiej pułapce w przyjętym gambicie hetmańskim:
W. Balcerowski – R. Bernard I liga, Międzybrodzie Żywieckie 1985 R. Helgason (Szwecja) – R. Bernard Poznań 1988
W dzisiejszych czasach wariant nie nadaje się do gry, gdyż każdy komputer pokaże, że po 13.Sd5! białe uzyskują dużą przewagę. Wtedy jednak konsekwencje ofiary skoczka nie były takie jasne i bardzo często odpowiadano automatycznie 13.h3? i po 13...Sd4! 14.hxg4 (przegrywa 14.Sxd4? Hh2+, nie ratuje też 14.Hd2 Sxf3+ 15.gxf3 Hh2+ 16.Kf1 Hxh3+ 17.Ke2 Se5-+) 14…Sxe2+ 15.Sxe2 Gc5 czarne uzyskiwały wygraną pozycję.
Chciałbym z kilkoma takimi pułapkami zapoznać czytelników. Ich lista jest bardzo obszerna, ograniczę się więc do debiutów otwartych, głównie do partii hiszpańskiej.
L. Mazi (2379) – D. Brinovec (2226) Portoroż 2016
1.e4 e5 2.Sf3 Sc6 3.Gb5 a6 4.Gxc6 dxc6 5.0–0 Gd6 6.d4 f6? Lepsze 6...exd4 7.Hxd4 f6. Czasami 5. i 6. posunięcia czarnych są przestawiane.
7.dxe5 fxe5 Równowagę materialną można utrzymać po 7...Gxe5 8.Hxd8+ Kxd8 9.Sxe5 fxe5 10.f4, ale ze skompromitowaną pozycją. 8.Sxe5! Se7 Lub 8...Gxe5 9.Hh5+ Kf8 10.Hxe5 9.Sc4 Ge6 10.Sxd6+ Hxd6 11.Hxd6 cxd6 12.Sc3 i białe wygrały. W bazie znaleźć można ponad dwieście partii z takim podstawieniem pionka.
J. Nepomniaszczij (2784) – A. Demczenko (2641) Partia błyskawiczna online 2020
8.Hxd4? Aż się nie chce wierzyć, że zawodnik z takim rankingiem wpadł w pułapkę znaną już w czasach Philidora, ale takich pechowców jest w bazie ponad setka. Konieczne było 8.Gd5 Wb8 i dopiero teraz 9.Hxd4 lub w stylu gambitowym 8.c3. 8...c5! 9.Hd5 (9.Gxf7+ Kxf7 10.Hd5+ Ge6) 9...Ge6 10.Hc6+ Gd7 11.Hd5 Grywano w tym miejscu też 11.Gxf7+ Kxf7 12.Hd5+ Ge6, ale oceny pozycji to nie zmienia. 11...c4 12.Gxc4 bxc4 13.Hxc4 Sf6 14.Sc3 Ge7 15.0–0 0–0 i czarne zostają z dużą przewagą materialną.
N. Zambor (2306) – J. Pechac (2427) Drużynowe mistrzostwa Słowacji 2017
1.e4 e5 2.Sf3 Sc6 3.Gb5 a6 4.Ga4 Sf6 5.d4 Rzadko grywany wariant, ale niepozbawiony jadu. 5...exd4 6.0–0 Ge7 7.e5 Se4 Jeśli 7...Sd5, to 8.c3 Sb6 9.Gb3!? dxc3 10.Sxc3 z rekompensatą za pionka. 8.Sxd4 Sxd4 9.Hxd4 Sc5 10.Sc3 0–0 11.Gg5 Sxa4?! Równa pozycja powstaje po 11...Gxg5 12.Hxc5 Ge7 13.Hd4 d6. 12.Gxe7
Teraz po 12...Hxe7 13.Sxa4 b5 14.Sc3 Gb7 15.f4 białe zachowują niewielką przewagę, ale w kilkunastu partiach niektórym dobrym szachistom wydawało się, że zdobywają figurę… 12...Sxc3? W nadziei na 13.Gxd8? Se2+ lub 13.Hxc3? Hxe7, ale… 13.Hh4! Okazuje się, że to czarne tracą jakość! 13...Se2+ 14.Kh1 He8 15.Gxf8 Hxf8 16.Hc4 b5 17.Hxe2 Gb7 18.Wad1 i białe łatwo wygrały.
M. Bida (2183) – C. Dobre (2354) Mistrzostwa Rumunii, Sarata Monteoru 2012
Prawidłowe jest oddanie centrum po 7…exd4. Roszada prowadzi do straty co najmniej pionka, co udowodnił już Tarrasch w partii z Marco w XIX wieku. W bazie jest kilkaset partii z tą pozycją, ale w wielu z nich białe nie skorzystały z okazji…
8.Gxc6!Gxc6 9.dxe5 dxe5 10.Hxd8! Waxd8 Lub 10...Wfxd8 11.Sxe5 Gxe4 12.Sxe4 Sxe4 13.Sd3 f5 14.f3 Gc5+ 15.Kf1 Wf8 16.Ke2 i figura ginie. 11.Sxe5 Gxe4 12.Sxe4 Sxe4 13.Sd3! f5 14.f3 Gc5+ 15.Sxc5! (15.Kf1? Gb6!) 15…Sxc5 16.Gg5! Wd5 (16...Wd7 17.Ge7) 17.Ge7! Sa4 Po 17...We8 jest 18.c4 i czarne też tracą jakość. 18.Gxf8 Kxf8 19.Wad1 Wxd1 20.Wxd1 Ke7 21.Wd5 i białe zrealizowały przewagę.
G. Grabitz (2067) – M. Seibt (2011) Drużynowe mistrzostwa Europy seniorów, Drezno 2013
1.e4 e5 2.Sf3 Sc6 3.d4 exd4 4.Gc4 Ge7 5.c3
5…dxc3? Prawidłowe jest 5...d6 6.cxd4 Sf6 lub 5...Sa5 6.Gd3 (6.Hxd4!?) 6…dxc3 7.Sxc3 Sc6 8.0–0 d6 ze ścieśnioną, ale solidną pozycją. 6.Hd5! 1–0
Partii z takim początkiem jest w bazie około pięciuset. W większości czarne kapitulowały w tym miejscu (bo przecież po 6…Sh6 jest 7.Gxh6) albo kilka ruchów później. Taka decyzja była jednak przedwczesna, gdyż czarne nie tracą figury po 6…Sh6 7.Gxh6 0-0!. Niedobre jest wówczas 8.Gc1? Sb4 9.Hd1? c2. Gońca h6 trzeba więc oddać w wersji 8.Sxc3 gxh6 9.Hh5 lub 8.Gxg7 Kxg7 9.Sxc3. Białe zachowują przewagę, ale do wygranej jest jeszcze daleko.
L. Lubojevic – S. Makaryczew Amsterdam 1975
1.e4 e5 2.Sf3 Sf6 3.Sxe5 d6 4.Sf3 Sxe4 5.d4 d5 6.Gd3 Ge7 7.0–0 Sc6 8.We1 Gg4 9.c3 (9.Gxe4 dxe4 10.Wxe4 Gxf3 11.Hxf3 Sxd4=) 9…f5 10.Hb3 0–0 11.Sfd2? Niedobre jest tu 11.Gxe4?! fxe4 12.Wxe4? Gxf3 13.gxf3 Sa5, wątpliwe 11.Hxb7?! Wf6 12.Hb3 Wb8 13.Hc2 Wg6 z silnym atakiem czarnych, najczęściej grywane to 11.Sbd2 Sa5 12.Hc2 Sc6. Posunięcie w partii wydaje się logiczne – stwarza groźbę dwukrotnego zabicia na e4 oraz odrzucenia czarnych figur poprzez f2-f3. Daje jednak czarnym okazję do nieoczekiwanej kombinacji…
1.e4 e5 2.Sf3 Sc6 3.Gc4 Sf6 4.Sg5 d5 5.exd5 Sa5 Powszechnie wiadomo, że niedobre jest 5…Sxd5?! 6.d4 Ge7 7.Sxf7! Kxf7 8.Hf3+ i powstające komplikacje są korzystne dla białych. 6.Gb5+ c6 7.dxc6 bxc6 8.Hf3 Częściej grywa się tu 8.Ge2. 8…Wb8 9.Ga4 Zabranie drugiego pionka 9.Gxc6+ Sxc6 10.Hxc6+ Sd7 11.Sf3 Wb6 12.Ha4 Gb7 daje czarnym niebezpieczną inicjatywę. 9...h6 10.Se4 Sd5?! Lepsze 10...Sxe4 11.Hxe4 Wb4 12.Gxc6+ Sxc6 13.Hxc6+ Gd7 14.Hf3 Gc5 15.0–0 0–0 16.d3 Wb6 z dużą przewagą rozwojową czarnych. 11.Sbc3
Białe stoją lepiej, ale po 11…Ge6 gra mogła się toczyć jeszcze długo. Czarne wpadły jednak w zamaskowaną pułapkę. 11…Ge7? 12.Sxd5 Hxd5 13.Sf6+! z zyskiem hetmana.
Partie są dowodem, jak ważna w nauce debiutów jest znajomość dorobku klasyków. Niestety, pod tym względem we współczesnych szachach nie jest najlepiej.
W lipcu w Białymstoku odbyło się zgrupowanie kadry warcabistów Stowarzyszenia „Cross”. Około tygodniowy trening był okazją do szlifowania umiejętności, także z wykorzystaniem sporego materiału analitycznego w postaci partii rozegranych przez naszych zawodników na ostatnich turniejach. Z częścią reprezentantów udaliśmy się później do Rygi, by wziąć udział w turnieju Pucharu Świata FMJD, ale o tym przy innej okazji. Teraz czas na analizę jeszcze kilku rozgrywek z mistrzostw Polski.
Do tej ciekawej pozycji doszło po 35 ruchach partii. Obie strony atakują swoje długie skrzydła, a w tym planie kluczowa okazuje się kontrola narożnika 25. 36.30-25 14-20 37.25x14 9x20 Na pierwszy rzut oka bardzo dobra wymiana izolująca białego piona 35. 38.42-37? 38.35-30! Tymczasem właśnie możliwość wyjścia tym pionem należało sprawdzić! 38...20-25 Jak inaczej? 39.38-32! 25x23 40.32-28 23x32 41.24-19! 13x24 42.33-29 24x33 43.42-38 32x43 44.48x6 z pozycją komputerowo ocenioną na remis, ale z turniejowej praktyki – dającą większe szanse na sukces białym. 38...11-17 39.38-32 17-21 Dokładniejsze: 39...22-27 40.32x21 16x27. 40.45-40? 40.35-30! Teraz znalezienie tego ruchu wydawało się jeszcze prostsze! 40...22-28 (40...20-25?? 41.33-28! 25x23 42.28x28) 41.33x22 18x38 42.30-25= 40...22-27 41.40-34 27x38 42.33x42 12-17 43.42-38 3-9 44.48-43 18-23 45.29x18 20x40 46.35x44 13x22 i z pionem więcej czarne bez problemów wygrały. 0-2
Leszek Stefanek – Mikołaj Fiedoruk MP Rowy 2025
Żeby nie wydawało się, że droga do mistrzostwa to sama słodycz, przeanalizujmy partię, która była zdecydowanie słabszym momentem złotego medalisty Leszka Stefanka.
1.33-29 19-24 2.39-33 14-19 3.44-39 20-25 4.29x20 25x14 Pasywny plan czarnych oddający dwa tempa już w pierwszych ruchach. 5.50-44 17-21 6.31-26 15-20 7.26x17 12x21 8.32-28 7-12 9.37-32 21-26 10.41-37 18-22 11.28x17 11x22 12.32-28 Takimi ruchami to białe, mimo bicia czarnych w kierunku bandy, dają im darmowe tempa. Aktywniejsze są ruchy w rodzaju: 12.32-27 22x31 13.36x27. 12...10-15 13.28x17 12x21 14.36-31 5-10 15.46-41 1-7 16.31-27 21x32 17.38x27! 7-12 18.41-36 12-18 19.43-38 18-22 20.27x18 13x22 21.49-43 8-12 22.33-28 Lepszym sposobem na wykorzystanie niekorzystnej współpracy pionów 16 i 22 wydaje się: 22.37-31 26x37 23.42x31 6-11 24.38-32 z pozostawieniem piona 22 na swoim miejscu i bez możliwości wyprowadzenia piona 16. 22...22x33 23.39x28 12-17 24.38-32 9-13
25.32-27? Dobry pomysł, ale zbyt pochopne wykonanie. W tym momencie partii wskazana była większa cierpliwość: 25.44-39 17-21 26.36-31!. 25...17-21! 26.27-22 26.37-32? 26-31! i w każdym wariancie przewagę uzyskują czarne. 27.27-22? (27.28-22 3-8) 27...21-27 28.32x21 16x18 29.36x27 18-23 30.27-21 23x32 26...2-7 27.44-39 7-11 28.42-38 20-25 29.38-33 14-20 30.34-30 25x34 31.40x29 20-24! 32.29x20 15x24
Bardzo dobra wymiana czarnych, która nie pozwala na zagranie najlepszego ruchu pozycyjnego. Centrum wydaje się pod kontrolą białych, ale jest mocno podziurawione. 33.39-34 33.45-40?? 24-29! 34.33x24 19x30 35.35x24 13-18 36.22x13 26-31 37.37x17 11x35 33...11-17 34.22x11 6x17 35.37-32 13-18 Czarne skutecznie okrążają samotny centralny kamień 28. 36.47-42 10-14 7.36-31 26x37 38.42x31? Tym razem większe szanse obrony dawała wymiana w drugim kierunku: 38.32x41 21-27 39.45-40 14-20 40.34-29 17-21 41.43-39 21-26 42.28-23 19x28 43.33x13 24x44 44.40x49= 38...18-23! 39.34-30?
Ten ruch całkowicie pogrzebał nadzieje białych na choćby remis. Niełatwo byłoby też w innych wariantach: 39.31-26 3-8 40.34-30 8-13 41.45-40 13-18 42.43-38 18-22 z dużą przewagą czarnych. 39...14-20!! Pięknie znalezione przez Mikołaja posunięcie! 40.30-25 Nie ratowały inne opcje: 40.45-40 23-29 41.43-38 20-25. 40...3-9!! 41.25x3 21-26 42.3x21 16x49 43.28-22 26x37 44.33-28 23x32 45.22-17 49-44 46.17-12 37-42 47.48x28 44x8 Bardzo dobra partia Mikołaja Fiedoruka i w pełni zasłużone zwycięstwo nad późniejszym mistrzem Polski. 0-2
Mieczysław Kaciotys – Józef Tołwiński MP Rowy 2025
Do niezwykle ciekawej końcówki, która była pełna zwrotów niczym doskonały hollywoodzki film akcji, doszło w drugiej rundzie, w potyczce Kaciotys − Tołwiński.
42.26-21? Rolą pionów bandowych może być wymiana centralnych kamieni przeciwnika. Tym zagraniem białe oddają czarnym kontrolę nad ważnym punktem 22. 42.38-32 18-22 43.32-27 22x31 44.26x37 z remisowym ustawieniem. 42...18-22! 43.44-39? Ostatnia niedokładność sprawiła, że białe musiały być niesłychanie dokładne, żeby móc uratować partię. Jedyny dobry wariant to trudne do znalezienia i obliczenia: 43.48-42! 9-14 44.44-40 23-28 45.33-29 24x33 46.38x29 28-32 47.40-34= 43...9-14 44.48-42 3-9? Teraz to czarne robią błąd i wypuszczają wygraną. Należało nie dopuścić do aktywowania ostatniej nadziei białych, czyli kolumny 42, 38, 33, grając: 44...23-29! 45.42-37 3-8 46.37-32 22-27 47.21-17 27-31 z wygraną. 45.39-34! 24-30 45...23-28 46.33-29 24x33 47.38x29 28-32 48.29-24= 46.34-29 23x34 47.33-28 22x33 48.38x40 30-35 49.40-34 9-13 50.21-17
Białe: 42, 34, 25, 17 Czarne: 1, 13, 14, 35
Teraz to białe mają inicjatywę! Bardzo ważna pozycja cztery na cztery, która może też być ciekawym zadaniem na liczenie w końcowej fazie gry. Który ruch czarnych jako jedyny prowadzi do remisu? 50...13-18? Nie ten! 50...1-7! 51.42-38 13-19 52.34-29 14-20 53.25x23 35-40 54.23-18 40-44 i remis. 51.42-38! 18-23 52.17-12 23-29 53.34x23 35-40 54.12-8 40-44 55.8-2
Białe: 38, 25, 23, 2 (damka) Czarne: 1, 14, 44
Z przegranej do wygranej pozycji. Tak to w warcabach bywa. Czarne są bez szans, ale słusznie walczą do końca. 55...1-6 56.2-19?? Przecież natychmiastowo zwyciężało nietrudne 56.2-35 i trzeba się poddać! 56...14-20 57.25x14 44-49! 58.38-33 49-40 59.33-29 6-11? I znów źle! Remisowało: 59...40-35 60.19-2 6-11! 61.2x16 35-19. 60.19-35 40-49 61.29-24 11-17 Powstała bardzo trudna, ale możliwa do wygrania pozycja. 62.24-20? Jedynym poprawnym ruchem było znów bardzo wymagające: 62.35-30! 17-22 (62...49-38 63.24-19) 63.23-19 22-28 64.14-9! 28-32 65.30-48! z wciąż niełatwą grą. 62...17-22 63.14-10 22-28 64.23x32 49x16 i po pełnym zwrotów akcji finiszu zawodnicy zgodzili się na podział punktów.
Ewa Wieczorek – Dorota Szela MP Rowy 2025
Na koniec przyjrzyjmy się dwóm pozycjom z pojedynku pań.
Białe wiążą czarne półrogatką i prawidłowo próbują rozbijać długie skrzydło czarnych. Należy jednak być uważnym. 23...14-19 24.39-33 19x30 25.25x34?? Ten ruch sprawia, że białe wpadają na klasyczną pułapkę z pozycji przeciwko rogatce i półrogatce. 25...10-14? 25...16-21! 26.27x16 22-27 27.31x22 17x30 28.35x24 10-14 i piona 24 nie da się obronić.
Jakiś czas później w tej samej partii:
Białe: 48, 38, 34, 32 Czarne: 22, 24, 25, 30
57.34-29??
Kolejna ciekawa końcówka i kolejne przegrywające posunięcie w remisowym ustawieniu. Jakie zagranie prowadziło do podziału punktów? Tym razem odpowiedź zostawiam do znalezienia czytelnikom.
57...20-24! 58.29x20 25x14 59.32-28 30-34 60.28-23 17-22?? Strata bardzo ważnego tempa, która wypuszcza wygraną. A można było wygrać na przykład tak: 60...34-40 61.23-18 14-19 62.38-32 17-22 63.18x27 40-44 64.27-22 44-50 65.32-28 50-39 66.48-42 39-48 67.42-38 48-39 68.38-33 39-34 69.22-17 34-7 70.28-22 19-23. 61.38-33 = 34-40 62.33-28 22x33 63.23-18 40-45 64.18-12 1-1